Chłopi, Część czwarta – Lato. Reymont Władysław Stanisław
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław страница 17
Szymek był właśnie kupił Nastusi bursztyny, wstęgów i chustkę czerwoną, przystroiła się zaraz, i chodzili od kramu do kramu trzymając się wpół, radośni wielce i jakoby pijani uciechą.
Łaziła z nimi Józka, targując jeno i oglądając różnoście porozkładane na stołach, a coraz i z żałosnym wzdychaniem przeliczała tę swoją mizerną złotówczynę.
Jagusia plątała się kajś394 niedaleko od nich, udając, że nie spostrzega brata. Chodziła sama, dziwnie smutna i zgnębiona. Nie cieszyły jej dzisiaj ni te rozwiane wstęgi, ni granie katarynki, ni ten ścisk i wrzaski. Szła z drugimi, porwana tłokiem, i tam stawała, kaj insi stawali, tam dreptała, kaj ją pchali, nie wiedząc całkiem, po co przyszła i dokąd idzie.
Przysunął się do niej Mateusz i szepnął pokornie:
– Dyć mnie nie goń od siebie.
– Hale, odpędzałam cię to kiedy?
– Abo raz! Nie sklęłaś me to, co?
– Niepoczciwie rzekłeś, to i musiałam. Któż me… – przymilkła nagle.
Jasio przeciskał się z wolna przez tłumy w jej stronę.
– I on na odpust! – szepnął Mateusz wskazując księżyka, któren się bronił ze śmiechem, aby go nie całowali po rękach.
– Kiej dziedzicowy syn! Jak się to wybrał! Dobrze baczę395, jak to jeszcze niedawno wyrywał396 za krowimi ogonami.
– A juści, gdzieby zaś taki krowy pasał – przeczyła niemile dotknięta.
– Rzekłem. Pamiętam, jak go to raz organista sprał, że krowy puścił w Pryczkowy owies, a sam se spał kajś pod gruszą…
Jaguś odeszła i chociaż nieśmiało, przepychała się ku niemu, roześmiał się do niej, ale że patrzeli w niego kiej w tęczę, odwrócił oczy i nakupiwszy w kramie obrazików, zaczął je rozdawać dzieuchom i kto chciał.
Stanęła naprzeciw kiej wryta, zapatrzona w niego rozgorzałymi oczami, a z warg czerwonych polał się cichy, lśniący pośmiech, słodziuśki niby te miody.
– Naści, Jaguś, swoją patronkę – wyrzekł wtykając jej obrazik, ręce się ich spotkały i rozbiegły kiej sparzone.
Wzdrygnęła się, nie śmiejąc ust otworzyć. Mówił jeszcze cosik397, ale jakby utonęła w jego oczach i nic prawie nie pomiarkowała398.
Rozdzieliła ich gęstwa, że schowawszy za gors obrazik, długo toczyła oczami po ludziach. Nie było go już nikaj, poszedł do kościoła, gdyż przedzwonili na nieszpór, ale ona cięgiem go miała na oczach.
– Widzi się kiej ten świątek! – szepnęła bezwolnie.
– Toteż dzieuchy dziw ślepiów za nim nie pogubią. Głupie, nie la399 psa kiełbasa.
Obejrzała się prędko, Mateusz stał pobok.
Mruknęła ni to, ni owo, chcąc się od niego odczepić, ale szedł nieodstępnie, długo coś sobie ważył, aż zapytał:
– Jaguś, a co matka rzekli na Szymkowe zapowiedzie?
– A cóż, kiej chce się żenić, to niech się żeni, jego wola.
Skrzywił się i pytał niespokojnie:
– Odpiszą mu to jego morgi, co?
– Ja ta wiem! Nie wyznała mi się. Niech się jej spyta.
Przystąpił do nich Szymek z Nastusią, nalazł się skądściś i Jędrzych, że przystanęli całą kupą, a pierwszy Szymek zaczął:
– Jaguś, matki strony nie trzymaj, kiej się mnie krzywda dzieje.
– Juści, co za tobą stoję. Ale odmieniłeś się przez te czasy, no, no… Całkiem kto drugi z ciebie! – dziwiła się, bo stojał400 przed nią sielnie401 wyelegantowany, prosty, wygolony do czysta, w kapelusie402 na bakier i w kapocie bieluśkiej kieby403 mleko.
– A bom się wyrwał z matczynego stojaka.
– I lepiej ci teraz na woli? – prześmiechała się z jego hardości.
– Wypuść ptaszka z garści, to obaczysz! Zapowiedzie słyszałaś?
– Kiedyż ślub?
Nastusia przygarnęła się tkliwie, obejmując go wpół.
– A za trzy niedziele, jeszcze przed żniwami – szeptała spłoniona.
– I choćby w karczmie wyprawię, a matki prosił nie będę.
– Masz to już kaj404 zawieźć kobietę?
– A mam. Jakże, na drugą stronę do matki się wprowadzę. Szukał po ludziach komornego nie będę. Niech mi jeno mój gront odpiszą, to radę sobie dam! – przechwalał się sierdziście.
– Pomogę mu, Jaguś, we wszyćkim pomogę – przytwierdzał Jędrzych.
– Przeciech i my Nastusi we świat gołkiem nie dajemy. Tysiąc złotych dostanie gotowymi pieniędzmi – wyrzekł Mateusz.
Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął i poleciał.
Pogadywali jeszcze co niebądź, szczególniej Szymek roił se, jak to gospodarzem ostanie, jak se to grontu przykupi, jak się to chyci ziemi, że pokrótce obaczą, kto on taki, jaże405 Nastusia patrzała w niego z podziwem. Jędrzych przytwierdzał, jeno Jagusia chodziła oczami po świecie, słysząc piąte przez dziesiąte. Zarówno jej tam było jedno.
– Jaguś, przyjdź do karczmy, będzie dzisiaj muzyka – prosił Mateusz.
– I karczma la406 mnie już nie zabawa – odparła smutnie.
Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał roztrącając ludzi. Przed plebanią natknął się na Tereskę.
– Kaj cię to niesie? – zagadnęła lękliwie.
– Do karczmy! kowal zwołuje na narady.
– Poszłabym z tobą.
– Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie,
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406