Oblężenie. Geraint Jones

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oblężenie - Geraint Jones страница 15

Oblężenie - Geraint  Jones POWIEŚĆ HISTORYCZNA

Скачать книгу

      Trzymałem gębę na kłódkę. Rozumiałem każde słowo, ale nie to, dlaczego dowódca kohorty kieruje je do legionisty.

      Malchus mnie oświecił.

      – Walczyłeś kiedykolwiek w oblężeniu, Feliksie?

      Owszem, i nie miałem najmniejszej ochoty przywoływać tych wspomnień: smrodu gnijących ciał; ssącego bólu głodu; cierpienia płynącego ze świadomości, że śmierć czeka cierpliwie za murem; przerażenia na dźwięk głosów, które donosiły, iż ostatnia linia obrony została przerwana i wrogowie wlewają się tłumnie, żeby mordować.

      – Nie, panie.

      – Podczas oblężenia ludziom potrzebna jest nadzieja. Wszyscy tutaj wiedzą, co spotkało armię Warusa, ale nie wiedzą, co się z nią stało. Rozumiesz mnie, Feliksie? Dostrzegasz różnicę?

      Skinąłem głową. Malchus mówił dalej:

      – Trzy legiony. Piętnaście tysięcy ludzi. To dla nich liczba zbyt duża do pojęcia. Wiedzą, że to coś złego, ale nie są w stanie sobie uzmysłowić, jak kurewsko jest to katastrofalne. Zrozumiałeś?

      – Pojmuję, panie.

      – Tak sądzę – stwierdził Malchus. – Wiesz zatem, że nie mogę pozwolić, żeby w obozie krążyły historie o tym, co się stało. Opowieści, które ci ludzie potrafią zrozumieć. Bo jeśli istotnie je pojmą, Feliksie, to dla tego fortu nie będzie nadziei. Będzie tylko panika, a kiedy tak się stanie, zginiemy.

      – Nie będę o tym mówił, panie – zapewniłem go. – Tak jak i pozostali.

      – To dobrze. Musimy stać silni i zjednoczeni.

      Widziałem, że chce powiedzieć coś więcej. Niemal ugryzł się w język, jednak coś w mojej pożałowania godnej postaci skłoniło go do zwierzenia się i wygłoszenia ostrzeżenia:

      – Jeśli przeżyjemy tutaj, Feliksie, to uważaj na siebie, zgoda?

      Potem wstał. Nasza rozmowa była skończona.

      – Zbierzemy się o zmierzchu u zachodniej bramy. Idź się przespać.

      Zasalutowałem i wyszedłem. Kiedy stanąłem na progu budynku dowództwa, na twarz padł mi słoneczny blask początku jesieni. Był cudowny, ale kiedy zamknąłem oczy, żeby go chłonąć, posłyszałem krzyki – ranni za ścianami fortu mozolili się w swej męce. Próbowałem wyrzucić z głowy myśli o nich, zastanawiając się zamiast tego nad tym, co powiedział mi Malchus.

      Uważaj na siebie.

      Nie miał pojęcia, jak bliski był prawdy. Gdybym przeżył oblężenie wojsk Arminiusza, od mojej przeszłości dzieliłoby mnie tylko jedno przypadkowe spotkanie. Pozostając w cesarstwie, żyłem na krawędzi przepaści. Pierwszy raz od wielu dni pomyślałem o Brytanii za morzem. Natychmiast poczułem znajomą chęć zerwania rzymskich łańcuchów i ścigania ducha nowego życia pod białymi klifami tej wyspy. Ścigania ducha jedynego błogiego wspomnienia z mojej przeszłości.

      Wyrwałem się z marzeń na jawie. Krzyki nie ucichną. Zanim zdołam się ich pozbyć, będę musiał przeżyć.

      13

      Zbocze wzgórza było dywanem ciemnozielonej, żywej roślinności. Siedziałem wysoko w jego pobliżu, kamienista polana była mi schronieniem od czasów dzieciństwa. Poniżej tego sanktuarium rozciągało się morze, z którego najczystszymi odcieniami niebieskości igrał wiatr.

      – Nie chcę stąd odchodzić – zwróciłem się do przyjaciela.

      Siedział obok mnie na kamieniu, na którym wydrapaliśmy kiedyś nasze imiona. Twarz z profilu była przystojna i pełna życia.

      – Nie musisz.

      Parsknąłem śmiechem. Obaj wiedzieliśmy, że to kłamstwo, zamiast więc odpowiedzieć, wytężyłem wzrok, żeby spojrzeć uważnie na horyzont, chcąc zmusić oczy, żeby dojrzały, co się znajduje poza nim. Pragnąc zobaczyć majestat Rzymu.

      – Dotrzesz tam kiedyś – zapewnił mnie towarzysz. Mój najbardziej lojalny przyjaciel, który zawsze wiedział, o czym myślę.

      – Nie wiem, czy tego chcę – odparłem, zaskakując nas obu.

      – Dlaczego?

      Pomyślałem wówczas o miłości i oczekiwaniu. Pomyślałem o marzeniach i nadziejach oraz o tym, że nigdy nie udaje im się przetrwać w zderzeniu z rzeczywistością. Czy chciałem strzaskać iluzję?

      – Co my robimy tutaj na górze, Marcusie? – zapytałem. – To jest ojczyzna. Nie powinniśmy tu być.

      Cichy śmiech, a potem przyjaciel obrócił ku mnie twarz, ukazując tę jej stronę, która dotąd była niewidoczna.

      Odskoczyłem z przerażenia – żuchwę miał wywichniętą ciosem miecza. Czerwona kłapała bezużytecznie.

      – Nie tęsknisz za tym? – zapytał mnie ochrypłym głosem. Przy każdym oddechu jego spuchnięty język unosił się pod rozerwanymi ustami.

      Cofnąłem się, sięgając rozpaczliwie po broń.

      Nie znalazłem jej.

      – Nie brakuje ci tego? – zapytał ponownie.

      – Co tutaj robisz? – sapnąłem.

      Wstał. Tylko dłoń przyciśnięta do rozpłatanego brzucha przytrzymywała wnętrzności.

      – Tęsknię za tym – wychrypiał, wzrok przeniósł ze mnie na horyzont. – Tęsknię za morzem. Brakuje mi tych wzgórz. Tęsknię za wiatrem.

      – Marcusie…

      Strzelił ku mnie oczami pełnymi szaleńczej żądzy zemsty.

      – Tęsknię za siostrami. Za rodzicami. Brakuje mi moich przyjaciół…

      – Marcusie…

      – Nie tęsknisz za przyjaciółmi, Corvusie? Nie brakuje ci ich?

      Stał teraz nade mną. Krew z jego ran kapała mi na twarz.

      Była zimna.

      – Tęsknisz za mną, Corvusie?

      – Marcusie… – wyjąkałem i zacząłem płakać. – Przepraszam.

      – Tęsknisz za mną?! – wrzasnął.

      I wtedy krople zamieniły się w ulewę, krew spływała mi kaskadami na twarz, zalewając oczy, dławiła mnie, wypełniając mi gardło.

      Umierałem. Tonąłem.

      Usiłowałem krzyczeć.

      Próbowałem zawołać.

      Marcusie…

Скачать книгу