Zamiana. Joseph Finder
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamiana - Joseph Finder страница 7
A wszystko to dzięki koncentratowi Tanner Cold Brew. Ludzie z firmy Four Seasons zgodnie przyznali, że jest on najlepszy w smaku. Pogratulowali Michaelowi pomysłu, aby dodawać do kawy zimny ekstrakt, czego nie zaoferował żaden z jego rywali.
W ten sposób Tanner Roast odniósł zwycięstwo w kulinarnym konkursie. Umowę zawarto na uścisk dłoni, jej wersja na piśmie miała powstać w ciągu najbliższych kilku tygodni, ale jednak była to umowa. I tylko sam właściciel oraz jego główna księgowa wiedzieli, że ów sukces uratował firmę Tanner Roast od katastrofy. Sytuacja finansowa była bowiem bardzo zła.
Michael wstał, aby skłonić Karen do wyjścia z gabinetu, a kiedy się odwrócił, ujrzał stojącą w drzwiach Lucy Turton, kierowniczkę administracyjną. Lucy była wysoka i ogorzała, miała krótkie jasne włosy i zdrowe rumieńce, które nigdy nie znikały z jej policzków.
– Masz chwilkę? – spytała.
Karen przeprosiła i wyszła.
– Jasne.
Lucy weszła, zamknęła drzwi i przycupnęła na skraju fotela dla gości.
– Znowu chodzi o Connie.
Tanner przewrócił oczami. Connie Hunt pracowała jako księgowa i bardzo często wychodziła z biura. Zawsze znajdowała jakiś powód, byle tylko wymigać się od pracy. W zeszłym roku niespodziewanie zniknęła na cały tydzień, a kiedy wróciła, Lucy spytała, czy coś się stało. Connie odparła, że jej suka właśnie się oszczeniła – czyli w istocie rzeczy był to urlop macierzyński. Od paru lat Lucy błagała Tannera, aby Connie zwolnił, on jednak niezmiennie chciał dać kobiecie kolejną szansę.
– Co tym razem?
– W tamtym miesiącu nie było jej prawie tydzień, rzekomo z powodu bólu prawego nadgarstka. Tylko że jak wróciła, mówiła o kontuzji w lewym nadgarstku. Kilka dni temu też przepadła, powołując się na śmierć członka rodziny. Mówiła, że ciotki. Natomiast dzisiaj stwierdziła, że zmarł jej wujek. Na co ja: „No to kto właściwie umarł? Zdecyduj się”. Michael, musisz wywalić tę babę.
Tanner pokręcił głową i westchnął ciężko.
– Wydaje mi się, że jej życie nie jest usłane różami. Zanim przyszła do nas, miała naprawdę dobrą pracę.
– A może tylko tak nam mówi – żachnęła się Lucy.
– Musimy dać jej szansę.
– Daliśmy jej już co najmniej pięć szans i żadnej nie wykorzystała. Poza tym zawsze się spóźnia z miesięcznym raportem. Większość czasu spędza na Facebooku albo sprzedaje coś na eBayu. Czy nie ma jakiegoś sposobu, żeby kontrolować to, co ona robi na firmowym komputerze?
– Wtedy zmienilibyśmy się w Wielkiego Brata. Nie piszę się na to. Sorry.
Gdy Lucy wyszła, Tanner otworzył laptopa i ponownie wpisał hasło z różowej karteczki samoprzylepnej, którą znalazł pod obudową. S. Robbins. Dwukrotnie kliknął w ikonę „Dokumenty”, po czym ukazała się kolumna folderów o nazwach:
1. Projekt książka
2. Dom w Chicago
3. Mieszkanie w Waszyngtonie
4. Korespondencja
5. Podziękowania dla darczyńców
6. Streszczenia dokumentów
7. Komunikaty prasowe
8. Komentarze
9. Przemówienia
10. SSCI1
11. Personel
Tanner spojrzał na zegarek; do rozpoczęcia degustacji kawy zostały mu tylko trzy minuty. Wszedł do folderu „Projekt książka”, a następnie otworzył pierwszy dokument z brzegu, oznaczony jako „Propozycja 3.4”. Zaczynał się od słów:
W ciągu dwudziestu czterech lat zasiadania w Senacie Stanów Zjednoczonych odebrałam kilka bolesnych lekcji. Jedzenie w stołówce ulokowanej w podziemiach senackiego budynku im. Philipa Harta jest…
Michael podniósł wzrok.
Zatem „S. Robbins” to senator Susan J. Robbins. Michael coś o niej słyszał. Wieloletnia parlamentarzystka ze stanu Illinois.
A teraz jej komputer, komputer senatora Stanów Zjednoczonych, spoczywał na jego biurku.
Hm.
Ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
– Szefie – powiedział Sal. – Jesteśmy gotowi.
6
Dwanaście niewielkich szklanek stało w dwóch rzędach. Po dwa naczynka przeznaczono na jeden z sześciu gatunków gwatemalskiej kawy, które – po selekcji – firma zamierzała kupić. Był to cały skomplikowany rytuał zwany „degustowaniem w dłoniach”. Z naukową precyzją. Tanner zanurzył łyżeczkę w gęstym osadzie powstałym ze zmielonych ziaren, do których dodano wody, przyłożył nos na dwa centymetry od jego powierzchni i wciągnął powietrze. Poczuł przelotny aromat kwiatów niesiony przez lekkie, lotne cząsteczki. Czynność tę powtórzył przy sześciu pozostałych kieliszkach. W tym czasie Sal wąchał drugi kieliszek z każdej pary. Ktoś niemający pojęcia o sprawdzaniu jakości kawy uznałby tę scenę za zabawną. A jednak nie wolno jej było opuścić, stanowiła pierwszy etap rytualnej degustacji.
Michael skinął Salowi głową, a ten zaczął usuwać z naczynek zmielony miał za pomocą dwóch łyżek. Nagle rozdzwoniła się komórka. Michael wyjął ją z kieszeni. Sarah.
– Przepraszam na chwilę – powiedział do Sala.
– I tak musimy poczekać, aż ostygnie o kilka stopni – odparł Sal zajęty operowaniem dwiema łyżkami.
Tanner odebrał, oddalając się od długiego stołu. Skierował się w stronę swojego gabinetu.
– Sarah. – Stał na samym końcu magazynu, pośród pudełek z młynkami i zaparzaczami, sprzętem, który pożyczali nowym klientom dla zachęty.
– Słuchaj, Tanner. Wybacz, że przeszkadzam ci w pracy.
– Nie szkodzi. Fajnie, że się odzywasz. Gdzie jesteś?
– Pokazuję klientom dom na sprzedaż. – Sarah pracowała w agencji nieruchomości, oferowała domy i mieszkania. Zdecydowała się na tę branżę w czasach, gdy klepali biedę, to znaczy zaraz po rozpoczęciu działalności firmy Tanner Roast, pozbawieni jakichkolwiek dochodów
1
SSCI – Komisja ds. Wywiadu Senatu Stanów Zjednoczonych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).