Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 63

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow

Скачать книгу

rozmowie Stalin wyszedł na ganek. Poszliśmy na spacer. Spytał w pewnym momencie: „A gdyby tak polewkę dziś na obiad?”. Odpowiadam pewny siebie: „Za około pół godziny może być”. Widzę – nie wierzy, bo wie, że ciężarówka z produktami zabłądziła. Wtedy widocznie dla sprawdzenia mnie spytał: „A gdzie gotują?”. Wskazałem mu na domek po drugiej stronie. „No to zobaczmy!” – i ruszył w tamtym kierunku.

      Weszliśmy. Piec buzuje na całego, zapach zupy mięsnej łaskocze nozdrza, piecze się baranina na drugie danie. Miałem powody do zadowolenia. Stalin tylko spojrzał i wyszedł. Ja za nim.

      Po kilku minutach rzekł z uśmiechem: „Według moich danych agenturalnych nie śpicie już trzecią dobę”. Bez cienia zażenowania odpowiedziałem: „To jest dezinformacja, tow. Stalin”. „Dysponuję sprawdzonymi danymi” – upierał się, więc nie oponowałem.

      Kiedy doszliśmy do domku, powiedział: „Idźcie i natychmiast kładźcie się spać”. „Po obiedzie” – obiecałem.

      Po obiedzie Stalin nakazał Jefimowowi, by mnie odprowadził do mego domku i nie odchodził od łóżka, póki nie zasnę. Jak tyko przyłożyłem głowę do poduszki, zapadłem w kamienny sen i spałem całe dwie godziny.

      Obudziłem się o 9 wieczorem. Stalin jeszcze pracował i mnie wezwał. Gdy wszedłem, powiedział: „Jutro powinniśmy być na Froncie Kalinińskim u Jeriomienki. Zatrzymamy się pod Rżewem. Polecicie tam samolotem i zorganizujecie nasz przyjazd pociągiem. Kiedy będziecie gotowi?”. Odpowiadam, że rankiem. Pokazał mi na mapie, gdzie mamy się spotkać.

      Rano odprowadziłem Stalina do wagonu i od razu wyleciałem U-2. Wylądowałem po 40 minutach w malutkiej wiosce Choroszewo koło Rżewa, 20 chałup, nie całkiem zburzonej przez Niemców.

      W wiosce spodobał mi się pewien schludny domek z ganeczkiem i względnie czystym podwórkiem. Wszedłem i powiedziałem właścicielce, że zatrzyma się u niej na kilka dni sowiecki generał. A ta głupia jak na mnie nie wrzaśnie: Co to znaczy? Za Niemca jakiś ichni pułkownik mnie z własnego domu wygonił, a teraz sowiecki generał? Jak długo tak będzie? Kiedy mam mieszkać?!

      Też się zeźliłem i nakazałem, by po półgodzinie jej tu nie było. Wiedziałem już, że trzy domy dalej mieszka jej brat, więc miała gdzie nocować.

      Zatrzymałem samochód z żołnierzami od generała Zubariowa*, szefa ochrony zaplecza frontu. Zamietli podwórko, ustawili letni piecyk, wyszorowali podłogi, przetarli meble kuchenne, stołowe i sypialniane. Wystawiłem ochronę zewnętrzną i udałem się na stację kolejową. Po dworcu została tylko nazwa i dwa wypalone szkielety ścian z cegły.

      Po peronie spacerował jakiś ważniak w czerwonej furażerce. Podszedłem, przywitałem się i uprzedziłem, że zaraz nadjedzie lokomotywa z dwoma wagonami – należy je zatrzymać. Spojrzał z góry na cywila, mimo że ze znaczkiem delegata Rady Najwyższej ZSRR w klapie, i oświadczył, że nadjeżdża pociąg specjalny i nie mam prawa go zatrzymywać.

      Spytałem go więc, jak się w ogóle zatrzymuje pociągi. Pokazał mi kołowy ruch rękami, a sam odszedł na bok. Widocznie wskazywał tym, że nie odpowiada za moje poczynania. Stanąłem na torach, a kiedy dojrzałem nadjeżdżającą lokomotywę, zacząłem wymachiwać czapką, jak mnie poinstruowano. Patrzę, pociąg jakby zwalniał. Zwolnił zupełnie i się zatrzymał. Okazało się, że jesteśmy na mijance Mielechowo.

      Wszedłem do wagonu i zapewniłem Stalina, że wszystko jest przygotowane na jego przyjazd. Wyszliśmy na peron i wsiedliśmy do samochodu prowadzonego przez rezerwowego kierowcę, który na widok wodza tak się zdenerwował, że prawie zasłabł i dostał silnego bólu głowy. Jakoś dojechaliśmy.

      Stalinowi domek się spodobał, ale nie obeszło się bez nieporozumienia – telefonistki zainstalowały angielski aparat WCz systemu Ericsson, gdzie dla uzyskania rozmowy z abonentem należało najpierw pokręcić korbką, a dopiero potem nacisnąć przycisk.

      Stalin podniósł słuchawkę i zamówił rozmowę z dowódcą frontu Jeriomienką, ale połączenia nie uzyskał. Podpowiedziałem mu, co należy czynić, ale widzę, że już jest w złym humorze. Od razu wyszedłem z pokoju. Na podwórku usłyszałem, jak „daje popalić” Jeriomience za to, że front drepce w miejscu. Taka rozmowa trwała co najmniej 10 minut. Ze dwa razy zwymyślał dowódcę, co wodzowi przytrafiało się niezwykle rzadko. Po raz pierwszy słyszałem, by aż tak przeklinał. Potem przywołał mnie i mówi: „Zaraz przyjedzie Jeriomenko. Należy wyjść po niego przy wiosce i tu przyprowadzić. Kto to może zrobić?”. Odpowiadam: szef ochrony zaplecza Frontu Kalinińskiego generał major Zubariow, nasz pogranicznik. „No to dawajcie go tu”.

      Szybko posłałem po Zubariowa, a gdy przyjechał, wytłumaczyłem, jakie zadanie postawi mu tow. Stalin. Dodałem przy tym: „Tytułować go macie »towarzyszu Stalin«, nic więcej. Rozumiecie?”. Patrzył na mnie w milczeniu i przyznał: „Nigdy przedtem nie widziałem tow. Stalina”. „No to właśnie zobaczycie” – mówię. Zaczerwienił się jak pannica. Po drodze jeszcze raz uprzedziłem, jak ma się zwracać: „Tow. Stalin. Nie inaczej!”.

      Przyszliśmy. Blady Zubariow milczał, zamiast regulaminowo zameldować po wojskowemu swoje przybycie. Przedstawiłem go: to generał Zubariow, tow. Stalin. Zubariowowi naraz zebrało się na odwagę i jak nie wypali: „Towarzyszu naczelny dowódco! Marszałku Związku Sowieckiego! Generał major Zubariow melduje się na wasz rozkaz!”. Zrobił krok w lewo i trzasnął obcasami.

      Stalin podszedł do niego i przywitał się. „Czołem, towarzyszu marszałku Związku Sowieckiego!” – wrzasnął generał, krok w lewo i trzask obcasami.

      Stalin spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałem, że potem zostanę obsztorcowany za taki „meldunek”. Wódz spytał, czy Zubariow zna Jeriomienkę. Generał ponownie odpowiedział z pełnym tytułem, krokiem w lewo i trzaskiem – całą choreografią. I tak do samego końca rozmowy. Powinienem był odejść natychmiast. Wiedziałem jednak, że Stalin mnie zawróci i zruga.

      Stoję więc. Wódz spojrzał na mnie i mówi: „Niczego nie zrozumiał, niczego nie zrobi”. Odparłem z udawaną pewnością w głosie: „Przyprowadzi Jeriomienkę, tow. Stalin”. „A czemu skacze jak baletnica?”. Wyjaśniam, że bardzo przeżył spotkanie, ale Jeriomienkę przyprowadzi.

      Wyszedłem. Po 30 minutach nadjechał samochód osobowy, za nim pick-up z ludźmi i aparaturą filmową. Zatrzymałem ich w odległości kilkudziesięciu merów od domku, by nie kurzyli. Przywitaliśmy się z Jeriomienką. Filmowców odprawiłem natychmiast.

      Jeriomienko nalegał, by zostawić „brygadę filmową” dla uwiecznienia jego spotkania ze Stalinem „w warunkach frontowych”. Zareagowałem stanowczo: „Na razie niech wyjadą, a jak domówisz się z tow. Stalinem, wtedy ich wezwiemy”.

      Na to Jeriomienko zaczął prosić, bym to ja zameldował tow. Stalinowi o jego intencjach filmowych. Wiedziałem, że ich spotkanie przebiegnie raczej burzliwie, i odrzekłem, że przecież sam będzie miał ku temu okazję. Odprowadziłem go do Stalina. Wychodząc, usłyszałem jeszcze pytanie wodza zadane poirytowanym tonem, dlaczego front nie wykonał postawionego mu przez Stawkę zadania. Rozmowa w tym duchu trwała około pół godziny.

      Stalin z Jeriomienką wyszli na podwórze. W tym momencie pogranicznik z wojsk NKWD ochrony zaplecza poinformował mnie, że właśnie przez radio podano, iż wojska

Скачать книгу