W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен Вайсбергер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер страница 7

W pogoni za Harrym Winstonem - Лорен Вайсбергер

Скачать книгу

Gilles jako pierwszy zobaczył, że to Leigh.

      – Powiedz jej, że jeżeli nie przekona tego adonisa, którego ma za chłopaka, żeby niedługo wsunął jej obrączkę na palec, porwę go i zapoznam z urokami gejowskiego życia.

      – Uhumm, na pewno jest przerażona. – Do telefonu:

      – Słyszałaś, Leigh? Musisz natychmiast wyjść za Russella albo Gilles go uwiedzie.

      Gilles gładkim ruchem, po którym nastąpiło lekkie wstrząśnięcie nadgarstka, wtarł płyn w kosmyk włosów. Potem zwinął lok i za pomocą precyzyjnego stuknięcia grzebieniem z chrzęstem otulił folią cały lepki bałagan.

      – Co powiedziała?

      – Że możesz go sobie wziąć. – Gilles otworzył usta, ale Adriana pokręciła głową i uniosła rękę w geście „stop”.

      – Świetnie! Możesz na mnie liczyć. Oczywiście mam plany na dzisiejszy wieczór, ale z ulgą przywitam powód, żeby je odwołać. Poza tym, skoro Emmy chce wyjść, jak mogłybyśmy ją powstrzymywać? O której? Świetnie, querida, spotkamy się w holu o dziewiątej, pa!

      – Co się stało Emmy? – zapytał Gilles.

      – Duncan poznał dwudziestotrzylatkę, która nie może się doczekać, żeby urodzić mu dzieci.

      – Ach, oczywiście. Jak się trzyma?

      – Właściwie to nie wydaje mi się, żeby była załamana – stwierdziła Adriana, zlizując z warg mleczną piankę.

      – Po prostu uważa, że powinna być. Gada w stylu „już nigdy nikogo nie poznam”, ale tak naprawdę ma to niewiele wspólnego z tęsknotą za Duncanem. Nic jej nie będzie.

      Gilles westchnął.

      – Marzę o tym, żeby dobrać się do jej włosów. Zdajesz sobie sprawę, jak niespotykane są w dzisiejszych czasach dziewicze włosy? To coś w rodzaju świętego Graala farbowania.

      – Nie zapomnę jej tego przekazać. Masz ochotę na wieczorne wyjście? Idziemy na kolację i drinki. Nic wielkiego, same dziewczyny.

      – Wiesz, że uwielbiam babskie wieczory, ale mam randkę z kierownikiem sali z zeszłego weekendu. Mam nadzieję, że wskaże mi drogę wprost do cichego kącika na tyłach jego sypialni.

      – Będę trzymała kciuki.

      Gilles zabezpieczył ostatni kosmyk włosów folią i rozłożył ręce w geście voila, jednocześnie podążając wzrokiem za spojrzeniem w stronę drzwi.

      – Skończyłem, kochanie. – Asystentka o oczach jelonka Bambi chwyciła Adrianę za ramię i zaprowadziła do suszarki. Gilles, nie ruszając się sprzed lustra, zawołał dość głośno, żeby wszyscy – a z pewnością nowy gość – usłyszeli:

      – Po prostu tam siedź i skup się na tym, żeby trzymać kolana razem. Wiem, że to niełatwe, ale proszę tylko o piętnaście minut.

      Adriana teatralnie przewróciła oczami i pokazała mu środkowy palec, tym razem unosząc dłoń odpowiednio wysoko, by zobaczył ją cały salon. Z przyjemnością zarejestrowała spojrzenia wstrząśniętych pań z towarzystwa, które wyglądały jak jej matka. Kątem oka zauważyła, że mężczyzna, który przyglądał się jej i Gillesowi, uśmiecha się z rozbawieniem. Jestem już na to za stara, pomyślała, ponownie zerkając ukradkiem na przystojnego nieznajomego. Mężczyzna przeszedł obok i obdarzył ją uśmiechem. Wiedziona w równym stopniu wyrachowaniem, jak wrodzonym instynktem, Adriana podniosła na niego szeroko otwarte oczy, które mówiły: „Kto, ja?” i czubkiem języka dotknęła środka górnej wagi. Powinna, i to koniecznie, przestać się tak zachowywać, stanowczo. Tylko w tej chwili było to takie zabawne.

*

      Cichutko krzątając się po mieszkaniu, żeby nie obudzić Otisa, Emmy zdała sobie sprawę, że nie bardzo ma co porządkować. Mieszkanie było małe nawet jak na kawalerkę na Manhattanie, łazienka nieco ponura, a światło – szczególnie w sobotnie popołudnia, kiedy człowiek przywykł zatrzymywać się w mieszkaniu chłopaka – praktycznie tu nie docierało, ale na co innego można liczyć, kiedy chce się mieszkać w najbardziej zadrzewionej części West Village za niecałe dwa i pół tysiąca dolarów miesięcznie? Urządziła mieszkanie najlepiej, jak pozwalał jej podyplomowy budżet, to znaczy skromnie, ale przynajmniej udało jej się pomalować ściany na jasnożółto, zainstalować ekonomiczne łóżko Murphy’ego, a na wyjątkowo puszystym dywanie rozrzucić wygodne poduszki, które znalazła na wyprzedaży w sklepie z resztkami. Nic specjalnego, ale mieszkanie było przytulne. Dopóki Emmy nie zaczynała myśleć o kuchni Izzie w apartamencie w Miami albo o nowym lokum Leigh z jedną sypialnią czy pałacowych wnętrzach penthouse’u Adriany – szczególnie ta Adriana – mogła je nawet lubić. Rzecz w tym, że niemożność posiadania kuchni przez kogoś, kto kocha jedzenie tak bardzo jak ona, kto z rozkoszą spędza każdą wolną minutę albo przy garnkach, albo na rynku, zakrawa na okrucieństwo. Czy istnieje drugie takie miejsce na ziemi, gdzie roczny czynsz w wysokości trzydziestu tysięcy dolarów nie uprawnia człowieka do posiadania piekarnika? Tu była zmuszona zadowolić się zlewem, mikrofalówką i lodówką bardziej nadającą się do akademika. Właściciel – i to dopiero po upokarzających błaganiach i prośbach – kupił jednak dla Emmy nowiutki podgrzewacz. Przez pierwszych kilka lat dzielnie walczyła, by w tak trudnych warunkach jednak gotować, ale w końcu zmęczyła się tym, że wszystko oprócz podgrzewania stanowiło tu wyzwanie. Teraz, podobnie jak większość nowojorczyków, była studentka szkoły kulinarnej zamawiała jedzenie na wynos albo stołowała się poza domem.

      Emmy zrezygnowała ze sprzątania, klapnęła na niepościelone łóżko i zaczęła przerzucać strony albumu fotograficznego w twardej oprawie, który zaprojektowała na kodakgallery.com, by upamiętnić pierwsze trzy lata swojego związku z Duncanem. Całe godziny poświęciła na wybór najlepszych zdjęć, przycięcie ich do odpowiednich rozmiarów i usuwanie czerwonych oczu. Klik, klik, klik – klikała myszką, aż zdrętwiały jej palce i rozbolała ręka, zdeterminowana, by osiągnąć perfekcję. Na niektórych stronach umieściła kolaże, inne prezentowały pojedyncze dramatyczne ujęcia. Na okładkę wybrała swoje najbardziej ulubione, czarno-białe zdjęcie, które zrobił ktoś na osiemdziesiątych piątych urodzinach dziadka Duncana w Le Cirque. Z tamtego wieczoru najlepiej zapamiętała nieziemskiego dorsza zapiekanego w sezamie. Dopiero teraz, po latach, zauważyła, jak obronnym gestem obejmuje ramiona Duncana i patrzy na niego z uśmiechem, gdy on z rezerwą unosi kąciki ust i patrzy w inną stronę. Specjaliści od języka ciała z US Weekly mieliby używanie. Nie wspominając już o tym, że sam album, wręczony przy kolacji dla uczczenia trzeciej rocznicy, wywołał entuzjazm z rodzaju tych zarezerwowanych na okazję otrzymania szalika i pary rękawiczek (nawiasem mówiąc, dokładnie to jej wręczył, komplet, profesjonalnie opakowany). Duncan zerwał papier i wstążki z takim staraniem wybrane ze względu na ich męski charakter, nie zadając sobie nawet trudu, by odkleić – nie wspominając już o czytaniu – kartkę umieszczoną z tyłu. Podziękował jej i pocałował w policzek, a potem przerzucił strony z pełnym napięcia uśmiechem, po czym wymówił się koniecznością odebrania telefonu od szefa. Tego wieczoru poprosił, żeby zabrała album do siebie, żeby nie musiał nosić go z powrotem do biura, i w ten sposób przeleżał w jej salonie kolejne dwa lata, otwierany tylko przez przypadkowych gości, którzy oczywiście musieli skomentować, jaką to ładną

Скачать книгу