Spętani przeznaczeniem. Вероника Рот
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот страница 17
– Podejrzewam, że to nie będzie łatwe lądowanie – oświadczył Akos.
– Nie – zaśmiała się Teka. – Z pewnością nie. Jedyny sposób na przebicie się przez jej atmosferę bez ryzykowania rozdarcia statku na strzępy polega na całkowitym wyłączeniu zasilania i swobodnym opadaniu ku jej powierzchni. Oczywiście uruchomię napęd, zanim grzmotniemy w ziemię. – Głośno klasnęła w dłonie. – Mimo wszystko musicie starannie się przypiąć i zmówić paciorek bądź cokolwiek, co przynosi wam szczęście.
Akos wyglądał na bledszego niż zazwyczaj. Zaśmiałam się.
Za naszymi plecami pojawiła się Sifa, trzymająca książkę na wysokości brzucha. Na pokładzie było zaledwie kilka tomów – bo po co miałyby tu być? – i wszystkie, które udało się jej wyszperać, zanosiła Eijehowi razem z jedzeniem. Akos nie pytał o niego, podobnie jak i ja. Podejrzewam, że jego stan nie zmienił się i że najgorsze fragmenty osobowości mojego brata wciąż w nim żyły.
– Szczęście… – powiedziała Sifa – …to tylko prosty konstrukt, dzięki któremu ludzie mogą wierzyć, że kontrolują pewne aspekty swojego przeznaczenia.
Teka sprawiała wrażenie, jakby się nad tym zastanawiała, lecz Akos przewrócił oczami.
– A może to słowo określające, co los oznacza dla większości z nas – powiedziałam. Jako jedyna byłam gotowa stanąć do dyskusji – Teka zbyt ją szanowała, jej syn zaś nadmiernie lekceważył. – Zapomniałaś już, jak to jest patrzeć w przyszłość z naszego punktu widzenia, a nie ze swojego.
Sifa posłała mi uśmieszek. Często mi go posyłała.
– Być może masz rację.
– Wszyscy się zapnijcie – powtórzyła Teka. – Wyrocznio, usiądź na fotelu pierwszego oficera. Najwięcej wiesz o lataniu.
– Hej! – zaprotestowałam.
– Dary nurtu na Ogrze szaleją – powiedziała do mnie. – Nie wiemy, jak zachowa się twój, dlatego zajmij miejsce z tyłu. Miej oko na Keresethów.
Przed rozpoczęciem lądowania Sifa przyprowadziła Eijeha. Starannie związany usiadł w fotelu i patrzył w podłogę. Westchnęłam i przeszłam przez pokład. Ostatecznie usiadłam naprzeciwko niego i założyłam mu pasy na klatkę piersiową oraz kolana. Akos męczył się ze swoimi, ale nie pomogłam mu – wiedział, jak się to robi, po prostu potrzebował praktyki.
Patrzyłam, jak Teka i Sifa przygotowują się do podejścia, naciskają guziki i przekładają dźwignię. W przypadku Teki wyglądało to jak rutynowa operacja. Uspokajało. Nie chciałbym swobodnie spadać poprzez wrogą atmosferę z kapitanem, który wpadł w panikę.
– Zaczynamy! – zawołała w końcu Teka. Potem na całym statku zgasły światła, a silnik przestał szumieć. Ciemna atmosfera planety wypełniła okno nawigacyjne niczym fale deszczu na Pitsze. Przez kilka długich chwil nie widziałam zupełnie nic i niczego też nie czułam. Chciałam krzyczeć.
W końcu pochwyciła nas grawitacja Ogry. Okazało się to gorsze, znacznie gorsze niż brak czucia. Miałam wrażenie, że mój żołądek oddzielił się od ciała i pofrunął do góry, podczas gdy reszta mnie runęła w dół. Jednostka zadrżała, metalowe płyty zaczęły szarpać za śruby, schody prowadzące na pokład nawigacyjny niebezpiecznie zagrzechotały. Moje zęby zaczęły szczękać. Wciąż było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć, nawet cienie nurtu, które pojawiły się dookoła moich ramion.
Tuż obok mnie Akos wygłaszał pod nosem litanię przekleństw. W trzech językach. Ja z kolei nie mogłam mówić. Moje ciało zbyt mocno było wgniatane w kości.
Rozległ się huk jakiegoś uderzenia, a potem silniki znów zaczęły pracować. Zanim zapaliły się światła, pod nami rozświetliła się planeta. Wciąż była ciemna – ani słońce, ani wstęgi nurtu nie przebijały się przez jej atmosferę – ale upstrzona światłami, zasilana nimi. Panel kontrolny statku zapalił się i paskudne wrażenie spadania ustąpiło. Statek ruszył bowiem do przodu, zamiast sunąć w dół, dół i jeszcze raz w dół.
A potem pojawił się ostry, mocny i palący ból.
ROZDZIAŁ 10 AKOS
CYRA KRZYCZAŁA.
Na skutek lądowania dłonie Akosa wciąż drżały, ale mimo to próbował odpiąć pasy przytrzymujące go na miejscu jakby bez jego zgody. Kiedy wreszcie się uwolnił, zerwał się z fotela i padł na kolana przed Cyrą. Cienie odrywały się od jej ciała pod postacią ciemnych chmur, dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy Vas zmusił ją do dotknięcia go w więzieniu w amfiteatrze, gdzie niemalże straciła życie. Zaciśnięte dłonie zanurzyła we włosach. Kiedy uniosła wzrok i spojrzała na niego, dziwny uśmiech wykrzywił jej twarz.
Położył ręce na jej dłoniach. Cienie wyglądały jak dym unoszący się w powietrzu, lecz zaczęły już wracać do jej ciała niczym setki zwijanych jednocześnie żyłek.
Zniknął też dziwaczny uśmiech Cyry. Teraz patrzyła na ich złączone dłonie.
– Co się stanie, kiedy mnie puścisz? – zapytała cicho.
– Nic ci nie będzie – odpowiedział. – Nauczysz się to kontrolować. Potrafisz przecież, nie pamiętasz?
Zaśmiała się głucho.
– Mogę trzymać cię tak długo, jak chcesz – dodał.
Jej spojrzenie stwardniało. W końcu odezwała się przez zaciśnięte zęby:
– Puść.
Akos mimowolnie przypomniał sobie opis, który znalazł w jednej z książek zostawionych mu przez Cyrę w jego pokoju na statku zabierającym ich na wyprawy. Opracowany w shotet tom zatytułowany Dogmaty kultury i wierzeń Shotet czytał za pomocą translatora.
Napisano w nim: Najkrótszą charakterystykę ludu Shotet stanowi słowo „opancerzeni”, choć przybysze z zewnątrz wolą termin „gorliwi”. Nie odnosi się on do aktów odwagi przejawianych w trudnych sytuacjach – choć Shotet z pewnością traktują męstwo z należytym szacunkiem – ale jest nieodłączną cechą tego ludu, niemożliwą do nauczenia bądź podrobienia, płynącą w ich krwi niczym język objawień. Gorliwość to podnoszenie się raz za razem z kolejnych problemów. To wytrwałość, akceptacja ryzyka i niechęć poddania się.
Ten paragraf nigdy nie był dla niego aż tak prawdziwy jak w tej chwili.
Posłuchał Cyry. Początkowo cienie nurtu powróciły i znów utworzyły chmurę dymu nad jej ciałem. Zacisnęła zęby.
– Nie mogę spotkać się z Ogranami z chmurą śmierci dookoła – powiedziała.
Patrzyła