Tomek wśród łowców głów (t.6). Alfred Szklarski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski страница 11

Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski

Скачать книгу

zapasy żywności: konserwy mięsne i rybne, mąka, kasze, ryż, groch, fasola, sól, cukier, herbata, kawa, miód, suchary i tytoń.

      Potem figurowały przedmioty konieczne do prac naukowych: przyrządy pomiarowe, kompasy, mikroskop, aparat fotograficzny wraz z wyposażeniem, przybory oraz chemikalia potrzebne do preparowania okazów fauny i flory, siatki do chwytania owadów, pułapki, słoje, blaszane puszki i skrzynki.

      Osobisty ekwipunek każdego członka wyprawy składał się z podwójnych kompletów dwóch rodzajów ubrań: do marszu przez dżunglę – miękki płócienny kapelusz, cienka koszula z długimi rękawami, długie płócienne spodnie, których dolną część nogawki chowało się w półwysokie sukienne kamasze; do marszu przez lekki teren – szorty, kurtki z krótkimi rękawami, pończochy i półwysokie sukienne kamasze.

      Ponadto każdy zabierał cztery komplety bielizny, skarpety, brezentową kurtkę z kapturem, buty podbite gwoździami do marszu w górach, a kobiety dodatkowo spódnice i sztylpy.

      Przedostatni dział obejmował środki płatnicze dla krajowców: siekiery, różne noże, łuki, strzały, koraliki, lusterka, organki, barwne bawełniane materiały, tytoń w czarnych laseczkach, skrzynie dużych i małych muszel, sól i jako prowiant dla tragarzy – konserwy oraz ryż.

      Na samym końcu figurował arsenał wyprawy: sztucery, karabiny, broń krótka, fuzje, karabinki małokalibrowe do polowania na mniejsze ptaki, amunicja i rakiety.

      Oddzielne zapasy żywności znajdowały się na jachcie na czas podróży morzem. Przegląd ekwipunku trwał niemal do wieczora; uznano, że przygotowania do wyprawy zostały ostatecznie zakończone. Według oświadczenia kapitana Nowickiego „Sita” miała być gotowa do wyjścia w morze dopiero za trzy dni. Wobec tego gościnny dyrektor Hart zaproponował podróżnikom zwiedzenie miasta oraz jednodniową wycieczkę na morską plażę w Narrabeen.

      Tomek z entuzjazmem podchwycił ten projekt. W czasie pierwszej bytności w Australii poznał Melbourne, rodzinne miasto Bentleya, teraz więc miał możność porównać je z Sydney.

      Następnego ranka dwoma powozami wyruszyli do miasta. Dyrektor Hart okazał się doskonałym przewodnikiem. Najpierw więc przemknęli przez tonące w zieleni ogrodów podmiejskie, południowe dzielnice willowe, poprzecinane zatoczkami i lagunami, po których pływały setki żaglówek.

      Potem zwiedzili ogrody botaniczny i zoologiczny, muzea, kościoły, robili drobne zakupy w handlowym śródmieściu, a w końcu przybyli do nabrzeża portowego.

      Przez cały czas Tomek dzielił się spostrzeżeniami ze swoimi młodymi przyjaciółmi, z którymi jechał w jednym powozie. Przede wszystkim wyjaśnił im, że Sydney jest czwartym, a Melbourne piątym miastem pod względem wielkości na półkuli południowej. Tylko południowoamerykańskie miasta: Buenos Aires, São Paulo i Rio de Janeiro były od nich większe. W tych dwóch miastach koncentrowały się handel, przemysł, instytucje kulturalne i naukowe Australii. Z nich wywożono w świat główne australijskie produkty: wełnę, mięso, skóry i pszenicę.

      Całe Sydney miało charakter wybitnie portowy. Południową i północną część miasta rozdzielała zatoka Port Jackson, która wrzynała się w ląd dziesięciokilometrowym lejem, aż do ujścia rzeki Parramatta. Nieregularna linia wybrzeża tworzyła dziesiątki zatok i cichych przystani.

      Przystanęli nad brzegiem, aby przyjrzeć się panoramie północnej części miasta, położonej po drugiej stronie zatoki Port Jackson. Usiedli na ławkach rozległego zieleńca wysadzanego krzewami i palmami.

      – No cóż, Tomku, jak się panu podoba nasze Sydney? – zapytał Hart.

      – Nie chciałbym urazić pana Bentleya, lecz wydaje mi się ładniejsze od Melbourne. Jest mniej symetrycznie zabudowane i dzięki temu nie tak monotonne – odpowiedział Tomek.

      – Skoro tak, to może zechciałby pan tutaj zamieszkać? – zapytał Hart. – Mógłbym panu zaproponować odpowiednie stanowisko w zarządzie Parku Taronga.

      – Nic z tego! Próbowałem kiedyś zatrzymać Tomka w Melbourne – wtrącił Bentley. – W odpowiedzi zaprosił mnie do Warszawy, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę.

      – Cóż, zdanie można zmienić z biegiem czasu – wesoło powiedział Hart. – Nieraz stosunki rodzinne zmuszają do tego…

      Tomek zarumienił się, a Hart dodał:

      – Niech się pan nie spieszy z odpowiedzią. Ponowię propozycję po zakończeniu waszej wyprawy do Nowej Gwinei.

      – Dziękuję panu, zastanowię się nad tym – odparł młodzieniec.

      – Jak amen w pacierzu, Tomek gotów osiąść na mieliźnie – szepnął kapitan Nowicki do Smugi.

      – Mnie także podoba się Sydney – rezolutnie zauważyła Sally. – Powinniśmy obrać je za stolicę Związku Australijskiego.

      – Oho, przemówiła przez panią mieszkanka Nowej Południowej Walii – zaoponował Bentley, od powstania bowiem Związku Australijskiego w roku 1900 Melbourne i Sydney współzawodniczyły o miano stolicy32.

      – Przekonacie się państwo, że w przyszłości Sydney będzie jeszcze piękniejsze – zapewnił Hart. – Słyszałem o projekcie, który doda miastu uroku. Mianowicie rozważa się możliwość zbudowania olbrzymiego mostu, który by połączył południowe i północne Sydney33.

      – Każda pliszka swój ogonek chwali – tubalnie mruknął Nowicki. – Ale mimo wszystko nie ma to jak nasza stara Warszawa!

      W wesołym nastroju podróżnicy powrócili na „Sitę”. Tutaj ostatnie przygotowania do opuszczenia portu również dobiegały końca. Cały jacht lśnił jak lustro, wszędzie unosił się zapach świeżego lakieru.

      Pani Allan była bardzo podniecona. Ani na krok nie odstępowała swojej jedynaczki, polecała ją opiece przyjaciół. Był to przecież jej przedostatni dzień spędzony razem z córką przed wyruszeniem na wyprawę.

      Rozmowy na jachcie przeciągnęły się do późnej nocy, lecz mimo to podróżnicy już o świcie zerwali się z posłań. Razem z Dingiem podążyli do przystani, skąd promem przepłynęli zatokę do północnego Sydney. Stamtąd wraz z Hartem pojechali powozami na uroczą morską plażę w Narrabeen. Wszyscy korzystali z orzeźwiającej kąpieli, gdyż gładkie, piaszczyste wybrzeże okalała połączona z morzem laguna, zabezpieczająca wycieczkowiczów przed ewentualną napaścią rekinów. Szczególnie Dingo, znudzony długim pobytem na jachcie, wprost szalał z radości. Piękny, słoneczny dzień minął beztrosko i wesoło.

      Wieczorem wszystkie iluminatory „Sity” jarzyły się jasnym światłem. To kapitan Nowicki wydawał dla całej załogi i gościnnego Harta kolację pożegnalną. Już następnego dnia o świcie jacht miał wyjść w morze.

      O włos od śmierci

      Jacht pod pełnymi żaglami spokojnie płynął po niemal gładkim oceanie. Sterowany wprawną dłonią zawodowego marynarza – Indusa Ramasana, nie mógł zboczyć z kursu, wiodącego wprost na północ wzdłuż

Скачать книгу


<p>32</p>

W 1908 r. powzięto decyzję o zbudowaniu nowej stolicy Związku Australijskiego w Nowej Południowej Walii na południowy zachód od Sydney, nad rzeką Murrumbidgee. Budowę Canberry rozpoczęto w 1913 r., a pierwsze posiedzenie australijskiego parlamentu odbyło się w 1927 r. już w nowej stolicy. W ten sposób rozstrzygnięto długotrwały spór dwóch miast.

<p>33</p>

Hart się nie mylił; wspaniały, wiszący na stalowym łuku most został zbudowany i oddany do użytku 19 III 1932 r. Jest dziełem prawdziwie monumentalnym, mającym niewiele równych sobie na świecie. Most ma charakter drogowo-kolejowy – mieści osiem pasów ruchu, dwa tory, chodnik i ścieżkę rowerową; do 1958 r. po moście kursowały tramwaje.