Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 19
– Znowu próbował zaciągnąć cię do łóżka? – To oczywista oczywistość, ale spytałem dla pewności. Ten gnój kiedyś pożałuje wszystkiego, czego kiedykolwiek próbował. Należał mu się porządny wpierdol.
– Nie, wręcz odwrotnie. Powiedział, że po tym, jak podobno ostatnim razem zarzygałam mu salon, nie ma na mnie ochoty. – Ona tak sądziła. Och, moja naiwna Reb. Kompletnie nie potrafiła wyczuć faceta. Sam fakt, jak wyglądała na początku nasza znajomość, o tym świadczył.
– I za to Kris mu przywalił? – ciągnąłem ją dalej za język.
– Nie.
– Rebeko, masz być ze mną szczera – upomniałem.
– I kto to mówi? – Zmrużyła oczy i wbiła we mnie to swoje wkurzone spojrzonko. Oj, Rebeko. Nie masz ze mną szans, skarbie.
– Okej. Lubisz gierki, to się pobawimy – mruknąłem groźnie i podszedłem do niej.
– Mieliśmy jechać…
– Tak. Właśnie wychodzimy. – Chwyciłem ją za jej drobną dłoń, wyprowadziłem z mieszkania i zamknąłem za nami drzwi. Zbiegliśmy szybko na sam dół w milczeniu. Już ja jej zafunduję przejażdżkę życia – planowałem.
– To twój? – zapytała, patrząc na harleya.
– Nie, Ericka, pożyczyłem go na dziś.
– Masz prawo jazdy?
– Oczywiście, że mam. – Uśmiechnąłem się lekko.
– Nie spadnę? – Spojrzała z przerażeniem na tylne siodełko.
– Musisz się mnie mocno trzymać, mała. Wskakuj! – Podałem jej dłoń, by wsiadła. Niepewnie ją chwyciła i popatrzyła na mnie. Przerażenie w jej oczach było jeszcze większe. – Jeszcze to! – Wyciągnąłem kask i włożyłem jej na głowę, po czym dość mocno zacisnąłem pasek regulacji.
– Gdzie mam cię niby trzymać?
– Tutaj! – Usiadłem i chwyciłem jej dłonie, pokazując, jak ma mnie trzymać.
Przysunęła się bardzo blisko mojego ciała, a ja, czując jej cudowne ciepło, znowu się, kurwa, podnieciłem. Ja pierdolę!
– Nigdy nie jeździłam na motocyklu.
– Nie bój się. Spodoba ci się taka jazda – powiedziałem spokojnie i odpaliłem silnik. Rebeka aż podskoczyła, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Ruszyłem powoli, a ona wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
Skierowałem się na autostradę, a zaraz potem nad klif. Miałem nadzieję, że moja niespodzianka jej się spodoba. Miałem w głowie miliony myśli i obaw, ale wierzyłem, że to odpowiednia droga, by ją odzyskać.
Dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem motocykl i zdjąłem kask, po czym rozejrzałem się. Rebeka chyba była zaskoczona miejscem, w które ją zabrałem. Sam się dziwiłem, że kupiłem tutaj dom. Nigdy tak naprawdę nie interesowała mnie ta część miasta. Dość daleko od centrum i takie trochę odludzie. Będzie nam tu dobrze… – myślałem. To jej miało być dobrze, o ile w ogóle miała zamiar przyjąć ode mnie taki prezent. Znałem ją aż za dobrze i… mogło być różnie i tego się właśnie obawiałem.
– No chodź! – Pomogłem jej zejść z motocykla i odebrałem od niej kask.
– Plaża jest dwadzieścia minut drogi od mojego mieszkania… pieszo – rzuciła uszczypliwie, a ja odwzajemniłem jej wredny uśmiech i pociągnąłem za sobą w stronę schodów. Szkoda, że było już po zachodzie, ale miało to swój klimat.
Zeszliśmy trochę niżej, a Rebeka nagle zatrzymała się w pół kroku.
– No chodź. – Pociągnąłem ją lekko za sobą.
– Sed, ty chyba nie mówisz poważnie… – Patrzyła na mnie z przerażeniem. Cholera, no! Ona głupia nie jest. Na pewno już się domyśliła, o co mi chodziło. Błagam, Rebeko, tylko mi teraz nie uciekaj!
– Jeszcze nic nie powiedziałem, chodź. – Uśmiechnąłem się, udając, że się nie denerwuję.
– Wiem, co to jest – Nadal stała i ani drgnęła. Mills, kurwa, znowu spierdoliłeś!
– To znaczy?
– Kupiłeś ten dom, żeby mnie przy sobie zatrzymać? Tak jak to robiłeś z Karą? – odpowiedziała, a ja zrobiłem wielkie oczy. Boże! Kto jej takich głupot naopowiadał?!
– Kupiłem ten dom dla ciebie… dla nas – powiedziałem zażenowany. Jak mogła pomyśleć, że chcę ją przekupić? Że traktowałem ją jak Karę?! Ona nie była taka… Boże, ona nie jest taka jak Kara i nigdy, przenigdy bym nie zachowywał się wobec niej tak jak w stosunku do Kary.
– Ale ja nie potrzebuję twoich domów, samochodów, pieniędzy. Potrzebuję ciebie i tego, byś był ze mną szczery…
– Jestem szczery. Przyjechaliśmy tutaj, żeby o wszystkim spokojnie porozmawiać w naszym nowym domu. – Mój ton był wręcz błagalny. Nie chciałem jej urazić. Kurwa!
– Nie chcę domu, Sed, chcę ciebie.
– To wchodzi w cały pakiet. – Uśmiechnąłem się. Powiedziała to. Chciała mnie! Boże, kamień spadł mi z serca.
– Przecież masz już dom w L.A.
– Jessica w nim zamieszka, chcę mieć ją na oku. – Taa… Moja szalona siostra. Nie miałem pojęcia, co jeszcze może jej przyjść do głowy… I ten ich niby-związek z Walterem. Co to, kurwa, miało być? Szlag mnie trafiał na myśl, że ona, że oni…
– I postanowiłeś kupić drugi specjalnie dla mnie? – Chyba nie dowierzała w to wszystko. Nieba bym jej uchylił, więc co to był jakiś durny dom?
– Tak. Domyślam się, że nie pojedziesz z nami w trasę. To pewnie nawet nie byłoby wskazane po twoim wypadku, a tu będziesz miała ciszę, spokój – przytoczyłem racjonalne argumenty. No fakt… może czasami byłem impulsywny w podejmowaniu decyzji, ale robiłem to dla niej. Tylko i wyłącznie dla niej… No, może też dla swojego spokojnego sumienia.
– Mam tu mieszkać, gdy będziesz w trasie? Sama? – Jej oczy zrobiły się jeszcze większe z przerażenia.
– Nie, Jenna i Julia też tutaj będą. Będziecie tu bezpieczne. – Bezpieczeństwo! To chyba najważniejsze słowo, które kołatało mi się w głowie, gdy myślę o Rebece.
– Jenna nie jedzie z wami w trasę? – zapytała zaskoczona.
– Nie. Nie może – odpowiedziałem i mimowolnie się uśmiechnąłem. No, Clark się postarał… nie ma to tamto.
– Jak to: nie może? Zrezygnowaliście z