W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен Вайсбергер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер страница 5

W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер

Скачать книгу

owych trzech magicznych słów Emmy zgadzała się na nocne nieobecności Duncana „z powodów służbowych” i raz – bóg jeden wie dlaczego – zaakceptowała niewyjaśniony wysyp chlamydii. Aż wreszcie zgodził się zostać ojcem jej przyszłych dzieci.

      Adriana przerwała milczenie, robiąc to, co zawsze robiła, gdy czuła się nieswojo: zmieniła temat.

      – Leigh, querida, na dworze jest dwadzieścia stopni, dlaczego jesteś ubrana jak w środku zimy?

      Leigh spojrzała na swoje grube spodnie z polaru i bluzę do kompletu i wzruszyła ramionami.

      – Nie czujesz się dobrze? Jest ci zimno?

      – Nie wiem, po prostu miałam to pod ręką. Jakie to ma znaczenie?

      – Nie, żeby miało znaczenie, po prostu to dziwne, że ktoś tak, jak by to ująć, wrażliwy na temperaturę, teraz nawet nie oblewa się potem.

      Leigh nie miała zamiaru przyznać, że właściwie jest jej ciepło – za ciepło – ale istniały okoliczności łagodzące. Adriana mogła pytać, jednak stanowczo nie chciała usłyszeć, że Leigh opatuliła się tak szczelnie, bo nie znosiła, kiedy jej ramiona i uda przyklejały się do skórzanej sofy, że oczywiście wolałaby siedzieć w bokserkach i topie, ale z powodu lepkości skóry w kontakcie z ciałem, nie wspominając już o irytującym dźwięku za każdym razem, gdy zmieniała pozycję, nie było to możliwe. Leigh wiedziała, że uznałyby ją za wariatkę, gdyby wyjaśniła, że zużyła już wszystkie lekkie długie spodnie od piżamy i nawet spodnie do jogi, a to dlatego, że wolała nosić je bez bielizny pod spodem, przez co funkcjonowały jako jednorazówki i szybko trafiały do prania. Więc tak naprawdę miała na sobie dres z polaru tylko dlatego, że był jedyną czystą rzeczą mogącą ochronić ją przed okropną skórzaną sofą, którą i jej matka, i Emmy uznały za najodpowiedniejszą, chociaż Leigh tak naprawdę chciała sofę obitą tkaniną, siedzenie na której nie przypominałoby tkwienia w kadzi z lepkim cementem. Nie wspominając o tym, że za kilka krótkich miesięcy (sześć) nadejdzie zima, a ona nadal będzie skazana na strój Eskimosa, ponieważ, choćby w mieszkaniu było ciepło jak w uchu, kanapa przy zetknięciu z gołą skórą będzie zimna jak lód, a nie przytulna i ciepła jak mikrozamsz, za którym głosowała cała reszta. Nie, najlepiej po prostu to wszystko przemilczeć.

      – Hmm – mruknęła Leigh, mając nadzieję zakończyć rozmowę bez udzielania odpowiedzi. – Chyba jesteśmy gotowe na kolejną rundę.

      Drugi drink wszedł łatwiej niż pierwszy, prawdę mówiąc z taką łatwością, że nawet wzmożony łomot z góry nie sprawiał, że Leigh czuła się… wytrącona z równowagi. Przyszedł czas na przyjacielską ofensywę.

      – No dobrze, powiedz nam o Duncanie trzy rzeczy, które napełnią cheerleaderkę prawdziwym obrzydzeniem – zażądała Leigh, łącząc podeszwy stóp i przyciskając kolana do podłogi, co sprawiło, że poczuła, jak naciągają jej się wewnętrzne mięśnie ud.

      – Tak, tak, świetny pomysł. – Adriana kiwnęła głową.

      Kosmyk naturalnie ciemnych włosów Emmy – jako jedyna kobieta na całym Manhattanie nigdy nie farbowała, nie rozjaśniała i nie prostowała włosów ani nie robiła trwałej, nie spryskiwała nawet długiej do ramion czupryny sokiem cytrynowym – wysunął się z końskiego ogona, zakrywając połowę czoła i całe lewe oko. Leigh miała ochotę wsunąć go Emmy za ucho, ale się powstrzymała. Zamiast tego wsunęła do ust kolejny kawałek nicorette.

      Emmy podniosła wzrok.

      – O co ci chodzi?

      – No wiesz, jakie ma wady. Ohydne przyzwyczajenia. Wstrętne sekrety – wyjaśniła Leigh.

      Adriana z irytacją wyrzuciła ręce w powietrze.

      – Daj spokój, Emmy. Cokolwiek! Dziwactwa, zahamowania, obsesje, uzależnienia, sekrety… lepiej się po tym poczujesz. Powiedz nam, co jest z nim nie tak.

      Emmy pociągnęła nosem.

      – Nic…

      – Nie waż się powiedzieć, że nic – przerwała jej Leigh.

      – Duncan był oczywiście bardzo… – umilkła, chcąc powiedzieć „nieszczery”, „skłonny do manipulacji” albo „podstępny”, ale w samą porę się powstrzymała – …czarujący, ale musiało być coś, o czym nam nie powiedziałaś. Jakaś tajna informacja, która sprawi, że rezolutna Brianna zawiesi swoje pompony na kołku.

      – Narcystyczne zaburzenie osobowości? – podsunęła Adriana.

      Leigh podjęła przekomarzanie.

      – Zaburzenia erekcji?

      – Uzależnienie od hazardu?

      – Płakał więcej od ciebie?

      – Był agresywny po alkoholu?

      – Miał kłopoty z mamusią?

      – Sięgnij głębiej – przynagliła Leigh.

      – No więc była taka rzecz, którą zawsze uważałam za trochę dziwną… – przyznała wreszcie Emmy.

      Dziewczyny spojrzały na nią wyczekująco.

      – Nie, żeby to było coś poważnego. I nie podczas seksu ani nic – dodała szybko.

      – Od razu zrobiło się ciekawiej – stwierdziła Adriana.

      – Wyrzuć to z siebie, Emmy – zachęciła przyjaciółkę Leigh.

      – On… – Kaszlnęła i odchrząknęła. – Właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale on, eee, czasami nosił do pracy moje majtki.

      Ta rewelacja sprawiła, że dwie osoby, które uważały się za profesjonalne gaduły, zamilkły. Plotły trzy po trzy na sesjach u psychologa, potrafiły wyłgać się z mandatów i wkręcić do restauracji bez jednego wolnego miejsca, ale przez wiele sekund – możliwe, że całą minutę – żadna nie była w stanie zdobyć się na choćby w najmniejszym stopniu logiczną czy racjonalną reakcję na tę informację.

      Pierwsza doszła do siebie Adriana.

      – „Majtki” to ohydne słowo – stwierdziła. Ściągnęła brwi i opróżniła dzbanek, wlewając resztę koktajlu do swojego kieliszka.

      Leigh się na nią zagapiła.

      – Nie mogę uwierzyć, że jesteś taka trywialna. Jedna z naszych najlepszych przyjaciółek właśnie ci powiedziała, że jej chłopak, z którym spędziła prawie pięć lat, lubi nosić jej majtki, a ty największy problem masz z samym słowem?

      – Wskazuję tylko na jego relatywną ohydę. Wszystkie kobiety nienawidzą tego słowa. „Majtki”. Po prostu to powiedz. „majtki”. Mam od tego gęsią skórę.

      – Adriano! On nosił jej bieliznę.

      – Wiem, możesz mi wierzyć, że słyszałam. Zrobiłam

Скачать книгу