We dwoje. Николас Спаркс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу We dwoje - Николас Спаркс страница 18
– Co u rodziców?
– W porządku. Mama znowu boi się, że ojciec ma raka. Powiedziała, że ostatnio ma kłopoty z oddychaniem.
– Nie brzmi to za dobrze.
– Wiem, ale jestem pewien, że nie ma się czym przejmować. Wygląda na to, że ojcu nic nie jest. Ale oczywiście mama ma rację. Powinien się przebadać.
– Daj mi znać, jak znajdziesz woły, którymi go tam zaciągniesz. Zrobię zdjęcie. – Puściła do mnie oko i zerknęła na drzwi, jak wtedy, gdy ze mną flirtowała. – Przyniesiesz resztę zakupów? – zapytała. – Chcę posiedzieć z London.
– Jasne – odparłem.
Znowu mnie pocałowała, muskając językiem moje wargi. Tak, z całą pewnością flirtowała.
– Z tyłu jest jeszcze kilka toreb.
– Bez obaw.
Zacząłem zbierać zakupy, z roztargnieniem spoglądając na tylne siedzenie, gdzie spodziewałem się znaleźć kolejne torby.
Jak się okazało, nie były to artykuły spożywcze. Na tylnym siedzeniu walały się torby z markowych sklepów; na ich widok żołądek podszedł mi do gardła. Nic dziwnego, że moja żona była w tak doskonałym humorze.
Starając się ignorować ściskanie w żołądku, trzy razy kursowałem między domem a samochodem, zanim w końcu udało mi się opróżnić SUV-a. Postawiłem zakupy z centrum handlowego na stole w jadalni i kończyłem wykładać artykuły spożywcze, kiedy Vivian weszła do kuchni. Wyjęła z szafki dwa kieliszki i sięgnęła po butelkę wina.
– Wygląda na to, że potrzebujesz kieliszka bardziej niż ja – powiedziała, nalewając wino. – London mówiła, że bawiliście się lalkami.
– Ona się bawiła. Ja byłem odpowiedzialny za garderobę.
– Współczuję. Przechodziłam przez to wczoraj. – Wręczyła mi kieliszek i upiła łyk. – Co u Marge i Liz?
Wyczułem w jej tonie subtelną zmianę i wiedziałem, że tak naprawdę wcale jej to nie interesuje. Uczucia Vivian względem Marge były takie same jak uczucia Marge względem Vivian, przez co moja żona lepiej dogadywała się z Liz. I choć stosunki Vivian i Liz wydawały się jak najbardziej poprawne, one również nie były sobie szczególnie bliskie.
– W porządku. London uwielbia ich towarzystwo.
– Tak, wiem.
Wskazałem głową stół.
– Widzę, że byłaś na zakupach.
– London potrzebuje sukienek na lato.
Moja córka, podobnie jak żona, wychodziła z domu ubrana jak żurnalowa modelka.
– Myślałem, że już kupiłaś jej ubrania na lato.
– Nie zaczynaj, proszę. – Westchnęła.
– Czego mam nie zaczynać?
– Znowu będziesz się mnie czepiał o zakupy. Mam tego dość.
– Nie czepiam się ciebie.
– Żartujesz? – parsknęła poirytowana. – Wiecznie się mnie czepiasz, nawet jak kupuję na wyprzedażach. A poza tym musiałam kupić garsonki na rozmowy kwalifikacyjne w tym tygodniu.
Przez chwilę nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
– Idziesz w tym tygodniu na rozmowy kwalifikacyjne?
– A jak myślisz, czemu biegam jak kot z pęcherzem przez cały dzień? – Pokręciła głową, udając zdumioną, że się niczego nie domyśliłem. – A skoro o tym mowa… dasz radę zająć się London, prawda? We wtorek po południu i w środę rano? Przez mniej więcej trzy godziny? Mam rozmowy z całą masą różnych kierowników.
– Noo… tak, chyba tak – odparłem, wciąż próbując oswoić się ze słowami „rozmowy kwalifikacyjne”. – Kiedy się dowiedziałaś?
– Dziś.
– W niedzielę? W długi weekend?
– Wierz mi, byłam tak zaskoczona, jak ty teraz. W piątek nie było ich nawet w biurze. Jechałam do fryzjerki, kiedy zadzwonili.
– Dlaczego nie dałaś mi znać?
– Bo miałam do załatwienia mnóstwo spraw i sama nie mogłam w to uwierzyć. Niesamowite, co? Myślę, że dziś wieczorem powinniśmy świętować, ale może najpierw pokażę ci, co kupiłam.
Nie czekając na odpowiedź, zaprowadziła mnie do jadalni, wyciągnęła obie garsonki – jedną szarą, drugą czarną – i powiesiła je na krzesłach.
– I co myślisz?
– Są bardzo eleganckie – przyznałem. Próbowałem nie zwracać uwagi na metki, ale nie mogłem. Kolejny raz poczułem, że żołądek podchodzi mi do gardła. Symbole dolara tańczyły mi przed oczami.
– Materiał jest boski, no i uwielbiam ten krój – powiedziała. – A do nich kupiłam jeszcze to. – Sięgnęła do następnej torby i wyciągnęła cztery bluzki, które kolejno przykładała najpierw do jednej, potem do drugiej garsonki. – Pasują do obu… starałam się zaoszczędzić, ile się da.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, bąknąłem więc:
– Nadal nie bardzo rozumiem, skąd ta nagła propozycja. Ostatnio mówiłaś, że badasz grunt.
– Poszczęściło mi się – odparła.
– To znaczy?
– Kilka tygodni temu zadzwoniłam do Roba, powiedziałam mu, że myślę o powrocie do pracy, a on obiecał, że da znać, jeśli będzie coś wiedział. Potem zadzwoniłam do mojego dawnego szefa z Nowego Jorku. Pamiętasz go?
Pokiwałem głową, zastanawiając się, po co w ogóle pyta. Widzieliśmy kolesia prawie co wieczór przed wyłączeniem telewizora.
– W każdym razie powiedział mi, że zobaczy, co da się zrobić. Prawdę mówiąc, nie liczyłam na zbyt wiele, ale myślę, że rozmawiał ze swoim kierownikiem, bo to on do mnie zadzwonił. Tak się złożyło, że facet zna kogoś, kto zna kogoś innego, i moje nazwisko trafiło do właściwych ludzi, więc w poniedziałek rozmawiałam o pracy z panią wiceprezes, która powiedziała, żebym złożyła CV i listy polecające.
– Wiesz o tym od poniedziałku? I nawet mi o tym nie wspomniałaś?
– Nie sądziłam, że coś z tego wyjdzie.
– A mnie się wydaje, że wiedziałaś, że coś może z tego wyniknąć.