Zimowa opowieść. Stephanie Laurens
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zimowa opowieść - Stephanie Laurens страница 8
Rzeczeni rodzice już wyszli, zjadłszy na śniadanie szynkę, kiełbaski, jajka na bekonie oraz chrupiące grzanki i zostawiwszy po sobie urzekający aromat kawy i cynamonowych bułeczek, które lubiły wszystkie panie. Opowiedzieli o swoich dalszych planach seniorom; później panowie pojechali na inspekcję stada włochatego górskiego bydła, aby następnie udać się do Casphairn na lunch w miejscowej gospodzie. Tymczasem panie wróciły do oranżerii Catriony, aby tam zająć się haftowaniem i rozmową o dzieciach.
Do dzieci najbardziej zajmujących myśli rodziców należało właśnie tych sześcioro, które w tym momencie zasiadły do stołu, by zjeść spóźnione śniadanie. Helena, udając, że śpi, obserwowała je spod rzęs. Często je widywała, ale ponieważ nie działo się to codziennie, miała wrażenie, że wyraźniej dostrzega zachodzące w nich zmiany.
I być może przyczyniała się do tego także różnica pokoleń. Helena nie musiała się o nich martwić tak jak rodzice; miała do nich większy dystans, choć jednocześnie, o dziwo, była bardzo do każdego przywiązana.
Byli jej radością i szczęściem, które jako osoba wiekowa w pełni doceniała i którym się cieszyła.
Wątpiła, czy pożyje jeszcze dostatecznie długo, aby być świadkiem ich małżeństw – może, jeśli dopisze jej szczęście i osiągnie wiek swojej drogiej przyjaciółki, Therese Osbaldestone. To zależało już od woli niebios; na razie była zadowolona, że może obserwować, jak młodzi się kształtują, przechodząc przez niewątpliwie najważniejszy okres życia. Zastanawiała się, czy zdają sobie sprawę – szczególnie tych sześcioro stojących u progu dorosłości – że decyzje, które będą podejmować w najbliższych dniach, tygodniach i miesiącach, określą ich przyszłość.
Nieodwracalnie ją uformują, zamykając pewne drzwi na zawsze, a inne otwierając.
To, które drzwi wybiorą i jak przez nie przejdą, określi bieg dalszego życia.
Wiedziała – i to lepiej niż większość pozostałych – że wybory dokonywane w jednej chwili mogą wpłynąć na bieg całego życia. Są takie przełomowe momenty, gdy pójście tą albo inną drogą zmienia przeznaczenie.
Ta świadomość, wiedza zrodzona z doświadczenia, nie była czymś, co z jednej strony da się łatwo przekazać, a z drugiej – przyswoić. Helena miała tylko nadzieję, że to nowe pokolenie także zazna szczęścia i miłości, jakich zaznali ich rodzice.
Słuchając ich – niskich głosów Sebastiana, Michaela, Christophera i Marcusa, które stały się męskie, tak jak niemal oni sami, oraz wyższych Lucilli i Prudence, już silnych i czystych – Helena opuściła powieki. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy dobiegły ją ich plany.
Sen kusił, uległa mu więc i zostawiła młodzież, aby tymczasem dorastała.
Słodkich snów. Lucilla siedziała na ławie, trzymając łokcie na stole i obejmując dłońmi kubek mocnej herbaty. Powątpiewała w myślach, by to słowa Prudence wypowiedziane poprzedniego wieczoru wywołały dziwne fantazje, które nawiedziły ją we śnie. Jednak, gdy tak popijała herbatę, pozornie przyglądając się, jak jej brat i kuzyni pochłaniają prawdziwe góry jajek, kiełbasek i resztek potrawki ryżowej, nie mogła przywołać przed oczy żadnego z tamtych dziwnych obrazów.
Zazwyczaj jej wizje były wyraźne i określone – stanowiły zapowiedź tego, co miało się stać, przepowiednię. W tym przypadku jednak zasnuła je mgła; mimo to czuła, że wiążą się z nimi jakieś emocje, ale też… niejasne.
Jednakże nic z tego, co widziała, nie wywoływało w niej strachu, żadnego. Domyślała się tylko, że być może w przyszłości będzie musiała podjąć jakąś decyzję – i ta decyzja sprawi, że pójdzie albo tą, albo tamtą drogą. Ten wybór będzie nieodwracalny – druga okazja, aby zmienić kierunek, już się jej nie trafi.
Wzdrygając się – nie z lęku, lecz w oczekiwaniu na nieznane – zmusiła się, aby wrócić do teraźniejszości. Marcus, Sebastian i Prudence debatowali właśnie, którą część posiadłości powinni spenetrować najpierw.
Lucilla wiedziała.
Odstawiwszy pusty kubek, zaczekała na przerwę w rozmowie, a potem cicho oświadczyła:
– Pojedziemy na południowy zachód, przez las i dalej, na otwarty teren. Stamtąd skierujemy się przez pastwiska na północ… będziecie mogli zbadać zalesione doliny, a jeśli w którejś schroniło się stado, zobaczycie przez lornetkę ślady. Potem możemy podążać dalej w kierunku północnym, aż dotrzemy do drogi, tam skręcimy na wschód i wrócimy do domu.
Tej trasy jeszcze nikt nie proponował.
Marcus, siedzący naprzeciwko, przeciągle spojrzał jej w oczy.
Lucilla wytrzymała jego wzrok, by zorientował się w jej zamiarach i docenił ich przenikliwość.
Brat mrugnął powiekami, a potem skinął głową.
– To dobry plan. – Popatrzył na Sebastiana, który zajmował miejsce obok niego. – Tak zrobimy.
Ten odwzajemnił jego spojrzenie, skierował wzrok na Lucillę i wreszcie machnął rękami z rezygnacją.
– Niech będzie.
Lucilla odwróciła głowę i zerknęła na Prudence.
Ta wzruszyła ramionami.
– Jak sobie życzysz, kuzynko.
Michael i Christopher zaśmiali się i zaczęli wstawać.
– Dziękujemy, Lucillo – powiedział Michael. – Ci troje nie mogliby się zdecydować aż do lunchu.
– Możemy już iść? – spytał Christopher.
Na dźwięk kroków zbliżających się do sali wszyscy spojrzeli w stronę jednego ze zwieńczonych łukiem wejść. Pojawili się w nim Aidan i Evan, a za nimi Justin, Gregory i Nicholas.
– Jesteście gotowi? – rzucił Aidan zniecierpliwionym tonem.
Sebastian spojrzał na pozostałych przy stole i wstał. Był najwyższy z chłopców, prawie dorównywał wzrostem swojemu ojcu. Przestępując nad ławą, skinął głową na Aidana i resztę przybyłych.
– Spotkamy się w stajni.
– Świetnie! – odparł Evan.
Oddalili się, głośno tupiąc.
Wstawszy z ławy, Lucilla i Prudence opuściły salę za Marcusem, Sebastianem, Michaelem i Christopherem. Lucilla, tknięta przeczuciem, obejrzała się w progu i zerknęła na troje starszych, siedzących w fotelach na podwyższeniu, ale wszyscy zdawali się spać.
Razem z Prudence udały się do wieżyczki. Miały już na sobie