Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 60
Podchodzę i pytam: „No i co, dranie, macie dość wojny?”. Odpowiadają energicznie: „Jawohl!” (Tak jest!). Nie sądzę, by rozumieli treść pytania.
Szybko zorganizowaliśmy im pomieszczenie, wstawiliśmy żelazne prycze i pognaliśmy do nabijania słomą materaców. Niech się starają…
Nazajutrz pojechałem do byłej stadniny koni, do której skierowałem kilka tysięcy wziętych do niewoli Niemców. Tuż za miastem trafiliśmy na kilka świeżych niemieckich trupów na poboczu. Przejechałem pół kilometra – leży kolejny. Wyszedłem z wozu, przyjrzałem się – zastrzelony! To już jest skandal157.
Kazałem kierowcy gnać szybciej. Po półgodzinie zobaczyliśmy kolumnę jeńców, około 5 tysięcy osób. Z tyłu konwojuje ich sierżant z pistoletem, obok ledwie brną dwaj Niemcy.
„Jak się mają sprawy?” – pytam. „Ledwo się wloką. Marni są” – skarży się. „I co z nimi robisz?”. Obejrzał się na boki. „Dobijam” – odpowiedział tak spokojnie, jakby w słusznej sprawie. „Zwariowałeś?!” – oburzyłem się. „A jakże inaczej, towarzyszu generale?” – zdumiał się chłopina. „Schowaj pistolet. Jeżeli jeszcze jednego zastrzelisz, wsadzę do więzienia. Jeśli któryś ze szwabów nie nadąża, niech usiądzie na poboczu. Kiedy doprowadzisz kolumnę, wyślij po maruderów samochód. Nigdzie przez ten czas nie uciekną”. Spojrzał na mnie niezadowolony, ale powiedział: „Tak jest!”.
Pojechaliśmy dalej. Sądzę, że usłuchał, ale nie ręczę – na wojnie jak na wojnie przecież.
W stadninie koni już zamieszkało ponad 3 tysiące jeńców, w nieogrzewanych stajniach. Ponieważ budynki były z kamienia, pozwoliłem na rozpalenie ognisk. Obserwowałem jeńców i widzę, że także w niewoli zachowali swoje przesądy – Niemcy traktowali z pogardą Włochów, którzy wyglądali naprawdę żałośnie, marzli i wydawali się całkiem bezbronni. Węgrów i Rumunów traktowali nieco lepiej, ale siebie wywyższali nad wszystkich.
Późnym wieczorem wysłuchałem raportów swoich podwładnych z innych obozów. Obraz nędzy i rozpaczy. Miejsc noclegowych brak – wszystkie budynki wkoło zbombardowane do ostatniej cegły. Zadzwoniłem przez WCz do Chrulowa, prosząc o setkę namiotów sztabowych. Obiecał przysłać158.
Następnego ranka z generałem służby medycznej, wielkim chłopem – nazwisko zapomniałem, zapamiętałem tylko półmetrowej długości pagony na ramionach – wybraliśmy się na inspekcję batalionów sanitarnych. Nazwa szumna, a w rzeczywistości to szopy, składy i magazyny, w których umieszczano rannych.
Generał przyznał, że większość z nich umrze, gdyż kilka dni przed pójściem do niewoli już nie otrzymywali koniecznej pomocy medycznej. Lżej ranni też nie przeżyją, ponieważ w antysanitarnych warunkach dostaną zakażeń, gangreny i innych paskudztw. Wzruszyłem ramionami – myśmy ich do nas nie zapraszali, niech więc płacą teraz cenę swej agresji159.
Za dnia szef UNKWD Woronin pokazywał mi wąwozy, zapadliny, doły i inne stosowne miejsca do masowego grzebania trupów. Nie było innego wyjścia – na wiosnę ciała by się rozkładały i epidemia murowana. Poprosiłem o przysłanie całego pociągu wapna, by posypywano nim warstwy trupów, zanim traktory zasypią je ziemią.
Cały czas byłem w kontakcie z Rokossowskim i Jeriomienką*, który dowodził frontem zamiast zwolnionego Gordowa. Z pierwszym z nich spotykałem się już pod Moskwą, kiedy dowodził 16. Armią. I wtedy, i teraz sprawiał wrażenie kompetentnego, myślącego generała, w odróżnieniu od Jeriomienki, egoisty i pyszałka, chwalipięty, dość tchórzliwego w obliczu wysokich przełożonych.
Gdy zajmowałem się jeńcami, otrzymałem polecenie z Moskwy, bym zorganizował przerzucenie wojsk Rokossowskiego do Rosji centralnej w ciągu 5–6 dni. Zostałem więc kolejarzem.
Na kolei panował najprawdziwszy bałagan. Nikt nikogo nie słuchał, każdy sam sobie dowódcą. Węgla brak, pociągów nie przyjmują, pustych wagonów stolica nie odsyła. Nieszczęście. A Stalin o wykonanie zadania spyta.
Wysłałem depeszę do Moskwy. Okazało się, że Kobułow już siedzi w Ludowym Komisariacie Kolejnictwa i reguluje, komu ile wagonów nadesłać.
Zadzwoniłem do niego – obrażony. Jak śmiałem wysyłać depeszę?
Proszę o wagony. Odpowiada, że nie da. Wiem, że na sąsiednią linię kolejową jednak wysyła. Wynika z tego, że czyni mi na złość, abym zawalił sprawę i potem wyszedł na niedorajdę w oczach kierownictwa.
Pokłóciliśmy się. Zadzwoniłem do Chrulowa, a tamten odsyła mnie z powrotem do Kobułowa.
Jak na złość zaczęły się zawieje i zamiecie śnieżne. Moje plany zagrożone. Pojechałem na stację, by osobiście zaprowadzić porządek. Ku memu zdziwieniu wagony podstawiono, ale wojska nie dotarły. Chwytam za słuchawkę – Rokossowski, z którym uzgodniliśmy plan transportu jego jednostek, zaklina się, że dotrzymuje harmonogramu.
Wobec tego poprosiłem, by pogonił swoich dowódców armii i dywizji, aby na czas dowozili swoje oddziały. Z wielką męką dotrzymałem terminów. Wojska przetransportowano pod Kursk.
Jak tylko wysłano ostatni skład, otrzymałem rozkaz z Moskwy, bym natychmiast wylatywał do Krasnodaru i czekał tam na dalsze polecenia. Nadszedł marzec.
Na miejscu dowiedziałem się w UNKWD, że na dworcu zbierają się dowódcy armii kierunku północnokaukaskiego, oczekując przyjazdu członka GKO – Berii.
Pod gmachem dworca zobaczyłem wojskowe willysy. Przy peronie stała lokomotywa i dwa wagony. W tłumie generałów dojrzałem I.E. Pietrowa, I.I. Maslennikowa, dowódcę 18. Armii, Lesielidzego, 9. Armii, Grieczkina, Mielnika, Korotiejewa, Greczkę* z 56. Armii.
Przywitałem się. Spytałem o cel tej zbiórki. „Nie wiemy”. Sądzili, że to ja będę wiedział. Zobaczyłem ochroniarza Sarkisowa*, wezwałem go do siebie i spytałem, czy wie, w jakim celu nas zebrano. Odpowiedział: „Zaraz was zaprosi”.
Rzeczywiście, zaproszono nas wszystkich do wagonu – salonki, gdzie skinieniem głowy przywitał się z nami Beria, obok którego po prawej stronie stał jakiś pułkownik o rudych wąsach. Usiedliśmy.
Beria poinformował, że GKO oczekuje zorganizowania naszej ofensywy na Półwysep Tamański160. Wysłuchał zdania obecnych dowódców na ten temat, a potem spytał A.A. Greczkę: „Jak sądzicie, jeśli tak sprawy zorganizujemy, osiągniemy sukces?”. Zapytany dowódca 56. Armii, po wojskowemu szczupły, odrzekł z uśmiechem po ukraińsku: „Ne znaju, czy budet, czy ni”.
Beria ponuro zsunął binokle na nos i nic nie odpowiedział. Ogłosił następnie, że dowódcą nacierających na Półwysep Tamański wojsk zostaje Pietrow, koordynację działań dwóch armii – Mielnika i Korotiejewa – powierza się zastępcy szefa NKWD Sierowowi161. „Możecie wracać i przystępować do działania” – zakończył. Siedzący obok Berii wąsacz wszystko notował.
157
Najważniejszą dyrektywą dla Sierowa pozostawał rozkaz NKWD nr 001603 z 3 sierpnia 1942 r., który przewidywał „organizację wszystkich rodzajów zaopatrzenia i opieki sanitarno-medycznej, jak również świadczenia usług na rzecz jeńców wojennych”. Liczba wziętych do niewoli Niemców pod Stalingradem była jednak na tyle wielka, że uniemożliwiała w praktyce realizację powyższego polecenia.
158
Poczynając od stycznia 1943 r. koło osiedla Bieketowka pod Stalingradem organizowano obóz przejściowy dla niemieckich jeńców wojennych. Rozkazem Sierowa w lutym przekształcono go w Zarząd Obozów nr 108, po czym na terytorium obwodu stalingradzkiego powstała cała sieć obozów i punktów filtracyjnych dla jeńców.
Od lutego 1943 r. Niemców stopniowo wywożono ze Stalingradu, ale proces przybrał na sile po 1 marca, kiedy Beria wydał rozkaz nr 20 „O wywozie jeńców wojennych z obozów i punktów zbiorczych w pasie przyfrontowym”. Tylko w marcu należało przetransportować 78 500 osób do obozów NKWD na zapleczu. Jeńców następnie wykorzystywano przy pracach budowlanych oraz w zakładach przemysłowych (
159
Niemcy z 8. Armii Paulusa, która skapitulowała, byli tak wycieńczeni, że 30–40 procent z nich umierało od razu w drodze do obozów zbiorczych. Tylko w marcu 1943 r. z różnych przyczyn zmarło 18 723 jeńców. (Tamże, s. 7–10).
160
Rok 1943 zapoczątkował zasadnicze zmiany na wszystkich frontach. Na południu po bitwie stalingradzkiej trwała ofensywa naszych wojsk na Rostow i Donbas, wypędzano nieprzyjaciela z Kaukazu. Na Półwyspie Tamańskim skoncentrowano znaczne ugrupowanie hitlerowskich wojsk o liczebności do 300 tys. żołnierzy. Po jego rozbiciu otwierała się droga do Noworosyjska. Istotną rolę miał odegrać desant morski w okolicach tego miasta. W wyniku tej operacji zdobyto przyczółek nazwany „Mała Ziemia”.
161
Kondrat Mielnik w opisywanym okresie dowodził 58. Armią, Konstantin Korotiejew – słynną 18. Armią, w której składzie walczył przyszły sekretarz generalny Leonid Breżniew. Obie armie przyczyniły się do wyzwolenia Półwyspu Tamańskiego i wybrzeża czarnomorskiego. Można założyć, że powierzenie Sierowowi roli koordynatora wskazywało na wagę planowanej operacji. W tym sensie Sierow niejednokrotnie pomyślnie odgrywał rolę „wysłannika Kremla”.