Behawiorysta. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Behawiorysta - Remigiusz Mróz страница 13

Behawiorysta - Remigiusz Mróz Mroczna strona

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Zabójca rozszerzył nozdrza i wybałuszył oczy. Miała tego dosyć.

      – Oczywiście wiesz, że zwróciliśmy się do specjalisty od komunikacji niewerbalnej, który niegdyś był moim przełożonym. A jeśli nie wiesz, to przynajmniej przypuszczasz, że to zrobiliśmy lub dopiero zrobimy. Dlatego odstawiasz całe to przedstawienie, prawda?

      Podejrzany strzelił karkiem, odginając głowę niemal do barku.

      – Nie rozumiem tylko, co chcesz przez to osiągnąć – dodała. – Gerard Edling nie pełni już służby. W niczym ci nie pomoże.

      Przez moment Beata miała wrażenie, że siedzący naprzeciw niej mężczyzna zacznie robić bańki ze śliny. Ostatecznie jednak pociamkał chwilę i wypuścił ze świstem powietrze.

      Prokurator wiedziała, że do niczego w ten sposób nie dojdzie. Wysunęła telefon z kieszeni i rzuciła okiem na wyświetlacz. Edling nie oddzwonił.

      Zaczęła zastanawiać się, czy zamachowiec rzeczywiście chciał go tutaj ściągnąć, czy może wysunęła taki wniosek, bo sama podświadomie chciała, by Gerard tu był. Bądź co bądź przez wiele lat był dla niej zawodowym oparciem. Kiedy trafiała na ślepą uliczkę, zawsze zjawiał się, by wyprowadzić ją na właściwą drogę.

      Nagle zorientowała się, że mężczyzna wbija w nią wzrok. Nabrał tchu, a ona zrozumiała, że w końcu coś od niego usłyszy. Poczuła, że serce zabiło jej szybciej.

      – Sprowadź go tutaj, to pogadamy.

      A więc to jednak nie podświadomość. Cóż, w pewnym sensie ta myśl była krzepiąca. Z drugiej strony uświadamiała jej, że w tej sprawie może być więcej znaków zapytania, niż na początku sądziła.

      – Nie jest nam do niczego potrzebny – zauważyła. – A jedyną ofertę, jaką możesz dostać, usłyszysz ode mnie.

      Zabójca zagwizdał pod nosem, a potem zwrócił spojrzenie w bok. Beata próbowała nawiązać z nim kontakt jeszcze przez chwilę, ale wiedziała, że nie wydusi z niego nic więcej. Znów ją ignorował – i tym razem nie silił się już na teatralne gesty.

      Drejer podniosła się i bez słowa wyszła na korytarz. Ledwo zamknęła drzwi od pokoju przesłuchań, otworzyły się te od pomieszczenia obok. Wyszło z niego kilku policjantów, którzy przysłuchiwali się rozmowie.

      – Psychol – ocenił jeden z nich. – Nie muszę być Behawiorystą, żeby to widzieć.

      Reszta szybko się z nim zgodziła.

      Beata odeszła kawałek i ponownie wybrała numer Gerarda. Nie było to najroztropniejsze, co mogła zrobić, ale nie miała zamiaru przejmować się teraz ewentualnymi konsekwencjami. Dopóki nie ma na miejscu prokuratora okręgowego, wszystko jest w jej rękach.

      Znów czekała tak długo, aż system sam zakończył połączenie. Dlaczego Edling nie odbierał? Drejer była pewna, że siedzi w tym swoim przeszklonym mieszkaniu i tylko czeka na to, aż poproszą go o pomoc.

      – Chyba nie zamierza go pani tutaj ściągać? – rozległ się głos jednego z funkcjonariuszy.

      Beata zignorowała go, nie odwracając się. Odeszła jeszcze kawałek i spróbowała po raz kolejny. Kiedy Gerard zobaczy szereg nieodebranych połączeń, będzie kręcił nosem, mówiąc, że to tak, jakby oblepiać czyjeś drzwi wejściowe kilkoma kartkami z informacją, że naciskało się na dzwonek.

      W końcu jednak odebrał. I nie zaczął od pretensji.

      – Dzień dobry, Gerard Edling.

      – Mamy problem.

      – Tak, widziałem.

      Drejer nabrała tchu. W jakiś sposób sam jego pompatyczny ton głosu sprawiał, że poczuła się pewniej.

      – Nie chodzi mi o dwójkę porwanych – powiedziała.

      – Nie? A sądziłem, że to nimi powinniście interesować się najbardziej.

      – Interesujemy się i robimy wszystko, żeby ich znaleźć. Problem polega na tym, że ten facet… nie chce mówić.

      – Nie dziwi mnie to.

      To, co miała zamiar powiedzieć, z pewnością przyniesie Edlingowi wiele satysfakcji, ale nie miała wyjścia.

      – Wygląda na to, że chce rozmawiać z tobą.

      – Ze mną?

      Rzadko bywał na tyle zaskoczony, by stawiać retoryczne pytania. Tego dnia był to już chyba drugi taki przypadek.

      – Tak – potwierdziła.

      – Powiedział o tym wprost?

      – Z początku nie – odparła, oglądając się przez ramię. Miny policjantów mówiły same za siebie: sprowadź go tutaj, a już z tego budynku żywy nie wyjdzie.

      – Więc?

      – Był dosyć teatralny w swoich gestach.

      – I? – zapytał Gerard, poirytowany tym, że musiał ciągnąć ją za język.

      Odwróciła się od funkcjonariuszy.

      – Przypuszczam, że widział cię przed przedszkolem albo z góry założył, że się do ciebie zgłoszę.

      – Wysoce prawdopodobne – odpowiedział Edling. – Jeśli zaplanował wszystko tak skrupulatnie, musiał wiedzieć, kto będzie prowadzić sprawę. A nasza przeszłość to nie żadna tajemnica. Rozpisywali się o niej w „NTO” i lokalnym dodatku do „Wyborczej”.

      – Wiem. A dodatkowo przed chwilą właściwie powiedział wprost, że będzie rozmawiać tylko z tobą.

      Usłyszała dźwięk odstawianego kieliszka.

      – Dlaczego akurat ze mną?

      – Nie wiem. I nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć – odparła i ciężko westchnęła.

      – To dość istotne. Nie wspominając już o tym, że zastanawiające.

      – Co mam ci powiedzieć? To chory człowiek.

      – Sugerujesz, że tylko tacy chcą się ze mną widywać?

      – Nie muszę. To oczywiste – mruknęła. – Jak szybko możesz tutaj być?

      Odpowiedziała jej cisza.

      – Wypiłem kilka kieliszków wina – powiedział po chwili Gerard. – Licząc dojazd taksówki, będę za dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut.

      – W porządku.

      – Nie zaproponujesz transportu radiowozem?

      – Żeby mundurowi pożarli cię

Скачать книгу