We dwoje. Николас Спаркс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу We dwoje - Николас Спаркс страница 15

Жанр:
Серия:
Издательство:
We dwoje - Николас Спаркс

Скачать книгу

spraw”. – Tata chyba wciąż jest w garażu.

      *

      Na szczęście w garażu panował cień, choć temperatura była ledwie znośna dla kogoś takiego jak ja, przyzwyczajonego do klimatyzowanych pomieszczeń. Tymczasem ojciec nie zwracał na to uwagi, a przynajmniej się nie skarżył. To było jego sanktuarium i zawsze, gdy tam wchodziłem, zdumiewał mnie panujący w nim porządek. Na wbitych w ściany hakach wisiały narzędzia, na podłodze pod ścianami stały pudła z przewodami i rozmaitym ustrojstwem, a domowej roboty stół warsztatowy z szufladami mieścił wszelkiej maści gwoździe, śruby i bolce. Były tu części silników, przedłużacze i narzędzia ogrodowe; w świecie taty wszystko to miało swoje miejsce. Zawsze wierzyłem, że ojciec czułby się najlepiej w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku albo jako pionier.

      Był potężnym, barczystym mężczyzną z umięśnionymi ramionami i tatuażem syreny na przedramieniu, pamiątką po służbie w marynarce wojennej. Kiedy byłem dzieckiem, górował nade mną niczym olbrzym. Chociaż był hydraulikiem, który przepracował w tej samej firmie prawie trzydzieści lat, umiał naprawić dosłownie wszystko. Nieszczelne okna i dachy, kosiarki do trawy, telewizory, pompy nie miały przed nim tajemnic; posiadał wrodzoną wiedzę o tym, czego dokładnie potrzebuje, żeby zepsuty sprzęt znowu działał. Wiedział co trzeba o samochodach – pod warunkiem, że zostały stworzone, zanim wszystko zostało skomputeryzowane – i w weekendowe popołudnia majstrował przy fordzie mustangu z 1974 roku, którego odnowił dwadzieścia lat temu i którym wciąż jeździł do pracy. Oprócz stołu warsztatowego zbudował wiele innych rzeczy: taras za domem, komórkę, toaletkę dla mamy i kuchenne szafki. Niezależnie od pogody nosił dżinsy i buty robocze i nie stronił od przekleństw. Miał gdzieś popkulturę i nigdy nie obejrzał żadnego programu typu reality show. Oczekiwał, że kolacja będzie równo o osiemnastej, po czym zasiadał przez telewizorem w pokoju gościnnym i oglądał mecz. W weekendy kosił trawę, pracował w ogrodzie albo w garażu. Witał się uściskiem dłoni ze wszystkimi, nawet ze mną, i wiedziałem, jak spracowane i silne ma ręce.

      Kiedy go znalazłem, leżał do połowy schowany pod mustangiem, tak że widać było tylko jego nogi. Rozmowa z nim w garażu przypominała rozmowę z rzuconym w kąt manekinem.

      – Cześć, tato.

      – Kto tam?

      Po sześćdziesiątce ojciec zaczął tracić słuch.

      – To ja, Russ.

      – Russ? Co ty tu robisz, u diabła?

      – Pomyślałem, że wpadniemy z London, żeby się przywitać. Jest w domu z mamą, Marge i Liz.

      – Słodki dzieciak – rzucił. Choć uwielbiał London, był to najbardziej wyszukany komplement, na jaki było go stać. Największą frajdę sprawiało mu, gdy w czasie meczu wnuczka siedziała mu na kolanach.

      – Mama mówi, że ostatnio miałeś problemy z oddychaniem. Uważa, że powinieneś pójść do lekarza.

      – Twoja mama za bardzo się przejmuje.

      – Kiedy ostatnio byłeś u lekarza?

      – Nie wiem. Może rok temu? Powiedział, że jestem zdrowy jak ryba.

      – Mama mówi, że dłużej niż rok temu.

      – Możliwe…

      Jego ręka błądziła po leżących przy biodrze kluczach francuskich i chwilę później zniknęła pod samochodem. Musiałem zmienić temat albo przynajmniej spasować.

      – Co z samochodem?

      – Mały wyciek oleju. Próbuję ustalić, skąd się wziął. Myślę, że to filtr.

      – Pewnie tak. – Ja z kolei nie miałem pojęcia, gdzie szukać filtra oleju. Byliśmy tacy różni, mój ojciec i ja.

      – Jak interesy? – zapytał.

      – Kiepsko – odparłem szczerze.

      – Spodziewałem się, że może tak być. Rozkręcenie własnej firmy to trudna sprawa.

      – Masz dla mnie jakąś radę?

      – Nie. Nawet nie wiem, czym właściwie się zajmujesz.

      – Rozmawialiśmy o tym setki razy. Tworzę kampanie reklamowe, scenariusze do spotów, bannery i reklamy cyfrowe.

      W końcu wysunął się spod samochodu; ręce i paznokcie miał brudne od smaru.

      – To ty robisz reklamy samochodów? Te, w których koleś wiecznie zachwyca się ostatnią promocją?

      – Nie. – Na to pytanie też już odpowiadałem.

      – Nienawidzę tych reklam. Są takie głośne. Kiedy je nadają, zawsze wyłączam dźwięk.

      Był to jeden z powodów, dla których próbowałem przekonać właścicieli salonów samochodowych, żeby nie podnosili głosów – większość widzów wyłączała dźwięk.

      – Wiem. Mówiłeś mi już.

      Powoli podniósł się z podłogi. Patrzenie, jak wstaje, przypominało obserwację góry, która wypiętrzyła się na skutek starcia płyt tektonicznych.

      – Mówiłeś, że London tu jest?

      – Tak, w domu.

      – Rozumiem, że Vivian też.

      – Nie. Miała dzisiaj coś do zrobienia.

      – Kobiece sprawunki? – drążył, wycierając ręce.

      Uśmiechnąłem się. Dla mojego taty – który w głębi serca pozostał staromodnym seksistą – „kobiece sprawunki” oznaczały praktycznie wszystko, czym zajmowała się moja mama, od gotowania i sprzątania, przez wycinanie kuponów z gazet, aż po robienie zakupów.

      – Tak. Kobiece sprawunki.

      Pokiwał głową, przekonany, że tak właśnie powinno być.

      – Mówiłem ci, że Vivian myśli o tym, żeby wrócić do pracy?

      – Hmm.

      – Nie dlatego, że potrzebujemy pieniędzy. Mówiła o tym już od jakiegoś czasu. Chce zaczekać, aż London pójdzie do szkoły.

      – Hmm.

      – Myślę, że dobrze jej to zrobi. Coś łatwego, na pół etatu. Inaczej zacznie się nudzić.

      – Hmm.

      Zawahałem się.

      – Co o tym myślisz?

      – O czym?

      – O tym, żeby Vivian wróciła do pracy. O mojej nowej agencji.

      Podrapał się za uchem, jakby chciał zyskać

Скачать книгу