Nowe oblicze Greya. E L James

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nowe oblicze Greya - E L James страница 18

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nowe oblicze Greya - E L James

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Rzucam nerwowe spojrzenie Taylorowi i Gastonowi, którzy patrzą przed siebie na drogę, i kładę drugą stopę na kolanach Christiana. Unosi rękę i wciska umieszczony na drzwiach z jego strony guzik. Przed nami opuszcza się przyciemniana szyba i dziesięć sekund później można powiedzieć, że jesteśmy sami. Wow… nic dziwnego, że z tyłu tego auta jest tyle miejsca na nogi.

      – Chcę się przyjrzeć twoim kostkom – wyjaśnia cicho Christian. Spojrzenie ma niespokojne. Ślady po kajdankach? Jezu… myślałam, że już zamknęliśmy ten temat. Nawet jeśli zostały ślady, maskują je paseczki od sandałów. Nie przypominam sobie, bym rano je widziała. Delikatnie przesuwa kciukiem po prawym podbiciu. To łaskocze. Christian uśmiecha się lekko i wprawnie rozpina jeden pasek. I poważnieje, gdy dostrzega czerwone ślady.

      – To nie boli – mamroczę.

      Zerka na mnie i widzę, że jest smutny. Usta ma zaciśnięte. Kiwa głową, jakby mi wierzył, a ja strząsam sandał na podłogę. Wiem jednak, że już go straciłam. Znowu jest roztargniony i zamyślony, mechanicznie głaszcząc mi stopę, wyglądając jednocześnie przez szybę.

      – Hej. Czego się spodziewałeś? – pytam miękko.

      Odwraca się do mnie i wzrusza ramionami.

      – Nie spodziewałem się, że widząc te ślady, poczuję się tak, jak w tej chwili – mówi.

      Och! W jednej chwili powściągliwy, a w następnej rozmowny? Jakie to… w stylu Szarego! I jak ja mam za nim nadążyć?

      – A jak się czujesz?

      – Mocno niefajnie – mówi cicho.

      O nie. Odpinam pasy i przysuwam się bliżej niego, pozostawiając nogi na jego kolanach. Mam ochotę wejść mu na kolana i mocno przytulić i tak bym zrobiła, gdyby z przodu znajdował się tylko Taylor. Powstrzymuje mnie świadomość, że jest tam także Gaston. Szkoda, że przepierzenie nie jest jeszcze ciemniejsze.

      Ujmuję dłonie Christiana.

      – To malinki mi się nie podobają – szepczę. – Wszystko inne… to, co mi zrobiłeś… – jeszcze bardziej ściszam głos – …kajdankami, mnie się to podobało. Bardziej niż podobało. To było odlotowe. Kiedy tylko będziesz chciał, możemy zrobić powtórkę.

      Poprawia się na siedzeniu.

      – Odlotowe?

      Moja wewnętrzna bogini unosi zaskoczona głowę znad powieści Jackie Collins.

      – Tak. – Uśmiecham się szeroko. Napieram palcami na jego twardniejące krocze i bardziej widzę, niż słyszę, jak wciąga powietrze.

      – Sądzę, że powinna pani zapiąć pasy, pani Grey. – Głos ma niski, a ja raz jeszcze obejmuję go palcami. Robi kolejny wdech, a jego spojrzenie ciemnieje. Ostrzegawczo chwyta moją kostkę. Chce, żebym przestała? Kontynuowała? Nieruchomieje, krzywi się, po czym wyjmuje z kieszeni nieodłącznego BlackBerry. Zerka na zegarek i odbiera telefon. Marszczy brwi.

      – Barney – warczy.

      Cholera. Znowu przeszkadza nam jego praca. Próbuję opuścić nogi, ale Christian nie puszcza kostki.

      – W serwerowni? – pyta z niedowierzaniem. – Aktywował się system przeciwpożarowy?

      Pożar! Zabieram nogi z jego kolan i tym razem mnie nie powstrzymuje. Wracam na swoje miejsce, zapinam pasy i bawię się nerwowo bransoletką za trzydzieści tysięcy euro. Christian ponownie wciska guzik przy drzwiach i przepierzenie się podnosi.

      – Ktoś ranny? Jakieś szkody? Rozumiem… Kiedy? – Christian raz jeszcze zerka na zegarek, po czym przeczesuje palcami włosy. – Nie. Ani do straży pożarnej, ani na policję. Przynajmniej na razie.

      Pożar? W biurze Christiana? W głowie mam gonitwę myśli. Taylor odwraca się, aby słyszeć rozmowę.

      – Tak? Dobrze… w porządku. Chcę mieć szczegółowy raport z wyliczeniem zniszczeń. I pełną listę wszystkich osób, które miały tam dostęp w ciągu ostatnich pięciu dni, łącznie z personelem sprzątającym… Każ Andrei zadzwonić do mnie… Tak, wygląda na to, że argon jest rzeczywiście skuteczny.

      Raport dotyczący zniszczeń? Argon? To chyba jakiś pierwiastek?

      – Wiem, że jest wcześnie… Przyślij mejl za dwie godziny… Nie, muszę wiedzieć. Dziękuję, że zadzwoniłeś. – Christian rozłącza się, po czym od razu wybiera w telefonie jakiś numer. – Welch… Dobrze… Kiedy? – Po raz kolejny obrzuca spojrzeniem zegarek. – W takim razie godzina… tak… Całodobowa ochrona w drugim magazynie danych… okej. – Kończy rozmowę. – Philippe, za godzinę muszę się znaleźć na pokładzie.

      – Monsieur.

      Cholera, to Philippe, nie Gaston. Samochód przyspiesza.

      Christian zerka na mnie. Wzrok ma nieprzenikniony.

      – Ktoś ranny? – pytam cicho.

      Kręci głową.

      – Niewielkie szkody. – Ściska mi uspokajająco dłoń. – Nic się tym nie martw. Mój zespół się wszystkim zajął. – No i proszę bardzo, wrócił pan prezes, spokojny i zupełnie niewytrącony z równowagi.

      – Gdzie wybuchł pożar?

      – W serwerowni.

      – W Grey House?

      – Tak.

      Jego odpowiedzi są zdawkowe, więc wiem, że nie chce rozmawiać na ten temat.

      – Czemu tak mało szkód?

      – Serwerownia jest wyposażona w supernowoczesny system przeciwpożarowy.

      No, a jakżeby inaczej.

      – Ana, proszę… nie martw się.

      – Nie martwię się – kłamię.

      – Nie mamy pewności, czy to było podpalenie – mówi, docierając tym do sedna mego niepokoju.

      Moja dłoń mknie ze strachem ku szyi. Charlie Tango, a teraz to?

      Co dalej?

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Christian już ponad godzinę temu zaszył się w gabinecie na jachcie. Próbowałam czytać, oglądać telewizję, opalać się – w ubraniu – ale nie jestem w stanie się odprężyć i nie opuszcza mnie uczucie niepokoju. Przebrawszy się w szorty i T-shirt, zdejmuję niedorzecznie drogą bransoletkę i ruszam na poszukiwanie Taylora.

      – Pani Grey – mówi, podnosząc z zaskoczeniem głowę znad powieści Anthony’ego Burgessa. Siedzi w mniejszym salonie,

Скачать книгу