Morderczy wyścig. Jorge Zepeda-Patterson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderczy wyścig - Jorge Zepeda-Patterson страница 16

Жанр:
Серия:
Издательство:
Morderczy wyścig - Jorge Zepeda-Patterson

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      W czasie, kiedy pracowała w Fonarze, przeprowadziliśmy może ze dwie czy trzy długie rozmowy, ale nigdy nie byliśmy ze sobą blisko. Co prawda moja legendarna nieśmiałość wobec kobiet należała już do przeszłości, lecz miałem świadomość, że Irlandka jest poza moim zasięgiem. Ona z kolei pewnie uważała, że jestem zbyt zżyty ze Steve’em, i dlatego nie była w stanie odprężyć się w moim towarzystwie.

      Mimo to kilka miesięcy później wysłała mi maila ze szczegółowym opisem programu dopasowania mojej pozycji, pedałów i siodełka, żeby zrekompensować pięciomilimetrową różnicę między moim lewym i prawym piszczelem; jej sugestia zapoczątkowała regularną wymianę wiadomości, które z czasem stały się bardziej osobiste.

      Wiosną dwa lata temu, pod koniec Volta a Catalunya, zapukała nocą do moich drzwi i po szybkim powitaniu wsunęła mi się do łóżka. W kolejnych miesiącach, kiedy rozkład zajęć pozwalał nam spotkać się w tym samym miejscu, regularnie mnie odwiedzała, choćby po to, żeby zasnąć w moich objęciach. Powściągliwa, szorstka Fiona, która mieszkała w niej w ciągu dnia, nocami wydawała się opuszczać jej ciało: wtulała się we mnie we śnie, czule mnie głaszcząc i szepcąc niezrozumiałe słowa.

      Muszę przyznać, że związek z Fioną znacznie podniósł mój prestiż w oczach innych zawodników. Przez kilka miesięcy koledzy traktowali mnie z takim szacunkiem, jakbym wygrał Vuelta a España czy Giro d’Italia. Poza Steve’em oczywiście.

      Kiedy zyskał pewność, że Fiona weszła do mojego życia, coś zaczęło się psuć w symbiotycznej relacji, którą od lat utrzymywaliśmy. Przez pierwsze dni nieraz przyłapywałem go na tym, jak z uwagą mi się przygląda, jakby chciał dostrzec we mnie coś, czego dotąd nie zauważył. Przypuszczam, że próbował odkryć powody, dla których to mnie wybrała i które dla mnie samego były zagadką.

      Widocznie nie doszukał się niczego, co tłumaczyłoby wybór Fiony, bo uznał, że chodzi o zemstę, jakąś karę rodem z Irlandii: wiążąc się ze mną, nie tylko okazywała mu pogardę, ale też siała między nami niebezpieczną niezgodę, która mogła się odbić na jego karierze kolarskiej.

      Wówczas postanowił pokonać Fionę i odzyskać mnie dla swojej sprawy. Tak przynajmniej interpretuję wzmożone zabieganie o moje względy i kampanię skierowaną przeciwko Fionie. Nalegał, żeby włączyć mnie do kilku dochodowych reklam z jego udziałem, coraz wylewniej dziękował swojemu gregario w każdym wywiadzie, przedstawiał mi jedną po drugiej swoje atrakcyjne koleżanki z międzynarodowego jet setu i jak się później dowiedziałem, w czasie zawodów starał się uprzykrzać życie Fionie. Kiedy poniósł porażkę na obu frontach i zrozumiał, że nasz związek jest trwały, zmienił nastawienie. Przez kolejne miesiące wyglądał na lekko obrażonego, jakbym dopuścił się wobec niego zdrady, mimo że bardzo się pilnowałem, co do joty przestrzegając zawodowych i prywatnych zasad, które wypracowaliśmy w ciągu długich lat. Było jednak oczywiste, że ucierpiała jego dotąd niezłomna wiara we własne siły, a ponieważ cios padł z nieoczekiwanej strony – od kogoś, kto darzył go bezwarunkową przyjaźnią – poczuł się jeszcze bardziej zraniony. Od tej pory zaczął poświęcać więcej uwagi żądaniom swojego agenta i imprezom dla celebrytów; upublicznił swój związek ze Stevlaną, wymazując ze swojego życia Fionę i wszystko, co miało z nią cokolwiek wspólnego. Muszę mu jednak oddać honor: nadal obsesyjnie trenował i w żadnym momencie nie zaniedbał codziennej dyscypliny niezbędnej do utrzymania sztywnych parametrów ciała, jakich wymaga tego rodzaju życie. Nie zmieniła się też nasza rutyna współpracy, która czyniła z nas najlepszy kolarski tandem.

      Fiona natomiast po prostu ignorowała Steve’a: najpierw jego wrogie zaczepki, potem jego bezgraniczną pogardę. Traktowała go jak jedną ze zmiennych będących częścią mojego życia, nie poświęcając mu więcej uwagi niż innym czynnikom, takim jak klimat czy rowery, którymi jeżdżę.

      Tak przynajmniej myślałem. Ale kiedy powiedziała, że mógłbym pokonać Panatę, zdałem sobie sprawę, że Fiona od kilku miesięcy tkała sieć najskuteczniejszej kampanii skierowanej przeciwko mojemu bro (jak lubił nazywać mnie Steve), jaka mogła się zrodzić w ludzkim umyśle: przekonanie mnie, że jestem lepszym kolarzem niż on.

      – Steve wyprzedza mnie w klasyfikacji generalnej o prawie dwie minuty, żeby je odrobić, musiałbym zdradzić go w górach. Poza tym Giraud nigdy nie pozwoli mi na ucieczkę, jeżeli nie pociągnę za sobą Steve’a. Skasuje mnie moja własna drużyna.

      – Nie, jeśli zrobisz to we właściwym momencie.

      Pomyślałem o Alpe d’Huez, ostatnim dwudziestokilometrowym odcinku, długim i stromym, który przyjdzie nam pokonać na dwudziestym etapie, dzień przed wjazdem do Paryża. Z technicznego punktu widzenia Fiona miała rację: jeśli postarałbym się, żeby reszta drużyny Fonaru dotarła do podjazdu kompletnie wypompowana, tak że zostalibyśmy tylko ja i lider, mógłbym pozbyć się Steve’a kilka kilometrów przed metą, nadrabiając przewagę, jaką w tym momencie miałby nade mną w klasyfikacji generalnej. Wyobraziłem sobie zdziwioną minę, jaką zrobiłby mój przyjaciel, kiedy stanąłbym na pedałach i zostawił go samego na podjeździe o dziesięcioprocentowym nachyleniu.

      – Ale tego nie zrobię – powiedziałem. – Żadne zwycięstwo nie usprawiedliwia zdrady tego kalibru.

      – To Steve zdradził ciebie. Jestem w stanie zrozumieć, że jedenaście lat temu pozwoliłeś, żeby to on został liderem, a ty jego służącym. – Wymówiła to ostatnie słowo tak, jakby przeżuwała coś wstrętnego. – Taką decyzję podjęło kierownictwo Ventoux, a ty byłeś wtedy jeszcze nieznanym kolarzem, miałeś ograniczone możliwości. Trzy, cztery lata później każda średnia drużyna z chęcią wzięłaby cię na lidera. Wiem, że miałeś wiele takich propozycji.

      – Nigdy nie dorównywały temu, co oferuje mi Fonar – broniłem się.

      – Żebyś dalej był na drugim miejscu. Steve podnosił twoją stawkę, odzierając cię z szansy na dołączenie do grona mistrzów, bo leżało to w jego interesie. Tego się nie robi przyjacielowi.

      – Jestem najlepszym gregario w peletonie. Nasze wspólne osiągnięcia przeszły już do historii – odparłem urażony. Był to słaby argument, wzmacniało go jednak moje oburzenie. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym tak otwarcie. Osobiste relacje łączące mnie ze Steve’em do tej pory były tematem tabu.

      – Rzecz w tym, że nie jesteś najlepszym gregario w peletonie. Jesteś najlepszym góralem w peletonie! Lombard i jego syn od kilku miesięcy robią obliczenia i symulacje. Gdybyś jechał w obstawie ośmiu zawodników, jak Steve, nie mówiąc już o najwyższej technologii, do której ma dostęp jako pierwszy, byłbyś od trzech do pięciu minut szybszy od niego, w zależności od dawki gór w danej edycji.

      – To tylko obsesja Lombarda, igranie z ogniem.

      – Wcale nie. Od lat obserwuję twoją technikę i śledzę wyniki. Jako kolarz zrobiłeś większe postępy niż Steve, tyle że przesłaniają je role, jakie obaj odgrywacie w drużynie. Osiągnąłeś w czasówce to, czego Steve nie osiągnął w górach. Kilometr po kilometrze stawałeś się lepszym kolarzem niż on. Chociaż przyjmij to do wiadomości, nawet jeżeli później nie odważysz się podjąć decyzji.

      Ostatnie zdanie wypowiedziała prowokującym tonem, czerwona na twarzy, trzymając się pod boki. Nigdy jej takiej nie widziałem. Zadałem sobie pytanie,

Скачать книгу