Zimowa opowieść. Stephanie Laurens

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zimowa opowieść - Stephanie Laurens страница 10

Zimowa opowieść - Stephanie  Laurens

Скачать книгу

która przyciągnęła rozwidloną gałąź ostrokrzewu.

      Podniosła ją, aby mu pokazać.

      – Ta część jest nie tylko za duża, ale i niezbyt ładna. Nie przyda nam się. – Utkwiła w jego twarzy ciemnoniebieskie oczy.

      Chęć, aby się obejrzeć i sprawdzić, co robią Louisa i Therese, walczyła w nim z odruchem, by odpowiedzieć Annabelle, która wyraźnie domagała się od niego uwagi.

      Przeważył odruch – i natarczywość w oczach dziewczynki. Ująwszy siekierę, przyjrzał się gałęzi.

      Gdy pomógł Annabelle dołożyć ociosaną ładniejszą gałąź do rosnącego stosu i wreszcie uniósł wzrok, zobaczył, że Juliet i Claire dyskutują z ożywieniem na temat jodły, która lekko różniła się od reszty. Annabelle już szła w ich stronę. Wyprostowawszy się i zlustrowawszy pobliski las, Daniel w końcu dostrzegł Louisę i Therese. Oddaliły się z miejsca, w którym były uprzednio, gdy podeszła do niego Annabelle – czyżby po to, aby odwrócić jego uwagę? – i teraz zbliżały się do niego z naręczami jodłowych gałęzi.

      Mógł po prostu spytać, co planują, i gdyby się uparł, wyciągnąłby z nich prawdę, ale… przypomniał sobie, jak to jest mieć w młodości sekrety przed dorosłymi. To element dorastania, wychodzenia z dzieciństwa. Przyjrzał się obu dziewczętom, kiedy do niego podchodziły, ale ponieważ nic nie wskazywało, że to, co zamierzają, może stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo dla nich albo innych, postanowił zaczekać i tylko zachować czujność.

      Kładąc przy nim świeżą jedlinę, Therese zapytała:

      – Zabrać jakieś ociosane gałęzie do sań?

      Daniel wskazał stertę po prawej stronie.

      – Te są gotowe do załadowania. – Zwrócił wzrok na parę dziewcząt i zauważył, że wymieniają szybkie spojrzenia.

      – Weźmiemy je.

      Dziewczęta podzieliły między siebie gałęzie, a potem balansując z niewygodnym ładunkiem na rękach, skierowały się po stoku pagórka do sań.

      Zawahał się, po czym, odłożywszy siekierę, cicho odszedł od zwalonego drzewa i ruszył za dwiema panienkami.

      Kiedy dotarły do sań i przystanęły, Daniel też się zatrzymał. Z odległości dziesięciu jardów obserwował, jak rzucają na ziemię przyniesione gałęzie. Potem sięgnęły za sanie i wyjęły stos zielonej liściastej rośliny… jemioły.

      Zbierały jemiołę.

      Daniel patrzył na to z niedowierzaniem. Czyżby się domyśliły? To było takie oczywiste?

      Chciały zabrać do domu jemiołę ze względu na niego i Claire… Bawiły się w swatki? Z pewnością było je na to stać.

      A może po prostu robiły to ze względu na tradycję świąteczną?

      Gdy tak im się przyglądał, Louisa i Therese położyły jemiołę na leżącej już w saniach choinie, a następnie przykryły ją przyniesionymi gałęziami.

      Pewnie miały rację, sądząc, że Claire będzie je odwodzić od zbierania jemioły, ale co z nim? Jakie powinien zająć stanowisko?

      Niezależnie od tego, czy chciały mu pomóc, czy nie, mógł z tego skorzystać.

      – Ile mamy tego zebrać? – usłyszał za plecami głos Claire. – Dużo jeszcze potrzeba?

      Odwrócił się; kątem oka zauważył, że Louisa i Therese zerknęły na nich z przestrachem. Wsparłszy ręce na biodrach, stanął na wprost Claire, by nie zobaczyła ukradkowych poczynań przy saniach.

      – Mamy dużo jedliny, ale chyba potrzebujemy jeszcze trochę ostrokrzewu.

      Claire spojrzała ku saniom, lecz Daniel nie ruszył się z miejsca.

      Wskazał natomiast w stronę pagórka, na którym przy zwalonym drzewie leżał ociosany przez niego ostrokrzew.

      – Mamy go tylko tyle… wydaje mi się, że przydałoby się dwa razy więcej.

      Na sosnowych igłach zachrzęściły kroki; podeszły – dość zdyszane – Louisa i Therese.

      – Na razie zbierałyśmy wyłącznie jedlinę – rzekła Louisa, niewinnie patrząc na nich szeroko otwartymi oczami. – Jeśli teraz będziemy zrywać jedynie gałęzie ostrokrzewu, powinnyśmy szybko się uwinąć.

      – Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy i wszystko to powiesimy. – Niecierpliwość Therese była wręcz wyczuwalna.

      Nie uszło uwagi Daniela, że obie mówiły prawdę. Spojrzał na Claire spod uniesionych brwi.

      – To chyba dobry plan.

      Przyznała mu rację skinieniem głowy. Louisa i Therese ruszyły przed siebie i weszły szybkim krokiem na wzniesienie, aby dołączyć do Annabelle i Juliet, które tymczasem przywędrowały za Claire. Ta się odwróciła i ruszyła w stronę dziewcząt, czując przy sobie obecność Daniela, który pospieszył za nią.

      Żadne z nich jednak nie czuło potrzeby, aby się odezwać; wzięli narzędzia i rozdzielili się, idąc za dziewczętami między drzewa. Claire instynktownie trzymała się Juliet, swojej wychowanki, aby mieć ją na oku. Na szczęście w tej części lasu ostrokrzew – z najciemniejszymi liśćmi i dużą liczbą dojrzałych, czerwonych jagód – rósł w jednym pojedynczym krzaku; chociaż czuwała nad Juliet, Claire słyszała także pozostałe dziewczynki i widziała je w zaroślach.

      Daniel, jakby przygaszony, zajął miejsce naprzeciwko niej, zerkając na Louisę i Therese, a także na Annabelle, kiedy pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Aczkolwiek nie patrzył stale na Claire, wiedziała, że on tam jest; wciąż z niepokojem i pewną irytacją stwierdzała, jak bardzo wyczulone stały się jej zmysły.

      Gdy jednak zebrali się wśród ostrokrzewu, uważając na ostre kolce, i nic jej się rozpraszało, stopniowo się odprężyła; zaczęła szczerze odwzajemniać uśmiechy Juliet i w ogóle całkiem dobrze się bawić.

      Słuchając i od czasu do czasu odpowiadając na niewymuszony trajkot podopiecznej, Claire zauważyła, że jej uwagę przykuwają komentarze wymieniane przez Daniela i resztę dziewcząt. Kilka razy mimowolnie się uśmiechnęła; naprawdę dobrze sobie radził.

      – Uwaga! – zawołał nagle.

      Claire się odwróciła; rozległ się chrzęst butów na śniegu i Daniel wyciągnął rękę – odgięta gałąź ostrokrzewu uderzyła w rękaw jego grubego płaszcza.

      – Och! – Louisa dostałaby nią jako pierwsza z szeregu. Spojrzała na Daniela i uśmiechnęła się z prawdziwą wdzięcznością. – Dziękuję panu… zapomniałam, że ją odgięłam.

      Wyplątując rękaw z kolczastej gałęzi, Daniel spytał:

      – Musisz zagłębiać się tak daleko w zarośla?

      – Tam

Скачать книгу