Zimowa opowieść. Stephanie Laurens

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zimowa opowieść - Stephanie Laurens страница 11

Zimowa opowieść - Stephanie  Laurens

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Dziewczęcy chichot zagłuszył kilka niezbyt uprzejmych prychnięć.

      Śmiejąc się pod nosem, Claire pomogła Juliet zebrać ścięty wspólnie ostrokrzew.

      Dziewczynka spojrzała na stos gałązek.

      – Potrzeba jeszcze więcej – orzekła. Spojrzała spod zmrużonych powiek na krzak, w którym buszowały. – Mamy dużo takich mniejszych do wplecenia w jedlinę. Może powinnyśmy ściąć większą gałąź… do zawieszenia nad głównym kominkiem. – Obeszła krzew, zaglądając tu i tam, po czym przystanęła i wyciągnęła ręka. – Może tę?

      Claire spojrzała we wskazaną stronę. Była to z pewnością największa gałąź z tych, jakie do tej pory zebrały.

      – Spróbujmy.

      We dwie, osłaniając się rękami w grubych płaszczach, zdołały odsunąć zewnętrze gałęzie, by dostać się do tej większej, łukowatej, którą wskazała Juliet. Był to rzeczywiście piękny okaz i świetnie nadawał się nad kominek w Wielkiej Sali. Claire skinęła głową na Juliet.

      – Ja ją przytrzymam… a ty odpiłuj.

      Na twarzy Juliet pojawiło się przejęcie. Przymierzyła się z piłą do czekającego ją zadania.

      Gałąź miała kilka cali grubości. Odpiłowawszy ją do połowy, dziewczynka zobaczyła, że brzeszczot utknął.

      Ściągając brwi w skupieniu, próbowała go pchnąć, a potem wyciągnąć, lecz bezskutecznie. Puściła więc uchwyt ze zrezygnowanym westchnieniem.

      Claire już otworzyła usta, zamierzając zaproponować, by się zamieniły.

      Zanim jednak zdążyła się odezwać, Juliet obróciła się na pięcie.

      – Pójdę po pana Crosbiego.

      Nie! Claire stłumiła instynktowną reakcję – i Juliet odbiegła, a gałęzie, które przytrzymywała, niczym sprężyny wróciły na miejsce.

      Claire została wśród nich uwięziona.

      Nie mogła nawet wydobyć ręki spod gałęzi, którą trzymała, gdyż zaplątałaby się jeszcze bardziej. Utknęła w gęstwinie ostrokrzewu.

      Nie miała jednak czasu, by wpaść w panikę; Daniel, wezwany przez Juliet, pojawił się na scenie w towarzystwie pozostałych dziewcząt.

      Spojrzał na nią, ocenił sytuację – i zacisnął usta, starając się powstrzymać śmiech.

      Napotkał jej wzrok, a ona ostrzegawczo zmrużyła powieki.

      Z drgającymi kącikami ust opuścił wzrok i podał Louisie siekierę.

      – Potrzymaj… chyba będzie mi potrzebna, kiedy się tam dostanę.

      Na szczęście wszyscy mieli rękawiczki. Daniel jednak musiał odgarniać gałąź po gałęzi, aby przedrzeć się do miejsca, gdzie stała Claire, a gdy się tam wreszcie znalazł, odgięte gałęzie wczepiły się w jego płaszcz.

      Był o wiele wyższy i potężniejszy od Juliet; kiedy stanął obok, Claire poczuła, że nie może zaczerpnąć tchu. W każdym razie odetchnąć głębiej.

      Spojrzawszy na nią, wciąż z rozbawieniem w oczach, Daniel obejrzał zablokowaną piłę. Chwycił za rączkę i próbował wydobyć brzeszczot, ale przesunął go zaledwie o cal, więcej się nie dało. Mruknął, a potem zerknął na Claire.

      – Zetnę to siekierą, ale najpierw muszę wydobyć piłę. – Spojrzał na jej dłonie w rękawiczkach, wciąż podtrzymujące ostrokrzew. – Kiedy powiem, proszę pociągnąć gałąź w dół, dobrze?

      Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową.

      – Dobrze. Niech pani użyje całej siły, jeśli będzie trzeba.

      Obejrzał znowu piłę, odwrócił głowę i zawołał:

      – Poproszę o siekierę!

      Annabelle była z dziewcząt najdrobniejsza; przedarła się przez krzak najbliżej, jak się dało, i poprzez zarośla podała Danielowi siekierę uchwytem do przodu. On wyciągnął rękę, ujął narzędzie, a potem, spojrzawszy na Claire, jakby chciał się upewnić, że nic jej nie jest, skupił się na zablokowanym brzeszczocie; przymierzył się siekierą i uderzył nią w nacięcie gałęzi.

      – W porządku. Proszę pociągnąć.

      Zacisnąwszy ręce, Claire pociągnęła gałąź.

      Daniel wbił siekierę głębiej i jednocześnie wyszarpnął brzeszczot.

      – Świetnie! Może pani puścić.

      Claire wykonała polecenie, a potem patrzyła, jak Daniel się odwraca i podaje piłę Juliet.

      Wróciwszy do gałęzi, popatrzył znowu na Claire.

      – Niech pani odwróci głowę. Odrąbię gałąź i nie chciałbym, aby poraniły panią drzazgi.

      To była mądra rada. Problem jednak w tym, że aby z niej skorzystać, musiała zmienić pozycję. W efekcie otarła się ramieniem o jego plecy.

      – Gotowa? – zapytał.

      Przełknęła ślinę.

      – Tak.

      Doprawdy, ta niepożądana wrażliwość była wręcz śmieszna, a jednak zaparło jej dech w piersiach i zawirowało w głowie.

      Usłyszała tępy odgłos wbijanej w drewno siekiery; gałąź podskoczyła jej w rękach, więc Claire zacisnęła mocniej dłonie, przytrzymując ją.

      – Dziękuję – mruknął między kolejnymi ciosami.

      Czuła, jak jego stalowe mięśnie poruszają się płynnie, gdy unosił i opuszczał siekierę; to działało na jej zmysły.

      Gałąź zatrzeszczała, a potem, po ostatnim uderzeniu siekiery, zaciążyła jej w dłoniach. Claire musiała się poruszyć, aby ją utrzymać, i spojrzała na Daniela – stali teraz ramię przy ramieniu, zwróceni plecami do wyjścia z otaczających ich zarośli, uwięzieni wśród kolczastych gałęzi.

      Popatrzyła mu w oczy; on odwzajemnił spojrzenie.

      – Jak się stąd wydostaniemy? – spytała.

      Jego rozbawiony wzrok i uśmiech na ustach sprawiły, że i jej zachciało się śmiać z całej sytuacji.

      Ku swojemu zaskoczeniu poczuła, że kąciki jej ust się unoszą.

      Daniel odwrócił głowę, a potem spojrzał na boki.

      – Dziewczęta… stańcie po obu naszych stronach, potem odciągnijcie gałęzie, które zdołacie

Скачать книгу