Łagodne światło. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Łagodne światło - Louis de Wohl страница 19

Łagodne światło - Louis de  Wohl

Скачать книгу

Ku swojej uldze zobaczył, że nikt się do niego nie uśmiecha.

      Ale coś niby fala radosnego podniecenia przechodziło przez salę. Co się stało? Dopiero gdy Pignatelli powtórzył jego imię, Tomasz zrozumiał, że wywołuje go, by przeprowadził analizę wykładu.

      Wstał posłusznie. Rozległy się chichoty. Nie słyszał ich. Spokojnie analizował wykład w swoim umyśle.

      – E, Tolomeo – szepnął jakiś głos. – Streściłeś mu to?

      – Streściłem? – Tolomeo parsknął krótkim śmiechem. Potem zacytował trawestację świętego Pawła: – „Podając się za głupca, stał się mądrym”.

      – Co on powiedział?

      – Nie słyszałem. Chyba nazwał go głupcem.

      – Co jeszcze? Ale zostanie opatem, zapamiętaj moje słowa.

      – Cicho... nie chcę stracić dobrej zabawy.

      Nie stracił. Ani nikt inny. Pierwszą niespodzianką był tembr jego głosu, wyraźny, metaliczny, a mimo to ciepły. Nie pasował do pulchnej, niezgrabnej sylwetki. Po trzecim zdaniu na sali zapanowała cisza. W ciągu kwadransa Tomasz streścił ponadgodzinny wykład Pignatellego tak dokładnie i przejrzyście, że sam mistrz zadał sobie pytanie, dlaczego jemu zajęło to tyle czasu.

      Od Platona do Plotyna, od Plotyna do Augustyna, od Augustyna do Anzelma z Canterbury, który skondensował zasadę Augustyna w formule „Credo ut intelligam”. A od Anzelma i jego ontologicznego dowodu istnienia Boga do dnia dzisiejszego, kiedy wiara i rozum wydawały się być rozdzielone tak całkowicie, jak linie równoległe w matematyce.

      Jedynym sposobem, w jaki chrześcijańscy filozofowie mogli się uchronić od otwartej kolizji z teologią było stwierdzenie, że ich wnioski są konieczne... ale niekoniecznie prawdziwe. To, oczywiście, czyniło słowo „prawda” pozbawionym znaczenia.

      Dlatego pozostawała nadzieja, że rozum i objawienie przestaną być jednostronne, że w nowym porządku zwycięży harmonia między dwoma wielkimi darami Boga.

      Ale nieśmiertelną zasługą świętego Augustyna pozostało jak dotąd to, że on pierwszy wprowadził Platona do ortodoksyjnej teologii. Filozofowie byli najdoskonalszymi istotami ludzkimi czasów starożytnych. To samo w sobie dawało nadzieję, że rozdźwięk między wiarą a rozumem nie będzie trwały teraz, gdy wyższy świat odrodził się w Chrystusie. Bo wyższe zawsze przejmuje doskonałość niższego.

      Tomasz skłonił się z szacunkiem i usiadł.

      Piękna sędziwa twarz Pignatellego poczerwieniała.

      – Studenci tak nie mówią – powiedział porywczo. – Tak mówią mistrzowie.

      Tomasz znów podniósł się niezręcznie.

      – Najmocniej przepraszam, panie – powiedział bezradnie – ale ja nie umiem mówić o tym inaczej.

      Pignatelli zmierzył go surowym wzrokiem. Potem się uśmiechnął. Raz, niemal w całym swoim życiu, pochwalił... a zostało to przyjęte jak wymówka. Wciąż się uśmiechając i kręcąc głową, opuścił salę. Zdumiewające. Zdumiewające. Znał ten typ, oczywiście, siedzi i siedzi, nie otwierając ust, a cały czas chłonie wszystko jak gąbka.

      Ale to było coś więcej. Ile on ma lat? Nieważne.

      Ten końcowy fragment o możliwej harmonii między wiarą a rozumem był oczywiście niedorzecznością. Spróbuj tylko, a nim się zorientujesz, gdzie jesteś, staniesz się heretykiem. Awerroes spróbował i stał się nim, nawet według zasad wiary islamu. I Majmonides oczywiście próbował i też wpędził się w kłopoty. Rozwiązanie było mało prawdopodobne. Ale zabawne, jak poważnie i kategorycznie ten pyzaty cherubinek domagał się rozwiązania. Najlepszym, co stworzyło pogaństwo, był filozof. I słusznie. Teraz żyjemy w wyższym świecie, świecie chrześcijańskim. Dlatego nasz świat powinien przejąć filozofię jako najdoskonalszy twór niższego, pogańskiego świata. Jak on to wyraził? „Wyższe zawsze przejmuje doskonałość niższego.” Skąd on to wziął?

      Był tu mistrz Piotr, Petrus Hibernicus, właśnie taki człowiek, jakiego potrzebował. Powtórzył mu to zdanie. Czy było poprawne? Czy było prawdziwe w świetle nauk przyrodniczych? Mistrz Piotr rozważył to starannie.

      – Coś w tym jest – powiedział. – Popatrz na nas, popatrz na inne królestwa: minerałów, roślin, zwierząt, człowieka. Są minerały w świecie roślin, który sam w sobie jest wyższy z tych dwóch. Jest materia roślinna we wszystkich zwierzętach – i mineralna też. A wszystkie te trzy królestwa istnieją w człowieku. Twoje kości są pochodzenia mineralnego, twoje włosy – roślinnego i nie trzeba chyba mówić o dziedzictwie zwierzęcym, prawda? A spójrz na matematykę: sześcian jest bryłą trójwymiarową, ale zawiera w sobie linię prostą pierwszego i kwadrat drugiego wymiaru. Metafizycznie nie jestem taki pewien... Aniołowie są wyżej niż ludzie, ale czy ich natura przejmuje doskonałość natury ludzkiej?

      – W pewnym sensie – zamyślił się Pignatelli. – Są czystym intelektem i czystą wolą...

      – A to więcej, niż możemy powiedzieć o ludziach...

      – I jest doskonałością tego, co najlepsze w człowieku. Wiesz, sądzę, że ten chłopiec ma rację.

      – Jaki chłopiec?

      Pignatelli mu powiedział, a Piotr z Irlandii szeroko otworzył oczy.

      – Chyba nie ten półgłówek!

      – Dlaczego uważasz go za półgłówka?

      – Tylko siedzi i gapi się przed siebie. Nigdy nie zadaje pytań. Nigdy nie robi notatek.

      – A ty zadałeś mu kiedyś pytanie? Prosiłeś go, by coś powiedział? Nie? Tak myślałem. Spróbuj, a zobaczysz, co się stanie.

      „Półgłówek” w międzyczasie opuścił salę wykładową i uczelnię. Był pogrążony w myślach podobnych do tych, które zajmowały umysł mistrza Piotra, a przez to zupełnie nieświadomy ciekawych spojrzeń rzucanych przez kolegów na korytarzu i na dziedzińcu. Jak zwykle skierował się do pobliskiego klasztoru dominikanów, wszedł do kościoła i pomodlił się przez chwilę.

      Kiedy wstał, zobaczył obok siebie uśmiechniętego brata Jana. Ukłonił się mu, po czym opuścili kościół. Weszli do klasztoru i celi brata Jana, dość przestronnej celi z ciężkim biurkiem, dwoma masywnymi krzesłami i słomianym materacem, której jedyną ozdobą był krucyfiks na ścianie naprzeciw biurka. Usiedli. Siedzieli przez chwilę naprzeciw siebie, nic nie mówiąc, jak nieznajomi albo bardzo bliscy przyjaciele.

      Brat Jan niespodziewanie znów się uśmiechnął.

      – Myślę – powiedział – o naszym pierwszym spot­kaniu.

      Teraz Tomasz też się uśmiechnął. W drodze do Neapolu, kiedy jechał na mule w asyście trzech konnych – jego matka nalegała na taką eskortę – zobaczył mnicha w dominikańskim habicie otoczonego przez gromadę uliczników, tańczących wokół niego i wrzeszczących na całe gardło:

      –

Скачать книгу