Star Force. Tom 9. Martwe Słońce. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 9. Martwe Słońce - B.V. Larson страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Star Force. Tom 9. Martwe Słońce - B.V. Larson

Скачать книгу

się z Miklosem i Jasmine, temperatura była już dość wysoka. Osłaniałem twarz ręką, czując, że płomienie przypiekają mi skórę przez mundur z nanotkaniny. Nawet ja nie byłem w stanie znieść przez dłuższy czas temperatury w okolicach stu stopni. Zrobiłem komunikatorem nagranie wideo pomieszczenia, ale musiałem się ostatecznie wycofać. Przeszukałem resztę piętra, jednak nie znalazłem nikogo żywego, co było dość przygnębiające.

      Gdy opuściłem płonący kompleks biurowy, zobaczyłem biegnącą w moją stronę grupę marines. Nie byli to wartownicy, ale oddział szturmowy.

      – Sir. – Dowódca zasalutował. – Jestem tu, żeby pana stąd zabrać.

      Miał na sobie lekki pancerz, podobnie jak pozostali. Jego twarz zasłaniał hełm, ale znałem ten głos.

      – Gaines, to ty?

      – Tak, sir.

      Major Bjorn Gaines był moim dobrym przyjacielem. Cieszyłem się, że osobiście się zjawił, i nie zaskoczyło mnie to. Był krępym, czarnoskórym facetem, który często dowodził oddziałami w czasie walk na planetach.

      Rozejrzałem się wokół.

      – Niezły burdel, co? Szkoda, że musiało zginąć tylu dobrych ludzi.

      – Sir, musimy ruszać. Transport czeka na dachu.

      – Dobrze. Miałem nadzieję, że kogoś tu uratuję, ale nie znajduję nawet złotej statuetki, którą dostałem wczoraj od Turków.

      – Słucham, pułkowniku?

      – Mniejsza z tym. Idziemy.

      Byłem w połowie schodów, gdy zdałem sobie sprawę, że Jasmine została sama w kabinie windy. Skrzywiłem się na myśl o tym. Nie zostawia się swojej dziewczyny w niebezpieczeństwie. Zatrzymałem się, a Gaines zrobił to samo.

      – Zaczekajcie. Muszę wrócić na parter.

      – Po co, sir? – spytał Gaines. Nie widziałem jego twarzy, ale zapewne przewracał oczami.

      – Muszę zabrać Jasmine z windy.

      Patrzył na mnie przez chwilę.

      – Zostawił ją pan tam?

      – Tak.

      – Możemy po nią iść. Zaraz wyślę tam ludzi. Nasz transport…

      – Nie – powiedziałem stanowczo. – Nie odlatuję. Znasz kobiety tak samo dobrze, jak ja. Wracam po nią.

      Westchnął i podążył za mną w dół, uznawszy, że nie ma sensu się kłócić. Gdy do głowy przyszedł mi jakiś pomysł, nie porzucałem go łatwo.

      W czasie gdy zbiegaliśmy po schodach, próbowałem wymyślić, co powiem Jasmine. Musiałem jakoś ją podejść. Nie było mnie na tyle długo, że odpadały wymówki w rodzaju „wspinaczka zajęła mi więcej, niż się spodziewałem”.

      Gdy dotarliśmy na miejsce, miałem płonną nadzieję, że ktoś uratował już Jasmine. Hol opróżnił się, a ekipy ratownicze albo zajmowały się rannymi na zewnątrz, albo martwiły się mną.

      Przyjrzałem się ludziom Gainesa, a przede wszystkim ich sprzętowi. Jeden z nich miał przy sobie łom, który odpiąłem od jego plecaka bez pytania i otworzyłem drzwi windy jak puszkę. Metal rozsunął się z głośnym zgrzytem.

      Wetknąłem do środka głowę, ale Jasmine tam nie było.

      – Cholera. Musiała pójść za mną w górę szybu. Pomóżcie mi rozsunąć drzwi na tyle, żebym mógł się przecisnąć.

      Gaines położył mi dłoń na ramieniu.

      – Damy radę, sir. Powinien pan pozwolić się ewakuować. Ekipy ratownicze zrobią swoje.

      – Tak, wiem. Ale jeśli to akcja ratunkowa, chcę, żeby zobaczyła moją twarz jako pierwszą, gdy ją znajdziemy.

      – Dobrze, pan tu rządzi.

      Gdy otworzyliśmy drzwi, wszedłem do środka i zacząłem ją wołać przez otwór w dachu kabiny. Było tam ciemno i cicho. Nie odpowiadała. Próbowałem połączyć się przez komunikator, ale bezskutecznie.

      Zaczynałem się poważnie martwić. Wyskoczyłem na dach, a za mną reszta oddziału.

      Gdy w końcu ją znalazłem, próbowała wcisnąć się do jakiegoś biura przez szyb wentylacyjny. Była silna dzięki nanitom we krwi, ale utkwiła w wąskiej przestrzeni. Wyciągnąłem ją za nogi.

      – Cześć, kochanie! – powiedziałem wesoło.

      Wyglądała na oszołomioną.

      – Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje!

      – Wróciłem po ciebie, ale cię nie było.

      Kaszlała, ale uśmiechnęła się lekko.

      – Spodziewałeś się, że będę tam siedzieć po wieki wieków?

      – Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

      Spojrzała przez moje ramię na oddział ewakuacyjny. Gaines niecierpliwie wskazał, że mamy iść za nim.

      – Miałam nadzieję, że nikt zobaczy, jak utknęłam w tym szybie.

      Roześmiałem się.

      – Dlatego nie odpowiadałaś na wezwania?

      Wzruszyła ramionami.

      – Pycha kroczy przed upadkiem. Zabierajmy się stąd.

      Zanim opuściliśmy szyb windy, pocałowała mnie lekko.

      – Cieszę się, że to ty mnie stamtąd wyciągnąłeś, Kyle.

      Uśmiechnąłem się szeroko. Bingo! Udało mi się.

      – Oczywiście, że ja! Przepraszam, że tyle mi to zajęło. Znalazłem po drodze kilka ofiar wybuchu.

      – Ktoś przeżył?

      Pokręciłem głową.

      – Nie na moim piętrze.

      – Dach, sir? – przypomniał Gaines.

      Staliśmy teraz w holu i widzieliśmy, że na ulicy gromadzą się dziennikarze. Drony z kamerami unosiły się za nimi jak brzęczące osy.

      – Niech transport przyleci za pięć minut – poleciłem.

      – Co? – spytał Gaines zaskoczony, ale już wychodziłem przed budynek.

      Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, dramatycznym gestem wsparłem Jasmine. Była dość zaskoczona.

      –

Скачать книгу