We dwoje. Николас Спаркс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу We dwoje - Николас Спаркс страница 12

Жанр:
Серия:
Издательство:
We dwoje - Николас Спаркс

Скачать книгу

łatwo znaleźć klientów.

      – Znajdę ich – odparłem. – Tym się nie martwię. Peters jest drogi, a ja od lat współpracuję z niektórymi klientami. Założę się, że skorzystają z okazji.

      – Ale przez jakiś czas nie będziesz zarabiał.

      – Na początku będziemy musieli ograniczyć wydatki. Na przykład zrezygnować z pomocy domowej

      – Mam sprzątać dom?

      – Pomogę ci – zapewniłem.

      – Jasne – bąknęła. – A niby skąd weźmiesz na to wszystko pieniądze?

      – Zamierzałem wykorzystać pieniądze z lokat.

      – Naszych lokat?

      – Mamy dość pieniędzy, żeby wystarczyło nam na rok.

      – Na rok? – powtórzyła po mnie jak echo.

      – I to bez żadnych przychodów – dodałem. – Chociaż tak się nie stanie.

      Pokiwała głową.

      – Bez przychodów.

      – Wiem, że teraz brzmi to przerażająco, ale koniec końców się opłaci. A twoje życie się nie zmieni.

      – Oprócz tego, że będę twoją pokojówką.

      – Nie to miałem na myśli…

      Przerwała mi, zanim zdążyłem dokończyć.

      – Peters nie będzie siedział i przyklaskiwał twojej odwadze – zauważyła. – Jeśli zorientuje się, że próbujesz podebrać mu klientów, zrobi wszystko, żeby wygryźć cię z branży.

      – Niech spróbuje – warknąłem. – Ale prawda jest taka, że pieniądze mają dar przekonywania.

      – On ma ich więcej.

      – Mówię o pieniądzach klientów.

      – A ja mówię o pieniądzach naszej rodziny – odgryzła się. – Co z nami? Co ze mną? Myślisz, że tak po prostu się na to zgodzę? Na litość boską, mamy dziecko!

      – A ja mam tak po prostu zrezygnować z marzeń?

      – Nie zgrywaj męczennika. Nienawidzę, kiedy to robisz.

      – Nie zgrywam męczennika. Próbuję rozmawiać…

      – Wcale nie! – rzuciła podniesionym głosem. – Mówisz mi, co ty chcesz zrobić, nawet jeśli może to zaszkodzić naszej rodzinie!

      Powoli wypuściłem powietrze, skupiając się na tym, żeby nie zacząć krzyczeć.

      – Już ci mówiłem, jestem pewien, że Peters mnie zwolni, a tu w okolicy nie znajdę pracy.

      – Próbowałeś z nim porozmawiać?

      – Oczywiście, że próbowałem z nim rozmawiać.

      – Ty tak twierdzisz.

      – Nie wierzysz mi?

      – Nie do końca.

      – Co to znaczy „nie do końca”?

      Rzuciła serwetkę na talerz i wstała od stołu.

      – Wierzę, że zrobisz, co będziesz chciał, nawet jeśli zaszkodzi to nam i naszemu dziecku.

      – Chcesz powiedzieć, że nie dbam o rodzinę?

      Ale ona wyszła już z pokoju.

      Tej nocy spałem w pokoju gościnnym. I choć Vivian odpowiadała na moje pytania monosylabami, to sama nie odezwała się do mnie przez następne trzy dni.

      *

      Mimo że Marge niańczyła mnie w dzieciństwie i zawsze, gdy chodziło o moje wady, miała na podorędziu złote myśli, jako nastolatka nie cierpiała się mną zajmować. Zaczęła spędzać niewyobrażalną ilość czasu, rozmawiając przez telefon, przez co ja siedziałem przed telewizorem. Nie wiem, jak inne dzieciaki, ale ja nauczyłem się tego, co wiem o reklamie niemal przez osmozę. Nie wyniosłem tej wiedzy z college’u ani nie dowiedziałem się tego od starszych kolegów w agencji, zwłaszcza że połowa z nich traciła energię, próbując zniszczyć karierę drugiej połowie, za przyzwoleniem Petersa. Nie wiedząc, co innego mógłbym robić, gdy zaczynałem pracę w agencji, słuchałem klientów, którzy mówili, co chcą osiągnąć, szukałem w pamięci i wymyślałem nowe interpretacje starych spotów reklamowych.

      Oczywiście nie było to takie proste. Reklama to znacznie więcej niż to, co widzimy w telewizji. Na przestrzeni lat wymyślałem chwytliwe slogany na bannery i billboardy; pisałem reklamy radiowe i tworzyłem spoty utrzymane w konwencji programów informacyjnych; pomagałem zmieniać strony internetowe i tworzyłem kampanie w mediach społecznościowych; byłem częścią zespołu, który pozycjonował wyniki wyszukiwania i reklamy w zależności od kodu pocztowego, dochodów i wykształcenia, a dla jednego z klientów stworzyłem reklamy umieszczane na furgonetkach. Podczas gdy w agencji większość zleceń wykonywaliśmy na miejscu w grupach, teraz jako właściciel jednoosobowej firmy musiałem sam wychodzić naprzeciw oczekiwaniom klienta, a jak każdy mam swoje mocne i słabe strony. Do tych drugich z pewnością należy technologia. Na szczęście siedziałem w tej branży wystarczająco długo, żeby poznać lokalnych przedsiębiorców, którzy oferowali potrzebne usługi, i kolejno się z nimi kontaktowałem.

      Nie okłamałem Vivian, mówiąc, że nie obawiam się braku klientów, ale, jak na ironię, popełniłem fatalny błąd. Zapomniałem przygotować kampanię reklamową własnej firmy. Powinienem był wyłożyć więcej pieniędzy na profesjonalną stronę internetową i materiały promocyjne reklamujące agencję moich marzeń, a nie tę, którą budowałem od podstaw. Powinienem był stworzyć druki reklamowe, które zachęcą potencjalnych klientów.

      Zamiast tego przez cały maj szukałem lokalu, który będzie w stanie pomieścić mój sukces. Wziąłem urlop, zatrudniłem prawnika i księgowego i wypełniłem odpowiednie dokumenty. Wynająłem biuro, kupiłem sprzęt i wyposażyłem siedzibę firmy we wszystkie niezbędne rzeczy. Czytałem książki dla początkujących biznesmenów i w każdej z nich podkreślano, jak ważne jest odpowiednie wyposażenie. W połowie maja wręczyłem dwutygodniowe wypowiedzenie. Jeśli cokolwiek ostudziło mój entuzjazm, to fakt, że zbyt nisko oszacowałem koszty początkowe, zwłaszcza że trzeba było opłacać bieżące rachunki. W rezultacie rok bez dochodów, o którym mówiłem Vivian, skurczył się do dziewięciu miesięcy.

      To jednak nic. Nadszedł pierwszy czerwca, a wraz z nim agencja Feniks rozpoczęła swoją działalność. Rozesłałem listy do klientów, z którymi współpracowałem w przeszłości. Informowałem o świadczonych usługach, obiecywałem atrakcyjne ceny i wyrażałem nadzieję na owocną współpracę w przyszłości. Zacząłem dzwonić, umawiać się na spotkania, a na koniec rozsiadłem się w fotelu i czekałem na pierwsze telefony.

      ROZDZIAŁ

Скачать книгу