Trawers. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trawers - Remigiusz Mróz страница 12

Trawers - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

się, czy dana rzecz będzie bezpieczna.

      Zatrzymała się w pół kroku i obróciła do niego. Machnął ręką, by kontynuowała.

      – Ściągam produkt z półki, a potem analizuję, czy z jego pomocą przypadkiem nie udałoby ci się osiągnąć tego, co tyle razy próbowałaś zrobić.

      – Nie mam już zamiaru odbierać sobie życia.

      – Wiem, że nie. Ale przyzwyczajenie zostało.

      – Możesz kupować wszystko, co chcesz.

      Iwo nie odpowiedział. Nie był do końca przekonany, czy tak w istocie jest. Lokatorka nie była w ciemię bita, kilkakrotnie próbowała podejść go w żałosny, wręcz żenujący sposób. Udawała pokonaną tylko po to, by uśpić jego czujność. Eliasz jednak ani razu nie dał się zwieść.

      – Zachowam ostrożność jeszcze przez jakiś czas – powiedział w końcu.

      – Nie musisz.

      – Niby nie – przyznał. – Bo gdybyś naprawdę chciała, wzięłabyś rozpęd i po prostu rzuciła się głową na telewizor. Przy odrobinie szczęścia może by się udało.

      – Wiem.

      – Dziwię się, że tego nie próbowałaś. Ja z pewnością bym sprawdził tę ewentualność.

      Czasem, kiedy doprowadzał ją do granicy wytrzymałości, podjudzał ją w taki sposób. By te zabiegi odniosły jednak zamierzony skutek, musiała być otumaniona. W obecnym stanie nie było co nawet myśleć o tym, by nią manipulować.

      – Cóż… – dodał. – Widocznie twoja wola życia wzięła górę nad potrzebą ucieczki.

      – To chyba naturalne. Poza tym nie mam tu tak źle.

      – Nie, nie masz.

      Syndrom sztokholmski. Iwo Eliasz czekał długo, aż wystąpi – i momentami wydawało mu się, że nigdy się nie doczeka. Sprowadzał się do tego, że osoba przetrzymywana w końcu zaczynała czuć sympatię wobec porywacza. Częstokroć nawet coś więcej. Zaczynała pomagać w utrzymaniu status quo, była wdzięczna, chętnie nawiązywała kontakt, współdziałała…

      W pewnym sensie podobna rzecz spotkała Nataschę Kampusch. Ona także w końcu zaczęła traktować oprawcę niemal jak przyjaciela – a wszystko dlatego, że był jedynym człowiekiem, z którym miała kontakt przez długi czas.

      Eliasza fascynowało, jak ludzki umysł reaguje na stres. Przyglądał się swojej lokatorce i starał się to zrozumieć. Nie liczył na wymierne wnioski, nie miał przecież zamiaru publikować pracy naukowej. Był po prostu ciekawy.

      – Możesz dzisiaj włączyć telewizor na godzinę.

      Pokiwała głową i blado się uśmiechnęła. Naprawdę uczyła się na własnych błędach.

      – Ale najpierw się rozbierz.

      Sięgnęła do guzików koszuli powoli, spokojnie. Eliasz wielokrotnie powtarzał jej, że to jedno z poleceń, przy wykonywaniu którego nie powinna się spieszyć. Guzik po guziku schodziła coraz niżej.

      Iwo kupił jej czerwono-czarne koszule w kratę. Uznał, że to może przynieść ciekawy rezultat. Teraz patrzył, jak lokatorka rozchyliła powoli poły i obnażyła przed nim pełne piersi. Nabrał głęboko tchu.

      Właściwie przyjemniejsze było patrzenie, jak skrupulatnie wykonuje każdy jego rozkaz, niż to, co następowało później. Sam akt był ukoronowaniem, ale nie dorównywał wyobrażeniom Eliasza. Ani ekstazie, którą czuł, gdy zmierzał do celu.

      Zrzuciła przetarte jeansy i chwyciła za gumkę od majtek.

      – Nie – powstrzymał ją. – Poczekaj, wsuń rękę pod.

      Zrobiła, co jej kazał, i zbliżyła się do niego. Dobrze wiedziała, co sprawia Eliaszowi przyjemność. Zaczęła przesuwać ręką w górę i w dół, oddychając nieco szybciej.

      – Rozchyl usta.

      Wlepiał w nie wzrok. Uważała, żeby nie być nachalna, miała w pamięci to, co wydarzyło się, kiedy raz próbowała załatwić sprawę zbyt szybko. Zirytowała go tamtej nocy. Wyszedł z piwnicy, zamknął ją na cztery spusty i przeszedł do pokoju, w którym mógł obserwować, co dzieje się z lokatorką. Wyłączył światło, a potem uruchomił zapętlony plik dźwiękowy. Podkręcił głośność do maksimum, przez co musiała spędzić dwanaście godzin w towarzystwie przeraźliwych, przeciągłych kobiecych krzyków. Kiedy rano wrócił, zwijała się na podłodze, nie potrafiąc zebrać myśli. Zdumiewające, ile można było osiągnąć za pomocą samego dźwięku.

      Sprawdzał różne rodzaje… niewygód. Nie po to, by sprawić jej ból, ale żeby przygotować jej psychikę. Przypalał jej ciało żarowymi zapalniczkami, sypał sól na otwarte rany, przyklejał górne powieki, umieszczał igły pod paznokciami i wypróbowywał wiele innych rzeczy, które go intrygowały. Przekonał się jednak, że metoda nie ma większego znaczenia. Osiągnięcie uległości było konsekwencją systematyczności. Każda z rzeczy, które robił, wytrwale powtarzana, przynosiła zamierzony efekt.

      Nie przez strach. Nie przez ból czy cierpienie. Nic z tych rzeczy nie miało znaczenia. Liczyło się poniżenie, odarcie z godności. Tylko to pozwalało wymuszać na niej jego wolę.

      Teraz obserwował ją, wykonującą dokładnie to, czego od niej oczekiwał, i nie czuł żadnej satysfakcji. Owszem, był podniecony, ale tylko przez chwilę. Potem skrzywił się, uświadamiając sobie, że to nie ma sensu.

      Podniósł się i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Słyszał jeszcze, jak lokatorka podnosi swoje rzeczy. Przestawała go satysfakcjonować.

      7

      Sygnał znów zmienił się na przerywany. Forst zaklął w duchu i odłożył słuchawkę. Była to już trzecia próba skontaktowania się z Osicą. Dawny przełożony należał jednak do osób, które z jakiegoś powodu zawsze miały problem z odbieraniem. Jakiś czas temu podinspektor ustawił sobie nawet głośny dzwonek gongu, by nie przegapiać przychodzących połączeń, ale najwyraźniej na niewiele się to zdało.

      – Długo będziesz jeszcze próbował? – zapytał znudzony klawisz.

      – Niedługo.

      Strażnik westchnął, a potem przysiadł na starym krześle stojącym obok. Ziewnął, odgiął głowę, po czym zaczął dłubać w zębach. Wiktor na moment zawiesił na nim wzrok. Kandydat do rychłego wypalenia zawodowego, uznał. Ale to samo mógłby powiedzieć o jakimkolwiek innym funkcjonariuszu na Podgórzu.

      Spróbował zadzwonić ponownie. Tym razem Osica w końcu podniósł słuchawkę.

      – Najpierw spotkanie, teraz telefon… – mruknął na powitanie. – Niedługo pomyślę, że resocjalizacja naprawdę działa, Forst.

      – Dzień dobry, panie inspektorze.

      – Może

Скачать книгу