Behawiorysta. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Behawiorysta - Remigiusz Mróz страница 16
– Na dobrą sprawę to dzięki pańskim radom udało mi się przekonać przedszkolanki, że jestem wujkiem jednej z dziewczynek i muszę ją zobaczyć – powiedział. – Właściwie nie powinny chyba mnie wpuszczać. Nie mam jednak pewności, nie sprawdzałem przepisów, które to regulują, bo i po co?
Wciąż się uśmiechał. Gerard miał ochotę poprawić się na krześle.
– Podobnie było z podejściem tej dwójki, dla której zegar tyka teraz nieubłaganie.
Edling na okamgnienie zacisnął mocniej usta. Natychmiast się zmitygował, ale miał wrażenie, że rozmówca to zauważył.
– Znałem oczywiście wcześniej znaczenie poszczególnych gestów, ale dopiero pan uświadomił mi niebezpieczeństwo koła hermeneutycznego.
– W takim razie był pan niewystarczająco wyedukowany.
– Doprawdy? Teraz będzie pan się uciekał do obelg?
Sprawiało mu to przyjemność. Drwił sobie w najlepsze i Edling uzmysłowił sobie, że niepotrzebnie stawił się na jego wezwanie. Z mowy ciała tego człowieka nic nie wynikało. Nie sposób było też go podejść, bo zbytnio się kontrolował.
Gerard podniósł się, a potem ruszył w kierunku drzwi.
– Dziękuję za rozmowę – pożegnał go zabójca.
Edling zatrzymał się w progu i obrócił przez ramię.
– Do widzenia – rzucił na odchodne.
Wraz z Drejer wyszli na korytarz, a gdy zamknął za nimi drzwi, ujęła go za rękę. Zerknął na nią, a ona szybko wypuściła jego dłoń, sprawiając wrażenie, jakby sama nie zdążyła tego odnotować.
– O czym on mówił? Co to za koło?
Edling spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– Należałoby zacząć od tego, czym jest hermeneutyka.
– Więc?
– Właściwie nie ma jednej definicji. Można powiedzieć, że to zarazem nauka, sztuka, a także…
– A jednym słowem?
Gerard nabrał głęboko tchu i wyprostował się, jakby stanął przed najtrudniejszym zadaniem, z którym przyszło mu się dotychczas zmierzyć.
– To inaczej interpretacja. Ale to gigantyczne… właściwie gargantuiczne uproszczenie.
– W porządku – odburknęła Beata. – Więc o co chodzi z tym kołem hermeneutycznym?
– Naprawdę nie wiesz?
– Mam lepsze rzeczy do roboty niż poznawanie meandrów filozofii Heideggera czy Gadamera.
– A więc jednak coś pamiętasz ze studiów.
– „Coś” to dobrze powiedziane – odbąknęła. – Więc rozwiń łaskawie temat.
– W porządku. Koło hermeneutyczne to pierwotnie koncepcja Schleiermachera mówiąca o tym, że należy wszystko interpretować dwojako. Od ogółu do szczegółu i od szczegółu do ogółu.
– I tyle?
– To całkiem sporo. Ten paradygmat zakłada, że prawidłowe wnioski można wyciągnąć, tylko patrząc na całość i fragment. Nigdy na jedno z tych dwóch. I podobnie jest w kinezyce, jeden gest nic nie znaczy. Liczy się dopiero jako element całości… ale jednocześnie całość nie ma sensu, jeśli nie zinterpretuje się pojedynczych części.
Beata sprawiała wrażenie, jakby pożałowała, że zapytała.
– Więc popisywał się?
– Jedynie potwierdzał, że rzeczywiście zapoznał się z moją pracą. Często o tym mówiłem i pisałem. Nie sposób jest z pojedynczego gestu wyciągnąć…
– Tak, tak, już to słyszałam – ucięła.
Na moment zaległo ciężkie milczenie. Nie ruszali się spod pokoju przesłuchań, żadne z nich nie miało pomysłu na to, co robić dalej.
– Mamy coś czy nie? – zapytała Drejer.
– Obawiam się, że nie.
– Więc przegrałeś.
– Nie wiedziałem, że w ogóle walczyłem.
– Nie żartuj. Wiedziałeś o tym doskonale i tak samo zdajesz sobie sprawę z tego, że poległeś. Ten facet przejął inicjatywę i nie pozwolił ci się odkuć. Był górą.
Edling nie miał zamiaru z tym polemizować.
– Zamierzasz coś z tym zrobić?
Usłyszał w jej głosie nadzieję, ale ostatecznie musiał jej uświadomić, że jest płonna. Nie potrafił wyczytać niczego sensownego z zachowania tego człowieka. Ich rozmowa nie była starciem, lecz wybadaniem gruntu. Problem polegał na tym, że Gerard czuł, jakby wszedł na grząskie piaski.
– Dostanę odpowiedź? – dopytała Beata.
– Tak.
– Więc nie krępuj się, czekam.
Kilku funkcjonariuszy zatrzymało się tuż za schodami. Wskazali sobie Edlinga i zaczęli wymieniać między sobą ciche uwagi. Pełne podejrzliwości, nieprzychylne spojrzenia nie były zwiastunem niczego dobrego.
– Nie mam żadnej zbornej koncepcji – oznajmił Gerard. – Ale jeśli tylko uda mi się postawić sensowną hipotezę, możesz być pewna, że natychmiast się zgłoszę.
– Tak jak z tym przypuszczeniem, że uczęszczał na twoje wykłady?
Wzruszył ramionami. Owszem, wpadł na to nieco wcześniej, ale nie czuł się w obowiązku, by informować o tym prokuraturę czy policję, skoro formacje te same nie chciały jego pomocy.
– Jak będziesz zwlekał, może okazać się, że jest za późno – dodała Beata. – Któraś z tych osób zginie.
– Przed momentem twierdziłaś, całkiem słusznie zresztą, że to nie twój problem.
– Daj spokój. – Machnęła ręką, a potem skierowała się w stronę schodów. Policjanci popatrzyli po sobie i każdy poszedł w swoim kierunku.
Gerard ruszył za prokurator, zastanawiając się, dlaczego kilku mundurowych