Legion. Geraint Jones

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Legion - Geraint Jones страница 7

Legion - Geraint Jones POWIEŚĆ HISTORYCZNA

Скачать книгу

nie mógłbym mu powiedzieć za co.

      Teraz się nachmurzyłem.

      – Nie chcę się uczyć matematyki.

      – No cóż, tego chce twój ojciec.

      – Zamiast tego opowiedz mi jakąś historię – poprosiłem, zmuszając się, żeby odejść od okna i od tajemnicy, która kazała mi się w nie gapić.

      Cynbel znał mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy toczy przegraną bitwę, a ja znałem mojego nauczyciela na tyle dobrze, żeby poznać, kiedy jest bliski kapitulacji. Prawda była taka, że Cynbel uwielbiał opowieści tak samo jak ja. Byłem młody, ale spostrzegawczy. Ojciec twierdził, że odziedziczyłem to po matce.

      – Opowiedz mi znowu o klifach – poprosiłem. – Tych białych. Mówiłeś, że są wyższe od najwyższego budynku w Rzymie, ale ci nie wierzę. Przekonaj mnie.

      Mężczyzna się roześmiał i machnięciem ręki zbył moją propozycję. Spróbowałem nowego podejścia.

      – Ty też nie lubisz matematyki, prawda?

      Nie odpowiedział, ale walka, którą stoczył, żeby zapanować nad uśmiechem, wystarczyła mi za odpowiedź.

      – To dlaczego się jej uczyłeś?

      Milczenie, ale byłem blisko.

      – Jak się jej nauczyłeś?

      Nic, ale znałem tego człowieka – dobrego człowieka – i teraz zadałem decydujący cios.

      – Kto cię jej nauczył?

      Cynbel odetchnął. Zmrużył oczy i spojrzał na mnie, a ja pomyślałem, że widzę w nich dumę z mojego podstępu – obaj wiedzieliśmy, że jest niemożliwe, żeby ten szlachetny człowiek nie oddał należnego uznania tym, wobec których miał dług.

      – Na imię miał Demetriusz – zaczął Cynbel, poddając się. – Kiedy byłem niewolnikiem, świeżo uprowadzonym z Brytanii, trafiliśmy do tego samego domostwa. Ja miałem służyć w kuchni i ogrodzie. Miałem pracować i być interesujący oraz egzotyczny dla gości moich właścicieli.

      Próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądał młodszy Cynbel. Pierś nadal miał szeroką, a włosy czerwone niemal jak ogień. Powiedział mi kiedyś, że widział wojnę, ale tylko tak daleko się posunął, by wyjaśnić przyczyny swojego niewolnego stanu, jednak w duchu zawsze tęsknił za uprawą ziemi.

      – Demetriusz liczył sobie dwa razy tyle lat co ja, może nawet był starszy. Niewolnikiem został w Egipcie i przebywał w samym Rzymie. Był mądry i doświadczony. Powiedział mi, że jako niewolnik mam prosty wybór. Mogę zaakceptować swój stan i pracować tak, żeby stać się niezastąpiony, albo mogę pogrążyć się w użalaniu się nad sobą i być przekazywany od właściciela do właściciela, po czym przypuszczalnie dokonać żywota w kopalni lub na roli, gdy stracę wszelką wartość.

      Cynbel zdecydował się na to pierwsze.

      – Postanowiłem się uczyć.

      – Demetriusz nauczył cię matematyki?

      – Matematyki, filozofii, łaciny. Musisz zrozumieć, że w tamtym okresie moja znajomość języka była niemal zerowa. Zanim mogłem nauczyć się czegokolwiek innego, musiałem poznać język Rzymian, ale od tego momentu wszystko poszło łatwiej. Po kilku latach sam zacząłem uczyć innych niewolników w domu.

      A potem, pewnego dnia, Demetriusz usłyszał, że jeden z gości pana mówi, iż szuka nauczyciela, którego chce zabrać do Dalmacji, gdzie ma objąć państwową posadę.

      – Mój ojciec? – zapytałem szybko.

      – Nie. – Cynbel pokręcił głową, a ja, nieco rozczarowany, usiadłem wygodniej. Przeszłość ojca była mi równie nieznana jak moja przyszłość i pragnąłem dowiedzieć się o niej czegoś więcej. – Demetriusz zaproponował mnie – kontynuował Cynbel – a nasz pan był tym zachwycony. Musisz pamiętać, że kupił mnie jako narzędzie, a teraz mógł odsprzedać jako nauczyciela. Zarobił na tym. Oczywiście było mi smutno, że opuszczam tamten dom i muszę się rozstać z Demetriuszem, ale wiedziałem, że jest to krok ku temu, żeby pewnego dnia stać się wolnym człowiekiem. Akceptując swój niewolniczy los, uczyniłem postęp na drodze do wolności.

      – Sądzisz, że mój ojciec cię wyzwoli? – zapytałem wprost.

      – Nie, jeśli będziesz mnie naciągał na snucie opowieści zamiast prowadzenia lekcji. – Uśmiechnął się. – O co chodzi? – zapytał po chwili, marszcząc brwi, gdyż nie odpowiedziałem mu uśmiechem.

      – O nic – skłamałem. – O nic.

      A potem mu podziękowałem. Pozornie za tę opowieść, ale w duchu wyraziłem wdzięczność za coś dużo ważniejszego – za powód, dla którego patrzyłem przez okno. Powód, dla którego pragnąłem dla Cynbela wolności, jakby chodziło o mnie samego.

      Podziękowałem mu za miłość jego córki.

      5

      Ledwo byłem w stanie ustać bez ruchu.

      Pomijając szczątkowe siły strażnicze i kilka oddziałów porządkowych w pobliskich miasteczkach, wszyscy żołnierze Ósmego legionu stali w żelaznych szeregach na placu apelowym, niemal pięć tysięcy wojowników w zbrojach, formacja będąca częścią najbardziej zabójczej piechoty, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Byliśmy bronią cesarstwa. Mieczem Rzymu. Widok tej siły – i świadomość, że jestem jej częścią – napełniała moje żyły energią i podnieceniem na myśl o tym, czego możemy dokonać. Byliśmy niepowstrzymani. Stanowiliśmy nieodpartą falę.

      Mój poranek nie zaczął się od tak podniosłych myśli. Poprzedniej nocy, po tym, jak odwróciłem się plecami do burdelu, byłem budzony kilka razy, gdy pijani żołnierze mojej drużyny wtaczali się po swoich breweriach do baraku. Pomieszczenie z ośmioma pryczami dzieliłem z ludźmi, którzy pozostawali pod moim dowództwem, w części budynku, gdzie znajdowało się dziesięć identycznych sal dla drużyn naszej centurii. Każda drużyna posiadała także magazyn na ekwipunek, a na końcu baraku znajdowała się duża kwatera mieszkalna dla centuriona oraz mniejsza dla optio. Był to standardowy rozkład koszarowego baraku, taki sam w całym cesarstwie, i czułem się równie zadomowiony w tym pomieszczeniu wypełnionym stęchłymi pierdami i chrapaniem, jak czułbym się w każdym innym forcie na świecie. Po prawdzie byłem zadowolony z przerywania mi snów, gdyż ich domena nie była dla mnie radosnym miejscem. Po tym, gdy uległem wspomnieniom i rozmyślaniom o czasach dzieciństwa na wybrzeżu Dalmacji, potrzebowałem pomocy w postaci bukłaka z winem, żeby ukołysał mnie do pijackiej drzemki. Chociaż już leżałem na pryczy, byłem przypuszczalnie równie pijany jak żołnierze, którzy wśród chichotów zakradali się do pomieszczenia i zwalali na swoje posłania. Kiedy się obudziłem, gotowy umyć się i ogolić, zdawało mi się, że w głowie tupią mi słonie Hannibala.

      Wszystko się zmieniło, kiedy przyszedł rozkaz, żeby uformować kohortę, pomaszerować na plac i stanąć do apelu jako legion. Takie chwile, kiedy gromadziliśmy się wszyscy, stanowiły

Скачать книгу