Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 15
– Spadaj! – Dostałem brudną ścierką.
– Więc jak będzie? – zapytałem dla pewności.
– Dajcie mi to przemyśleć, okej?
– Kiedy możesz dać odpowiedź? – Człowieku, nie masz nad czym się zastanawiać! To dla niego też ogromna szansa. On o tym doskonale wie, jeśli choć odrobinę się zna.
– Nie wiem, za tydzień?
– Niech będzie i proszę, przemyśl to dobrze – powiedziałem, nachyliłem się do niego i szepnąłem o tym, że jako członek ekipy nie będzie miał problemu z wyrywaniem kolesi. Rebeka zmierzyła nas wzrokiem, a Trey się uśmiechnął, mrugając do mnie konspiracyjnie. – Pójdę już – dodałem i spojrzałem na nią.
– Co? – zapytała, marszcząc słodko nos.
– Odprowadzisz mnie?
– A nie trafisz? – Pokręciłem głową, próbując się nie roześmiać.
– Idź, idź, ja zjem ci resztę ptasiego mleczka! – Trey popchnął ją w kierunku drzwi.
– Nawet się nie waż! – Pogroziła mu palcem.
– Przecież wiem, że masz zapas na kilka miesięcy. – Uśmiechnął się i posłał jej buziaka w powietrzu.
– Świnia! Miałeś nie grzebać w moim pokoju! – pisnęła oburzona. Boże! Uwielbiam ten jej słodki, piskliwy, oburzony ton.
– Szukałem czegoś…
– W mojej szafie? – zapytała z niedowierzaniem i znowu się skrzywiła na widok miny Treya. Podpuścił ją. – Świnia! – powtórzyła i roześmiała się do łez.
– Wiedziałem, że gdzieś je trzymasz! – Chwycił ją nagle w pasie i oderwał od podłogi.
– Są policzone, jeśli zniknie choć pudełko… – Znowu pogroziła mu palcem.
– Tak, wiem, urwiesz mi jaja, ugotujesz i każesz mi zjeść. – Przewrócił oczami. – Odprowadź gościa. – Postawił ją na podłodze, a sam pożegnał się i zniknął w łazience.
– Zejdziesz ze mną? – Nie chciałem jeszcze się z nią żegnać. Tak naprawdę nie wiedziałem, kiedy zobaczę ją następny raz, i każda minuta w jej obecności to dla mnie w tym momencie coś najważniejszego. Kompletnie tego nie rozumiałem, ale taki był fakt.
– Boisz się zejść sam? – Uśmiechnęła się szyderczo.
– Nie, chcę ci coś pokazać.
– Widziałam już twoje auto, fajne.
– Oj, nie zgrywaj się, tylko chodź! – Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę drzwi.
– Buty! – pisnęła, wychodząc na korytarz boso, wróciła do mieszkania, wsunęła klapki i zbiegliśmy na dół.
– Co chcesz mi pokazać? – zapytała, widząc, że prowadzę ją do auta. Nie miałem co liczyć, że pojedzie ze mną do domu, ale nie mogłem pozwolić, by nie miała przy sobie ani centa.
– Wsiądź, to ci powiem.
Na szczęście nie protestowała jak za pierwszym razem.
– Więc? – zapytała, odwracając się do mnie bokiem.
– Proszę. – Nachyliłem się i wyjąłem czarną kopertę ze schowka.
– Co to jest? – Skrzywiła się lekko.
– Bilety na koncert i wejściówki za kulisy – wyjaśniłem. Przynajmniej będę miał nadzieję, że zobaczę ją niedługo.
– Kiedy gracie? – dopytała.
– W piątek tutaj, w L.A.
– Mówiłeś, że trasa jeszcze się nie zaczęła.
– To prywatny koncert, tylko na trzysta osób.
– I mam tam przyjść?
Zrobiłem zirytowaną minę. To chyba oczywiste, że chciałem, by przyszła. Po co miałbym dawać jej bilety?
– Tak, i wyciągnąć Treya.
– Nie stać mnie na te bilety – powiedziała cicho. Jezu! Ale ta kobieta mnie irytowała.
Wyciągnąłem portfel i wcisnąłem jej w dłoń plik banknotów.
– Proszę! – dodałem.
– Nie mogę wziąć od ciebie pieniędzy, Sedricku – odpowiedziała smutno. Cholera, uraziłem ją? Przecież to tylko pieniądze.
– Dlaczego nie?
– Po prostu nie, nie chcę ci być coś winna. – Spuściła wzrok i patrzyła ślepo na banknoty w swoich ślicznych dłoniach.
– W takim razie to zaliczka, musisz przecież z czegoś żyć. – Nie mogłem pozwolić, żeby była głodna.
– Poradzę sobie, naprawdę nie mogę ich wziąć. – Odłożyła pieniądze na deskę rozdzielczą.
– Nie zasnę ze świadomością, że nie masz przy sobie ani centa. – Zamknąłem oczy i próbowałem się opanować, by po prostu nie ruszyć i nie zabrać jej do siebie, porządnie nakarmić, a potem jeszcze porządniej wypieprzyć. Na pewno byłaby zadowolona. Ja też!
– Pożyczę od Treya. – Jasne! Znałem te teksty.
– Przecież mówił, że sam nie ma.
– Sed, proszę, nie wezmę od ciebie nawet jednego dolara. Dzięki za bilety, na pewno przyjdziemy.
Westchnąłem i odpuściłem. Tym razem!
– Daj mi swój numer, zadzwonię jutro.
– Jutro? – Spojrzała zaskoczona.
– Zabiorę cię na porządny obiad, dziś prawie nic nie zjadłaś.
– Nikt by nic nie przełknął po niespodziewanym spotkaniu ze Sweet Bad Sinful. – Uśmiechnęła się szeroko. Och tak! To prawie ten sam słodki uśmiech, który widziałem w mieszkaniu. Bardzo mnie to uradowało.
– Więc jesteśmy umówieni? – zapytałem dla pewności.
– Niech będzie, ale Trey idzie z nami.
– Niech będzie. – Puściłem jej oczko i nachyliłem się blisko z zamiarem pocałowania Rebeki. Czułem cudowny zapach, ciepło jej skóry.
– Pójdę już – pisnęła zakłopotana. Kurwa!