Chłopi, Część czwarta – Lato. Reymont Władysław Stanisław
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław страница 21
Jasio wychylił głowę, popatrzył dokoła i znowu się zamodlił.
Zaś z nią działo się już coś niepojętego; takie ognie chodziły jej po kościach i oblewały warem, że dziw nie krzyczała z tej lubej męki. Zabaczyła527, kaj528 jest, i ledwie już zipała, tak się w niej wszystko trzęsło i płonęło. Była cała w dreszczach, kiej529 błyskawice kłębiły się w niej jakieś nabrzmiałe, szalone krzyki, jakieś wichry palące ją ponosiły, jakieś straszne pragnienia rozprężały i wyginały… Już chciała się czołgać tam, bliżej niego, bych530 chociaż tknąć ustami tych jego białych rączków531, bych jeno klęczeć przed nim a patrzeć z bliska w te gębusie532 i modlić się kiej do tego cudownego obrazu. Nie poruszyła się jednak, bo obleciał ją jakiś dziwny strach i zarazem zgroza.
– Jezu mój, Jezu miłosierny! – wyrwał się jej z piersi cichy jęk.
Jasio powstał, wychylił się cały i jakby patrząc na nią zawołał:
– Kto tam?
Zamarła na chwilę, przytaiła dech, serce przestało bić i jakby zdrętwiała w jakimś świętym strachu, dusza uwięzła kajś533 w gardle i pełna szczęsnego niepokoju chwiała się w oczekiwaniu.
Ale Jasio jeno534 popatrzył w opłotki, a nie dojrzawszy zamknął okno, rozebrał się prędko i światło zgasło…
Noc padła na jej duszę, ale jeszcze długo siedziała wpatrzona w czarne i nieme okno. Przejął ją chłód i jakby operlił srebrną rosą jej duszę wniebowziętą, gdyż wszystko, co w niej wrzało z krwie535 pożądliwej, przygasło rozlewając się po niej nieopowiedzianą błogością. Spłynęła na nią uroczysta, święta cichość, jakby to zadumanie kwiatów przed wschodem słońca, że rozmodliła się pacierzem szczęścia, któren536 nie miał słów, a jeno537 dziwną słodkość zachwytów, przenajświętsze zdumienie duszy, niepojętą radość budzącego się dnia zwiesnowego538 i przeplatał się grubymi ziarnami błogich łez niby tym różańcem łaski Pańskiej i dziękczynienia.
III
– Pójdę już, Hanuś! – prosiła Józka pokładając głowę na ławkę.
– A zadrzyj ogona kiej539 cielak i leć! – zgromiła ją odrywając oczy od różańca.
– Kiej540 me541 tak cosik542 spiera w dołku543 i tak me mgli544…
– Nie przeszkadzaj, zaraz się skończy.
Jakoż proboszcz już kończył cichą, żałobną mszę za duszę Boryny, zamówioną przez rodzinę w oktawę545 jego śmierci.
Wszyscy też co najbliżsi siedzieli w bocznych ławkach, a tylko Jagusia z matką klęczały przed samym ołtarzem; z obcych nie było nikogo, tyla co kajś546 pod chórem Jagata głośno trzepała pacierze.
Kościół był cichy, chłodny i mroczny, jeno547 na środku mrowiła się wielgachna struga jarzącego światła, bo słońce biło przez wywarte548 drzwi rozlewając się jaże549 po ambonę.
Michał organistów służył do mszy i jak zawdy550, tak trząchał dzwonkami, że w uszach brzęczało, wykrzykiwał ministranturę, a latał ślepiami za jaskółkami, które kiej niekiej551 śmigały po kościele zbłąkane i trwożnie świegolące.
Kajś od stawu rozlegały się klapiące trzaski kijanek552, wróble ćwierkały za oknami, zaś ze smętarza raz po raz jakaś rozgdakana kokosz wwodziła553 do kruchty całe stado piukających kurczątek, aż Jambroż musiał wyganiać.
A skoro ksiądz skończył, wyszli zaraz wszyscy na smętarz.
Już byli kole554 dzwonnicy, gdy zawołał za nimi Jambroży:
– A to poczekajcie! Dobrodziej chce wam cosik555 powiedzieć.
Nie wyszło i Zdrowaś556, kiej557 przyleciał zadyszany z brewiarzem pod pachą i obcierając łysinę przywitał dobrym słowem i rzekł:
– Moiście, a to wam chciałem powiedzieć, że zrobiliście po chrześcijańsku zamawiając mszę świętą za nieboszczyka. Ulży to jego duszy i do wiecznego zbawienia pomoże. No, mówię wam, pomoże!
Zażył tabaki, pokichał siarczyście i wycierając nos zapytał:
– Dzisiaj pewnie będziecie radzili o działach, co?
– Juści, tak je niby we zwyczaju, co dopiero w oktawę – przytwierdzili.
– Otóż to! Właśnie o tym chciałem z wami pomówić! Dzielcie się, ale pamiętajcie: zgodnie i sprawiedliwie. Żeby mi nie było swarów ni kłótni, bo z ambony wypomnę! Nieboszczyk w grobie się przewróci, jeśli zobaczy, że jego krwawicę rozrywacie jak wilki barana! I broń Boże, krzywdzić sieroty! Grzela daleko, a Józka jeszcze głupi skrzat! A co się komu należy, oddać święcie, co do grosza. Jak rozrządził majątkiem, tak rozrządził, ale trzeba spełnić jego wolę. Może on tam chudziaszek w tej chwili patrzy na was i myśli sobie: na ludzim ich wywiódł558, gospodarkęm niezgorszą ostawił559, to się przecież nie pogryzą kiej560 psy przy podziale. Mawiam ciągle z ambony: zgodą stoi wszystko na świecie, kłótnią jeszcze nikt niczego nie zbudował. No, mówię, niczego, kromie561 grzechu i obrazy boskiej. A o kościele pamiętajcie. Nieboszczyk był szczodrym i czy na światło, czy na mszę, czy na inne potrzeby grosza nie żałował
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561