Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 58
Wolałem i tym razem się nie odzywać. Wtedy Stalin dodał na zakończenie: „Nie przeciągajcie tej sprawy”.
Wyszliśmy i wsiedliśmy do jednego samochodu. Abakumow odezwał się do mnie: „No to przejmuj sprawy”. „Niczego nie zamierzam przejmować” – odparłem. Mierkułow milczał. Wróciłem do swojego gabinetu.
Mierkułow zadzwonił wieczorem i spytał, co będziemy robili z tym fantem. Nie odpowiedziałem. Wtedy dodał, że już podpisał szyfrogram o zwołaniu narady po upływie doby.
Posiedzenie otworzył Mierkułow, dość szczegółowo przekazując treść rozmowy ze Stalinem. Abakumow siedział jak opluty, ja też nie miałem powodów do wesołości. Po naradzie niektórzy szefowie wydziałów specjalnych – generałowie – podchodzili do mnie, wypytując o sprawy frontowe. Nie słuchałem ich – zbyłem uwagą, że nie zamierzam działać bez rozkazu i dopiero po jego oficjalnym otrzymaniu wydam niezbędne rozporządzenia.
Po pożegnaniu się z uczestnikami zebrania długo myślałem, w jaki sposób zorganizować pracę z kadrami nie dość że nieprzygotowanymi, to zdemoralizowanymi. Skoro nie potrafią w sposób należyty zorganizować pracy z wykrywaniem szpiegów i dywersantów w sowieckich jednostkach i na zapleczu własnych wojsk, muszą w jakiś sposób to rekompensować, by wykazać się przed przełożonymi swymi rzekomymi „sukcesami”.
Poszli więc najłatwiejszą z możliwych drogą, obiecującą szybkie i łatwe sukcesy – śledzili, który z oficerów wziął sobie „pe-pe-że”, czyli polową pochodną żonę, kto przy szturmie miasta przyuważył i wysłał rodzinie niemiecki odbiornik radiowy, jakiś drobiazg z ubrania czy nawet paczki z żywnością. Prezenty przeważnie wysyłano speckurierem.
Na takich generałów i oficerów zakładano specjalne teczki, otwierano wydumane „sprawy” z dodawaniem własnej radosnej twórczości, kierując donosy do Abakumowa.
Wszystko to wiedziałem, ponieważ wielu pracowników znałem jeszcze z Ukrainy czy z Moskwy – chętnie mnie odwiedzali, dzieląc się wrażeniami i poszukując rzetelnej informacji o sytuacji na frontach. Dlatego nie chciałem przechodzić do Smiersza, mimo że automatycznie stałbym się zastępcą ludowego komisarza obrony, czyli Stalina.
Zdecydowałem się przeciągać sprawę w nadziei na jakiś szczęśliwy przypadek…
Rano w stosie papierów, z którymi miałem się zapoznać, zauważyłem szyfrogram od I.D. Papanina, pełnomocnika GKO do spraw słynnego Lend-Lease. Okazało się, że samoloty niemieckie zaatakowały konwój statków ze sprzętem wojennym z USA do Archangielska na Morzu Białym – ze wskazaniem dokładnych koordynat. Zatonęło 12 statków z setkami samolotów, czołgów, samochodów i innym sprzętem. Tylko jeden dotarł do Mołotowska146. Na telegramie adnotacja Stalina: „Wysłać na miejsce Sierowa. Niech starannie zbada sprawę i zamelduje”147.
Pokazałem Mierkułowowi telegram i zapowiedziałem, że rankiem wylatuję. Wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział. W czepku się urodziłem – nie chcę przejmować wydziałów specjalnych i uciekam przed nimi do Archangielska.
„Ucieczka” do Archangielska
Do Archangielska dolecieliśmy normalnie. Na lotnisku spotkał nas Papanin, który od razu, wyraźnie się denerwując, spytał o moje plany. Powiedziałem, że będę prowadził własne śledztwo, zgodnie z poleceniem Stalina, a o wynikach też go powiadomię.
Zaproponował, bym zatrzymał się u niego, ale odrzekłem, że nie chcę go krępować – pojechałem do siedziby UNKWD, a zamieszkałem w hotelu.
Tego samego dnia zapoznałem się z miastem, a wieczorem wezwałem dowódcę lotnictwa okręgu archangielskiego, by się dowiedzieć, czy jego samoloty mogły obronić amerykańskie okręty. Kiedy dokładnie wymierzyliśmy odległości od lotniska do miejsca katastrofy na morzu, okazało się, że zasięg lotnictwa myśliwskiego nie pozwala na wykonanie misji i bezpieczny powrót do domu – zabraknie paliwa. Wniosek – lotnictwo nie było w stanie pomóc.
Następnego dnia wezwałem marynarzy i zapytałem, czy ich szybkie kutry torpedowe były w stanie wyzwolić z opresji statki konwoju. Okazało się, że nawet przy ich szybkościach by nie zdążyły.
Teraz pozostało wyjaśnić, dlaczego Amerykanie, czyli załogi 12 okrętów, nie obronili się przed niemieckimi samolotami. Przebrałem się w cywilny garnitur i w towarzystwie jednego z pracowników UNKWD oraz miejscowego tłumacza pojechaliśmy do Mołotowska na spotkanie z amerykańskim kapitanem okrętu.
Przedstawiłem się jako burmistrz Mołotowska, który pragnie pogratulować kapitanowi szczęśliwego dotarcia do Archangielska.
Stanął przede mną wysoki, siwy, energiczny, uśmiechnięty starowina w wieku około 72 lat o posturze grenadiera. Podziękował mi za uwagę i rozmowa potoczyła się w sposób niewymuszony. Kiedy spytałem, jak mu się udało ujść przed Niemcami, w milczeniu wziął mnie pod rękę i wyprowadził na pokład. Tam dopiero się rozochocił.
Kiedy dopłynęli do jakiegoś tam równoleżnika na mapie, zjawił się nad nimi niemiecki focke-wulf amfibia. Po kilku minutach dołączyły do niego inne, tego samego typu, i wylądowały na wodzie obok. Zrzuciły przedtem morskie znaki sygnalizacyjne, by załogi porzuciły statki i na szalupach udały się do Norwegii lub Finlandii, w przeciwnym wypadku zostaną storpedowane razem ze statkiem.
„Widzę, co się dzieje – entuzjazmował się kapitan. – Polecam jednemu marynarzowi, by przygotował petardy dymne na jednej burcie, innemu na drugiej, trzeciemu – na rufie. W momencie, gdy Niemcy storpedowali jeden statek, opuszczony przez załogę, i na niektórych pokładach zaczęła się panika, wydałem komendę do odpalenia petard. Obłok dymu skrył naszą łajbę i w powstałym zamieszaniu zaczęliśmy się powoli wycofywać w stronę Archangielska. Kiedy wyszliśmy ze strefy zagrożenia, dałem rozkaz: »Cała naprzód!«. Przypuszczam, że Niemcy, widząc płonący ich zdaniem statek, pożałowali na niego torpedy. Przecież to koryto i tak zatonie. W ten sposób dotarliśmy do celu. Okej!”.
Wskazałem mu szybkostrzelne działka przeciwlotnicze wzdłuż obu burt. Inne statki też były podobnie uzbrojone. Dlaczego się nie broniły? Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i mówi: „Panie burmistrzu, to zgraja pustogłowych wojaków. Rzucili się do szalup, by uciec przed wybuchami”.
Potem zaprosił mnie do kajuty, gdzie przy dżinie i whisky kontynuował swoją barwną opowieść, jak to zmyślnie wyprowadził w pole przeciwnika. Ledwo mu się wyrwałem.
Podziwu godzien wilk morski, ale widocznie „pustogłowi” Amerykanie naprawdę nie zamierzali walczyć z Niemcami. Dlatego tak szybko opuścili swe statki. Dla kontrastu opowiedziałem mu o naszych sukcesach na frontach wojny ojczyźnianej. Słuchał z wielkim zadowoleniem.
Następnego dnia usiadłem w UNKWD do pisania szyfrogramu do Moskwy. Meldowałem w nim, że:
1. Lotnictwo nie było w stanie pomóc statkom na morzu z powodu jego zbyt krótkiego zasięgu.
146
Mołotowsk to nazwa Siewierodwińska w obwodzie archangielskim w latach 1938–1957.
147
Konwoje arktyczne były najszybszym i najskuteczniejszym sposobem dostarczenia do ZSRR amunicji, techniki wojskowej, żywności oraz surowców strategicznych z Wielkiej Brytanii i USA na podstawie umowy Lend-Lease. W czasie wojny przeprowadzono 77 konwojów z udziałem 1400 statków handlowych. Stracono przy tym ponad 100 jednostek.