Behawiorysta. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Behawiorysta - Remigiusz Mróz страница 12

Behawiorysta - Remigiusz Mróz Mroczna strona

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Gerard usłyszał metaliczny dźwięk klucza w zamku i obrócił głowę w kierunku przedpokoju. Wyciszył telewizor i podniósł się z fotela.

      Brygida weszła do domu, wzdychając jak zawsze. Postawiła przepastną, pękającą w szwach torebkę na komodzie, a potem powiesiła płaszcz. Spojrzała na męża z obojętnością.

      – Dzień dobry – powiedział.

      Powitała go skinieniem głowy i zdawkowym, sztucznym uśmiechem, który znikł równie szybko, jak się pojawił. Nie siliła się na pozory, wiedząc doskonale, że szybko by je przejrzał.

      – Słyszałam, że byłeś na miejscu – bąknęła, zzuwając buty.

      – Od kogo?

      – Emil do mnie dzwonił – odparła, przechodząc do kuchni. – Powiedział, że ojciec znowu działa z policją, w co niespecjalnie chciało mi się wierzyć.

      – Słusznie, bo to stanowczo za dużo powiedziane.

      Zerknęła na niego przelotnie.

      – Beata poprosiła cię o pomoc?

      – Tak.

      Był to jeden z drażliwych tematów, choć na dobrą sprawę trudno było Edlingowi zidentyfikować te, które nimi nie były. W przypadku Drejer żona miała wybujałe wyobrażenie o ich relacjach. Jeszcze kiedy pracował w prokuraturze, spekulowała, że jest między nimi coś więcej niż tylko zawodowa serdeczność. Były to oczywiste bzdury, ale Gerard nie podszedł do tego tak, jak powinien. Dał się ponieść emocjom, doszło do bezsensownej kłótni, a z czasem podejrzenia się nawarstwiały.

      – Chce, żebyś brał udział w śledztwie? – zapytała Brygida.

      – Nie.

      – Ale ty chciałbyś, prawda?

      Edling nabrał tchu.

      – Zabrzmiało to jak zarzut.

      – Bo nim jest – odparła, nalewając wody do czajnika. Spojrzała na zamknięte drzwi do pokoju syna, a potem sięgnęła po herbatę. – Czekasz tylko, żeby znowu mieć okazję do obcowania z tymi wszystkimi zwyrodnialcami.

      – Więc jednak mam coś wspólnego z resztą ludzkości.

      Uniosła pytająco brwi.

      – Teraz każdy ma do czynienia z jednym z nich. I to bezpośrednio.

      – Nie, nie o to mi chodzi – odparła stanowczo. – Ty czujesz się dobrze w ich towarzystwie.

      Nie odpowiedział, bo nie było sensu zaprzeczać. Żona miała swoje zdanie o tym, co robił i dlaczego to robił. Być może tkwiło w tym nawet ziarno prawdy. Edling lubił rozpracowywać tych ludzi, ponieważ stanowili fascynujące obiekty badań.

      Gdyby trafił mu się ktoś taki jak Kompozytor, zapewne zupełnie zatraciłby się w pracy, nie myślał o niczym innym i całymi dniami przesiadywał w prokuraturze. Brygida miałaby okazję, by podeprzeć swoje teorie przykładem z życia wziętym.

      – To okropna sprawa – odezwała się. – Trzymaj się od niej z daleka.

      Gerard wzruszył ramionami.

      – To nie zależy ode mnie.

      – Więc jeśli zawołają, pobiegniesz do nich jak bezpański pies?

      – To niefortunna analogia – odparł. – A poza tym nie chcą mnie w zespole.

      – Dziwisz się? Po tej sprawie z dziewczyną?

      Sprawa z dziewczyną. Wystarczyło, że ktokolwiek o niej wspomniał, a Edling odnosił wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spada o kilka stopni. Niechętnie do niej wracał, a jego żona wręcz przeciwnie. Używała jej jako oręża za każdym razem, gdy dochodziło między nimi do scysji.

      – Mniejsza z tym – rzucił Gerard z nadzieją, że to zakończy temat.

      Brygida spojrzała na niego z powątpiewaniem.

      – Więc co będzie, jak zadzwonią?

      – Nie zadzwonią.

      Edling był tego pewien tylko przez kilkanaście kolejnych sekund. Potem rozbrzmiał standardowy dzwonek, który dawno miał zamiar zmienić – na tyle dawno, że zdążył się już do niego przyzwyczaić.

      Spojrzał na telefon, a potem na żonę.

      – Widać są bardzo zdesperowani – powiedział.

      Skrzyżowała ręce na piersi i przekrzywiła głowę.

      Komenda Wojewódzka Policji, ul. Korfantego

      Beata wyszła na moment z pokoju przesłuchań i wybrała numer Gerarda. Pamiętała doskonale, jak niegdyś katował ją zasadami savoir-vivre’u, upierając się, że po piątym sygnale wypadałoby się rozłączyć. Czasem tak robiła, ale tym razem czekała do momentu, aż system sam odrzucił połączenie.

      Zaklęła w duchu i popatrzyła na drzwi prowadzące do pomieszczenia, gdzie przez dobre pół godziny prowadziła monolog. Nie mogła nawet sporządzić protokołu, bo podejrzany nie chciał ujawnić swojego stanu cywilnego, nie wspominając już o imieniu i nazwisku.

      Westchnęła, a potem weszła do środka, usiadła naprzeciwko niego i zaplotła dłonie za głową.

      – Ten drugi to twój brat bliźniak?

      Zabójca wzruszył ramionami.

      – Czy może ktoś odtwarza nagranie, które sporządziłeś wcześniej? – dopytała Drejer. – Jeśli tak, to zdajesz sobie sprawę, że to odkryjemy? A potem udowodnimy, że ten twój cały koncert to tylko jedna wielka szopka?

      Pokiwał głową z uznaniem.

      – Zakładam więc, że to idzie na żywo.

      Wydął usta i przewrócił oczami.

      Beata musiała znosić to, od kiedy usiadła po drugiej stronie stołu. Wysyłał bezsensowne, nic nieznaczące sygnały. Przygotował się do swojej misji zbyt dobrze, by nie zdawać sobie sprawy, że nagranie z przesłuchania prędzej czy później trafi do Behawiorysty.

      W prokuraturze tak nazywano Edlinga za plecami, mimo że samo określenie dotyczyło osób zajmujących się zachowaniem zwierząt. Gerard usłyszał to kiedyś i skwitował, że ludzie także nimi są. Pewnego razu zaczął nawet rozwodzić się nad tym, że behawiorysta to także zwolennik behawioryzmu. Beata nie przykładała większej wagi do jego filozoficznych wywodów i dziś nie pamiętała z nich zbyt wiele.

      A jednak miała wrażenie, że teraz niektóre mądrości Gerarda mogłyby jej się przydać. Dzwoniła do niego bez konsultacji

Скачать книгу