Nowe oblicze Greya. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nowe oblicze Greya - E L James страница 17
Puszcza mnie i podchodzi niespiesznie do biurka, za którym siedzi młoda, odziana w biel kobieta. Wyraźnie pożera go wzrokiem. Mam ochotę przewrócić oczami, ale kieruję uwagę z powrotem na obrazy. Pięć tysięcy euro… o mamusiu.
Zjedliśmy lunch i siedzimy właśnie na kawie w hotelu Le Saint Paul. Widoki są oszałamiające. Winnice i pola słoneczników tworzą radosny patchwork, wśród którego porozrzucane są małe, schludne domki. Dzień jest taki pogodny, że widok rozpościera się aż do morza migoczącego na linii horyzontu. Moje rozmyślania przerywa Christian.
– Pytałaś, dlaczego zaplatałem ci włosy – mówi cicho. Ton jego głosu napawa mnie niepokojem. On chyba czuje się winny.
– Tak. – Cholera.
– Wydaje mi się, że dziwka pozwalała mi bawić się swoimi włosami. Nie wiem, czy to wspomnienie, czy tylko sen.
Ma na myśli swoją biologiczną matkę.
Przygląda mi się, a z jego twarzy niczego się nie da wyczytać. Serce podchodzi mi do gardła. Co mam powiedzieć, kiedy słyszę coś takiego?
– Lubię, kiedy się bawisz moimi włosami. – W moim głosie słychać wahanie.
Patrzy na mnie niepewnie.
– Naprawdę?
– Tak. – To prawda. Chwytam jego dłoń. – Myślę, że kochałeś swoją matkę, Christianie.
Jego oczy stają się wielkie, ale nic nie mówi.
O cholera. Posunęłam się zbyt daleko? Powiedz coś, Szary, błagam. On jednak zachowuje milczenie, przyszpilając mnie niezgłębionym spojrzeniem szarych oczu. Wydaje się zagubiony.
Przenosi wzrok na moją dłoń i marszczy brwi.
– Powiedz coś – szepczę, ponieważ nie mogę znieść panującej między nami ciszy.
Kręci głową i bierze głęboki oddech.
– Chodźmy.
Puszcza moją dłoń i wstaje od stolika. Minę ma pełną rezerwy. Przekroczyłam granicę? Nie mam pojęcia. Serce mi zamiera i nie wiem, czy powiedzieć coś jeszcze, czy po prostu odpuścić. Decyduję się na to drugie i posłusznie wychodzę za nim z restauracji.
Na uroczej wąskiej ulicy bierze mnie za rękę.
– Gdzie chcesz iść?
On mówi! I nie jest na mnie zły – dzięki Bogu. Oddycham z ulgą i wzruszam ramionami.
– Cieszę się, że jednak się do mnie odzywasz.
– Wiesz, że nie lubię rozmawiać o tamtym gównianym okresie. Było, minęło.
Nie, Christianie, nie minęło. Ta myśl mnie zasmuca i po raz pierwszy się zastanawiam, czy kiedykolwiek minie. Zawsze będzie Szarym… moim Szarym. Chcę, żeby się zmienił? Nie, chyba nie – na tyle tylko, aby czuł się kochany. Podnoszę na niego wzrok i przez chwilę podziwiam jego zniewalającą urodę… i należy on do mnie. Nie chodzi o to, że urzeka mnie jedynie jego piękna twarz i oszałamiające ciało. Tak naprawdę przyciąga mnie to, co się kryje za tą perfekcją… jego delikatna, pokaleczona dusza.
Obejmuje mnie ramieniem i kierujemy się w stronę miejsca, gdzie Philippe/Gaston zaparkował przestronnego mercedesa. Wsuwam dłoń w tylną kieszeń szortów Christiana, ciesząc się, że nie jest na mnie zły. No ale prawda jest taka, że który czterolatek nie kocha swojej mamy, bez względu na to, jak kiepsko wywiązuje się ona ze swoich obowiązków? Wzdycham ciężko i przytulam go jeszcze mocniej. Wiem, że za nami drepcze nasza ochrona i przez chwilę się zastanawiam, czy coś jedli.
Christian zatrzymuje się przed niewielkim sklepem jubilerskim i patrzy najpierw na wystawę, potem na mnie. Ujmuje moją wolną dłoń i przesuwa kciukiem po jasnoczerwonej linii, którą zostawiły kajdanki.
– To nie boli – zapewniam go. Przekręca się tak, że druga dłoń wysuwa się z kieszeni jego spodni. Ją też ujmuje i obraca delikatnie, aby przyjrzeć się nadgarstkowi. Czerwoną linię zasłania platynowy zegarek Omega, który podarował mi przy śniadaniu podczas naszego pierwszego poranka w Londynie. Wygrawerowane na nim słowa nadal mnie zachwycają.
Wbrew wszystkiemu, pomimo tej całej swojej „szarości” mój mąż potrafi być taki romantyczny. Przenoszę wzrok na bladoczerwony ślad na nadgarstku. No ale potrafi być także brutalny. Puszcza mi lewą dłoń, unosi brodę i niespokojnie bada wyraz mojej twarzy.
– To nie boli – powtarzam.
Unosi dłoń do ust i na wewnętrznej stronie nadgarstka składa delikatny, przepraszający pocałunek.
– Chodźmy – mówi i pociąga mnie za sobą do sklepu.
– Proszę. – Christian rozpina platynową bransoletkę, którą właśnie kupił. Jest przepiękna, delikatna: filigrany w kształcie drobnych kwiatków z maleńkimi diamencikami w środku. Zapina mi ją na nadgarstku. Jest szeroka i zakrywa czerwony ślad. Do tego kosztowała trzydzieści tysięcy euro. Tyle zrozumiałam z prowadzonej po francusku rozmowy ze sprzedawczynią. Jeszcze nigdy nie miałam na sobie nic tak drogiego.
– Tak już lepiej – mruczy.
– Lepiej? – szepczę, wpatrując się w błyszczące, szare oczy, świadoma tego, że chuda jak tyczka sprzedawczyni przygląda się nam z zazdrością i dezaprobatą.
– Wiesz dlaczego – odpowiada Christian niepewnie.
– Nie potrzebuję tego. – Potrząsam nadgarstkiem. Bransoletka łapie wpadające przez okno promienie słońca i na ścianach zaczynają tańczyć małe połyskujące tęcze.
– A ja tak.
Dlaczego? Dlaczego on tego potrzebuje? Czuje się winny? Z powodu czego? Śladów na nadgarstkach? Biologicznej matki? Niezwierzenia mi się? Och, mój Szary.
– Nie, Christianie, nie potrzebujesz. Już tyle mi podarowałeś. Magiczną podróż poślubną, Londyn, Paryż, Lazurowe Wybrzeże… i siebie. Szczęściara ze mnie – szepczę, a jego spojrzenie łagodnieje.
– Nie, Anastasio, to ja mam ogromne szczęście.
– Dziękuję. – Staję na palcach, zarzucam mu ręce na szyję i całuję… nie w podziękowaniu za bransoletkę, ale za to, że jest mój.
W samochodzie nastrój ma refleksyjny. Wygląda przez szybę na pola jaskrawożółtych słoneczników pławiących się w popołudniowym słońcu. Za kierownicą siedzi jeden z bliźniaków – chyba Gaston – a Taylor zajmuje miejsce obok. Christian pogrążył się w rozmyślaniach. Ujmuję jego dłoń i ściskam