Tomek wśród łowców głów (t.6). Alfred Szklarski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski страница 14
Kapitan Nowicki pierwszy pomyślał o pomocy dla nieszczęsnego Jamesa Balmore’a, beztrosko płynącego w pobliżu groźnego drapieżnika. Bez słowa pomknął do kabiny, skąd zaraz powrócił z karabinem gotowym do strzału.
Smuga zaledwie ujrzał broń w jego dłoniach, pobladł jeszcze bardziej i cicho zawołał:
– Oszalałeś?! Opuść karabin, jeśli ci miłe życie tego chłopca! Nie powinien się zorientować, że grozi mu niebezpieczeństwo!
– Musimy ostrzec Jamesa, on dotąd nie zauważył rekina! – zaoponował wzburzony Tomek.
– Milczcie i zachowujcie się jak najbardziej naturalnie – sugestywnie odparł Smuga. – Uratować swoje życie w tej sytuacji może tylko człowiek nieświadom grożącego mu niebezpieczeństwa. Jeśli ujrzy rekina, wpadnie w panikę i zacznie płynąć jak najszybciej. Wtedy będzie wykonywał gwałtowne ruchy, które, jak niejednokrotnie słyszałem, sprawiają na rekinie wrażenie, że napotkał łatwą zdobycz.
– Więc mamy patrzeć biernie?! – zapytał Tomek drżącym głosem.
– W tych warunkach kula nie ugodzi rekina śmiertelnie. Zraniony stanie się jeszcze straszniejszy. Jeśli nie jest głodny, nie zaatakuje. Tutaj jest dużo ryb…
– Gdyby Balmore miał nóż, mógłby się bronić – posępnie rzekł Nowicki.
– Żaden człowiek, moim zdaniem, nie potrafi się zbliżyć do rekina na tyle, by uchwycić lewą dłonią płetwę piersiową, a prawą rozpłatać mu brzuch – odparł Smuga.
Zamilkli, a Balmore tymczasem, nieświadom śmiertelnego niebezpieczeństwa, spokojnie przybliżał się do statku. Jeszcze tylko około czterdziestu metrów dzieliło go od burty. Rekin wolno płynął trop w trop za młodzieńcem. Zataczał szerokie półkola, systematycznie zmniejszając odległość między sobą a lekkomyślnym pływakiem.
– Patrzcie, patrzcie! Tam na lewo! Drugi rekin… – szepnął przerażony Tomek.
– Widzę… – cicho potaknął Smuga.
– Teraz im się nie wymknie… – mruknął bosman.
Pot grubymi kroplami spływał po twarzach trzech przyjaciół bezradnie skupionych przy burcie statku. Rozpaczliwy wzrok wlepili w opalone ramiona pływaka. Dwie żarłoczne bestie morskie sunęły coraz bliżej niego.
Porażonemu grozą Tomkowi wydało się, że minęła cała wieczność, zanim James Balmore uchwycił dłonią szczebel drabinki linowej zwisającej z burty jachtu. Po chwili już piął się w górę. Dopiero teraz mógł spojrzeć wprost w twarze towarzyszy stojących na pokładzie. Zdumiał się niepomiernie, ujrzawszy ich niesamowity wygląd. Dingo obnażył kły i warcząc, spoglądał w morze. Balmore odruchowo zerknął w dół. Tuż pod nim czerniły się dwa potężne cielska straszliwych ludojadów. Wywarły one na Jamesie piorunujące wrażenie. Niezwłocznie połapał się w sytuacji. Zbladł jak płótno, zachwiał się na drabince i nagle głowa opadła mu na piersi. Omdlewał… Na szczęście czujny Smuga w tej samej chwili chwycił go mocno za ramię. Tomek natychmiast pospieszył mu z pomocą. Wspólnymi siłami wciągnęli Balmore’a na pokład.
Kapitan Nowicki, jak większość ludzi morza, nienawidził rekinów. Toteż zaledwie ułożono Balmore’a na pokładzie, błyskawicznie uniósł karabin do ramienia. Strzał sucho rozbrzmiał w porannej ciszy. Jeden z wolno dotąd pływających rekinów gwałtownie zwinął się jak sprężyna, potężnie uderzając ogonem o bok statku. Nowicki strzelił jeszcze raz. Obydwa stalowoniebieskie potwory zniknęły w głębinie morza.
Huk strzału wywabił na pokład całą załogę. Oczywiście przede wszystkim zajęto się cuceniem Balmore’a, który nie zdradzał oznak życia. Dopiero gdy Natasza podsunęła mu słoik z amoniakiem, odetchnął głęboko i otworzył oczy. Przerażenie malujące się w jego wzroku znacznie złagodziło gniew kapitana. Zapomniał więc o karcerze i tylko rzekł ostro:
– Słuchaj, młody człowieku! Przez własną głupotę omal nie stałeś się zakąską diabelskich rekinów. Jeśli jeszcze raz na tym statku zrobisz coś bez mego polecenia, wysadzę cię na ląd i pożegnamy się z tobą.
– Nie było zakazu kąpieli, zapomniałem o rekinach – bąknął James.
– Tylko dzięki panu Smudze uniknąłeś śmierci – odezwał się Tomek. – Chcieliśmy cię ostrzec, gdy płynąłeś. Wtedy zginąłbyś niezawodnie. Napędziłeś nam okropnego strachu!
– Wszystkie rekiny powinno się wytępić – powiedział Zbyszek, na którym straszliwa przygoda Balmore’a wywarła duże wrażenie.
– Zbyt pochopny wniosek – zauważył Bentley. – Karygodna jest tylko lekkomyślność pana Balmore’a. Wbrew ogólnemu mniemaniu nie wszystkie rekiny są groźne dla człowieka. Największe z nich, rekin wielorybi i długoszpar, żywią się jedynie planktonem. Poza tym rekiny są również pod pewnym względem nawet pożyteczne; jako pożeracze padliny i wszelkich odpadków oczyszczają morze43.
– Słuszna uwaga, szczególnie należy się wystrzegać rekina tygrysa oraz małych szarych rekinów – dodał Wilmowski. – Dzisiejszy wypadek pana Balmore’a udowodnił nam, że nawet rekin ludojad nie zawsze atakuje człowieka.
Piraci mórz południowych
James Balmore bardzo się przejął naganą kapitana. Wprawdzie nikt nie robił już później jakichkolwiek uwag na temat porannych wydarzeń, lecz mimo to, zawstydzony swą lekkomyślnością, unikał ogólnych rozmów. Gorliwie wypełniał wszelkie rozkazy, przodował w pracach pokładowych, a w wolnych chwilach znikał w jakimś zakamarku i stamtąd zasępionym wzrokiem wodził za Tomkiem. Oczywiście nie mógł mu niczego zarzucić. Przecież Tomek zachował się po koleżeńsku, czym nawet naraził się kapitanowi Nowickiemu. Ale bura, jaką oberwał Tomek, jeszcze bardziej podkreślała jego zalety, których Balmore od dawna mu zazdrościł.
„Tomek na pewno by nie zemdlał na widok rekinów ludojadów” – rozmyślał z rozgoryczeniem.
Tak bardzo zależało mu na opinii Sally! Czyż teraz nie mogła posądzić go o tchórzostwo? Nachmurzony, nawet nie zwracał uwagi na widoki roztaczające się z pokładu. Do uszu jego nie dolatywały zachwyty reszty załogi.
Pomiędzy zewnętrzną barierą rafy, do której podpływali, a strefą skalistych wysepek często rysowało się w głębinie morza dno pokryte piaskiem, usiane żywymi, barwnymi koralami. Około południa na horyzoncie ukazała się grupa wysp Swain Reefs, rozrzuconych na przestrzeni około pięćdziesięciu mil. Stanowiły one pogmatwany labirynt korali i wysepek, oddzielonych od siebie koralowymi kanałami. Warunki geograficzne wyciskały tam charakterystyczne piętno na krajobrazie. Od strony nawietrznej wybrzeża wysepek pokrywał czysty piasek, natomiast przeciwne ich krańce porastały mangrowe
42
Właśc. żarłacz biały (
43
Mięso niektórych gatunków rekinów jest jadalne, a wysuszone płetwy stanowią przysmak kuchni chińskiej; z wątroby rekinów wielorybich otrzymuje się tran.