Łagodne światło. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Łagodne światło - Louis de Wohl страница 18
– Nie szkodzi – rzekł Fryderyk, kiedy Della Vigna zwrócił jego uwagę na ten fakt. – Przynajmniej będą mieli otwarte umysły i nie staną się niewolnikami żadnej idei.
Della Vigna wydał pomruk aprobaty. Jak dotąd wszystkie uniwersytety w Europie były zakładane i obsadzane przez Kościół. Stanąć z nim w szranki było wielką mądrością ze strony cesarza, była to sprawa zasadnicza dla uformowania człowieka użytecznego dla cesarstwa. Ale czemu służyły w tej sytuacji wykłady z prawa kanonicznego? Dlaczego wykładali tacy nauczyciele jak Pignatelli czy Piotr z Irlandii? Czemu nie stworzyć bastionu wolnej myśli, przewyższającego nawet Bolonię?
Fryderyk uśmiechnął się, a Della Vigna wreszcie zrozumiał.
– Mój drogi cesarzu, jestem głupcem, tak jak my wszyscy w twojej obecności. Oczywiście chcesz, by Neapol stał się nowym ośrodkiem największych umysłów i dlatego nikogo nie odtrącasz. Nie chcesz przekonywać przekonanych. Potrzebujesz świeżej krwi, dziewiczych mózgów... tak, by nikt nie mógł wykazać pobożnemu ojcu czy bigoteryjnej matce, że Neapol jest bezbożny.
– To – powiedział cesarz – jest część mojej idei. Poza tym, nie można tego zrobić za jednym pociągnięciem. Łagodnie, Della Vigna, łagodnie. Czy myślisz, że nie byłoby zabawne poprosić przyjaciół w Syrii, Tunisie i Egipcie o kilku ich największych uczonych, by nauczali mądrości Wschodu? Ale oni też są na pewien sposób bigoteryjni i zaatakowaliby ten fantastyczny zamęt, który nazywamy teologią, wykazując, że chrześcijaństwo jest religią politeistyczną. Musimy odłożyć tę zabawę na później, może niewiele później. Neapol jest początkiem. To ich wzburzy i zmiesza – tym lepiej. Nie potrzebujemy teraz jednej wytyczonej linii. W ten sposób Trójca jest bezpieczna... na razie.
A Neapol rozwijał się. Jak na każdym innym uniwersytecie, nikomu nie odmawiano wstępu ze względu na rasę, narodowość czy urodzenie. Potomkowie sławnych i bogatych rodzin siedzieli obok na wpół zagłodzonych chłopców, których entuzjazm dla wiedzy był jedynym atutem. Po każdym wykładzie odbywała się dyskusja, a studentów proszono, by przeanalizowali i skomentowali to, czego się nauczyli.
Magister Pignatelli właśnie skończył mówić na temat myśli świętego Augustyna. Wielka sala wykładowa rozbrzmiewała gwarem. Pignatelli był mistrzem w przedstawianiu starego w nowej formie, a jego słuchacze wymieniali poglądy, do czego mieli prawo, dopóki wykładowca nie wskazał jednego z nich, by skomentował to, co powiedział.
– To nie jest prawdziwe prawo kanoniczne, jak wiesz.
– Oczywiście, że nie. Ale prawo kanonicznie niejednokrotnie formowano na bazie twierdzeń starego Augustyna. Ojcowie Kościoła...
– Możesz mówić, co chcesz, to jest subtelny sposób Pignatellego, by wprowadzać teologię czystą i prostą. Innymi słowy, musisz być prosty, by przyjąć ją czystą.
– Nie wiem. Mam nadzieję, że mnie nie wyznaczy. Naprawdę nie wiedziałbym, co powiedzieć.
– Nie tylko ty. Spójrz na niego.
– Na kogo? A, ten... wiesz, nigdy nie spotkałem kogoś podobnego. Obserwuję go od miesięcy. Nigdy nie otwiera ust. Tylko siedzi i wytrzeszcza oczy. To Akwinata, prawda?
– Tak, najmłodszy syn. Nie nadawał się na żołnierza; nieźle by wyglądał na koniu, co? Wyobraź go sobie w pełnej zbroi, atakującego niewiernych... uczta dla oczu bogów. Arma virumque cano...
– Jest też trochę słaby na umyśle. I powolny... wstawanie i siadanie zabiera mu pół godziny.
– To po co go tutaj przysłali? Jest oblatem benedyktyńskim. Spójrz na jego habit. Czemu go nie zostawili w klasztorze, w którym był?
– Nie wiesz? Był w Monte Cassino. Cóż, odbudowują teraz klasztor, więc będzie mógł wrócić i odgrywać świętego czy coś w tym rodzaju.
– Sancta simplicitas! On jest Akwinatą. Nie musi tam iść dla świętości. Zrobią go opatem, zanim ty i ja zarobimy nasze pierwsze sztuki złota w sądzie, jestem tego pewny. Patrz... Coś pisze. Nigdy dotąd nie widziałem, by sporządził choć jedną notatkę. Nawet się zastanawiałem, czy umie pisać. Patrz, Tolomeo siada koło niego.
– I zaczyna mu coś tłumaczyć... biedny Tolomeo. Tyle się ma z bycia miłosiernym.
– Miłosierny? Tolomeo? Ha, ha, ha. Chce tylko zabłysnąć!
– To jest naprawdę całkiem proste – powiedział Tolomeo d’Andrea. – Widziałem, że starasz się notować, więc zakładam, że chcesz zrozumieć.
Tomasz otworzył usta, by coś powiedzieć, ale młody Tolomeo już się zagłębiał w wyjaśnienie wykładu Pignatellego.
– Po pierwsze, musisz zrozumieć, że stary Augustyn odnosił się do filozofii Platona – odpowiednio zreinterpretowanej i upiększonej przez Plotyna – jako absolutnie doskonałego modelu wiedzy racjonalnej. Zaczął interpretować ją na nowo: nie, zaczął interpretować chrześcijańskie objawienie poprzez wiedzę Platona – a raczej według pojęć Platona. Zrozumiałeś jak dotąd? Nie musisz dużo mówić, wiem, że nie jesteś rozmowny. Zrozumiałeś? Bardzo dobrze: jego główną zasadą było, że najlepszą drogą osiągnięcia prawdy nie jest ta, która zaczyna się od rozumowania i zmierza poprzez intelektualną pewność do wiary, lecz inna, okrężna droga: zaczynasz od wiary i idziesz od niej do objawienia, a stamtąd do rozumu. Albo jak Augustyn sam to wyraził: „Zrozumienie jest...” eee... „Zrozumienie jest...”
– „Zrozumienie jest nagrodą za wiarę” – powiedział łagodnie Tomasz. – „Dlatego nie staraj się zrozumieć, abyś uwierzył, lecz staraj się uwierzyć, to zrozumiesz.” Tak, to piękne. Ale ja uwielbiam inny ustęp: „Gdyby wiara i wiedza były tym samym i gdyby wiara nie musiała poprzedzać zrozumienia wielkich prawd Bożych, nie miałyby znaczenia słowa proroka: «Jeżeli nie uwierzycie, nie zrozumiecie»”.
– Dobry Boże – powiedział zaskoczony Tolomeo d’Andrea.
Ale Tomasz zdawał się już nie pamiętać o tym, co dzieje się wokół niego. Wspaniałe sentencje Augustyna płynęły nieprzerwanym strumieniem:
– Następnie mówi do tych, którzy już wierzą: „Szukajcie, a znajdziecie”. Bo jak wierząc w prawdę niepoznaną nie można mówić, że się ją znalazło, tak też nikt nie jest zdolny do znalezienia Boga, jeżeli przedtem nie uwierzy w to, co ma potem poznać... W poszukiwaniach podjętych na jego zachętę On sam pokaże drogę do znalezienia celu, o ile ludzie tacy jak my są w stanie odkryć w życiu ziemskim tego rodzaju prawdy. Trzeba bowiem wierzyć, że ludzie lepsi widzą je wyraźniej i posiadają doskonalej jeszcze za swego pobytu na ziemi, a wszyscy dobrzy i pobożni z pewnością po tym życiu1.
– Nazywam to rozsadzeniem porządku platońskiego – powiedział wesoło Tomasz. – Tak jak Słowo świętego Jana jest zbyt wielkie w porównaniu z Logos Platona. – Dopiero teraz zwrócił się