Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 17
– No wiesz co, synu? Nie jesteś wyrozumiały… – zaśmiałem się, widząc, że zaczyna się wkurzać. Robił przy tym takie słodkie miny. Maluchy złościły się tak samo cudownie jak ich mamusia. Gdy podrosną i będą do nas jeszcze bardziej podobne, to chyba oszaleję z tą trójką złośników. Moja cierpliwość przy nich zapewne nieraz zostanie wystawiona na ogromną próbę, ale co to jest w porównaniu z ogromem szczęścia, które mi dadzą? Boże! Musi być dobrze. Nie widzę innej możliwości – myślałem.
Zasnąłem w fotelu, jedną dłonią obejmując Chloe, a drugą – Charliego. Kolejny dzień prawie za nami. Maluchy tak naprawdę mogły już wyjść ze szpitala, ale ze względu na Rebekę miały być tutaj z nami, dopóki ona się nie obudzi. Przymknąłem oczy, czując, jak powoli odpływam, gdy nagle Rebeka znowu poruszyła ręką. Robiła to ostatnio coraz częściej, ale nic potem się nie działo. Zamknąłem jedno oko i mrużąc drugie, obserwowałem ją uważnie. Przez kolejną chwilę nic się nie działo i gdy zamknąłem oczy, miałem wrażenie, że sen zaraz mnie dopadnie. Byłem zmęczony… masakrycznie zmęczony, zwłaszcza psychicznie.
– Tato… – Usłyszałem cichy głos, ale miałem wrażenie, że to sen. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że nasze maluchy są za małe, by nazwać mnie tatą, a głos, który to powiedział… Otworzyłem oczy i ujrzałem Rebekę. Obudziła się!
Wstałem powoli, by jej nie wystraszyć. W sumie nawet nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Myślałem ostatnio tylko o tym, by się obudziła, i gdy to zrobiła, brakło mi języka w gębie.
– Tato? – powtórzyła i lekko przekręciła głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, ale mnie zamarło serce. Rebeka na mój widok ewidentnie się nie ucieszyła.
– Zawołam lekarza – powiedziałem i z dziećmi na rękach wyszedłem na korytarz. Chyba byłem w szoku, bo nawet nie potrafiłem się cieszyć. – Doktorze, Rebeka się obudziła… – poinformowałem lekarza na dyżurze i usiadłem na korytarzu. Od razu zbiegło się sporo personelu, a ja nawet tam nie poszedłem. Ogarnęło mnie poczucie strachu. Nie wiem dlaczego. Greta wzięła ode mnie dzieci i ruszyłem za nią w kierunku sali. Zatrzymałem się jednak przed drzwiami, bojąc się tam wejść. Kurwa! Postanowiłem najpierw zadzwonić do Jamesa i powiadomić jego i całą resztę, że Rebeka się obudziła. Zjechałem na dół i wyszedłem przed szpital. Odetchnąłem ciężkim, burzowym powietrzem i wykonałem kilka telefonów. Wszyscy jak nienormalni chcieli od razu przyjechać. Odradziłem im to, ale co ja mogłem? Sam przyjechałbym najszybciej, jak to możliwe, gdyby nie było mnie na miejscu.
Zanim odważyłem się do niej zajrzeć, minęła długa chwila. Co miałem jej powiedzieć? Myślałem o tym milion razy, a teraz w głowie miałem kompletną pustkę. Zapukałem niepewnie i otworzyłem drzwi. Właśnie wróciła z badań i chyba zasypiała.
– Sedricku, nie za długo. Jest słaba… – powiedział lekarz i uśmiechnął się do mnie pocieszająco, po czym wyszedł, a ja zostałem z nią sam na sam. Serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. Podszedłem do łóżka na drżących nogach. Cholera, no. Co miałem jej powiedzieć?
– Cześć… – wydusiłem z siebie. Miałem ochotę skopać sobie dupę, by zacząć normalnie myśleć. Rebeka otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Boże! Ten smutek w jej spojrzeniu prawie mnie zabił. Nic nie odpowiedziała, mrugnęła jedynie, a po chwili odwróciła głowę. Kurwa! Już wtedy wiedziałem, że czeka mnie trudna walka. Walka, by ją odzyskać. A w tym momencie dotarło do mnie, że mogę ją przegrać. – Jak się czujesz? – wypaliłem. Znowu spojrzała na mnie, ale na szczęście się odezwała.
– Jestem zmęczona… – Ledwo usłyszałem jej cichutki głosik.
– Chcesz spać? Mam wyjść? – Niepewnie podszedłem bliżej. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją w ramiona. Rebeka chwyciła swoimi wątłymi dłońmi krawędź kołdry i zakryła się pod samą szyję. Boże, nie! Nie zamykaj się przede mną… Błagam!
– Chciałabym odpocząć.
– Maluchy… są obok… – Pokazałem na salę, by zostać tu z nią chociaż chwilę dłużej.
– Tak, wiem, lekarz powiedział mi, że są zdrowe. – Kiwnęła lekko i miałem wrażenie, że chciała się uśmiechnąć. Nie zrobiła tego jednak.
– Zdrowe i takie śliczne! – Chyba za bardzo się podekscytowałem. Tyle chciałem jej w tym momencie powiedzieć. Opowiedzieć, jak się nimi opiekowałem i opowiadałem im o niej.
– Zobaczę je później. Muszę się przespać. – Zamknęła oczy, a ja nie miałem serca dalej jej męczyć.
Nic więcej nie powiedziałem, tylko wyszedłem. Wyszedłem kompletnie wściekły i załamany. Musiałem wyjść ze szpitala i pobyć zupełnie sam. Tak naprawdę ostatnio czułem się kompletnie samotny. Mimo dzieci i wszystkich wkoło… Sprawdziłem jedynie, czy mam przy sobie portfel, i ruszyłem przed siebie. Niedaleko szpitala była restauracja, więc wszedłem do niej i od razu zamówiłem sobie szklankę whisky. Potem kolejną i kolejną. Przy szóstej przestałem liczyć… Nie chciałem myśleć o niczym złym. Takie myśli pojawiały się jednak w mojej głowie nieproszone. To, o czym myślałem dotychczas, że jej powiem, gdy się obudzi, kompletnie runęło. Nie mogę tak od razu wszystkiego jej powiedzieć, bo wystraszy się i ucieknie, a co gorsza, zamknie się w sobie i nie da do siebie dotrzeć. Pamiętam ten wieczór, kiedy udało mi się ją odzyskać po raz pierwszy. Po wypadku, śpiączce i pieprzonej amnezji było jednak, mam wrażenie, łatwiej, niż zanosi się teraz. Teraz nie wystarczy romantyczny wieczór w nowym domu. Popijając kolejne łyki trunku, wróciłem jednak myślami do tamtego cudownego wieczoru. Nasz drugi pierwszy raz to jedna z najlepszych chwil mojego życia.
***
Zaparkowałem przy krawężniku tej obskurnej kamienicy, w której moja słodka Rebeka wynajęła sobie mieszkanie. Kurwa! Przecież stać ją na coś… hmmm… lepszego? To nie jest trafne określenie. Ona w ogóle nie powinna przebywać w takim miejscu. W dodatku sama. Tyle rzeczy miałem jej do powiedzenia i tak cholernie się bałem, że znowu mnie odtrąci. Byłem pewny, że oszaleję, gdy nie uda mi się tego wszystkiego wyjaśnić. Kocham ją… kurwa, kocham ją do szaleństwa i musiałem zrobić wszystko, by ją odzyskać. Fakt. Zjebałem. Wszystko zjebałem, ukrywając pewne sprawy, ale… no jak miałem jej powiedzieć tak wszystko naraz? Przecież to, co się działo, to i tak był dla niej ogromny szok. Dla mnie chyba zresztą też. Ta jej amnezja. Boże! Dlaczego to wszystko nas spotykało? Z dwojga złego wolałbym, aby mnie znienawidziła po tym, co zrobiłem, niż żeby wydarzyła się ta tragedia. Scott… pieprzony psychopata. Dobrze, że go zastrzelili, inaczej trafiłby w moje ręce. Kurwa, przerażało mnie to, co chciałem mu zrobić za to, co on zrobił mojej małej, słodkiej Reb.
Zgasiłem silnik, zdjąłem kask i podszedłem do domofonu, by zadzwonić.
– Wejdź, Sed! – Usłyszałem po chwili jej cudowny głos. Wywróciłem zirytowany oczami, bo znowu była taka nierozsądna.
– Powinnaś najpierw zapytać kto to, zanim otworzysz, maleńka.
– Wiedziałam, że to ty – odpowiedziała tak