Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 16
– Idź już, poczekam, aż wejdziesz do środka. – Odsunąłem się i wysiadłem z auta, by otworzyć jej drzwi. Wyszła, patrząc na mnie tak cudownie niewinnie i niepewnie. – No, leć! – Uśmiechnąłem się i klepnąłem ją delikatnie w słodki tyłeczek.
– Dobranoc, Sedricku. – Odwróciła się, zatrzymując w pół kroku.
– Dobranoc, słodka Reb. – Oparłem się o samochód i czekałem, aż wejdzie.
W ostatniej chwili zerknęła na mnie, więc pomachałem jej na pożegnanie, i weszła do kamienicy. Westchnąłem głośno, czując różne sprzeczne emocje. Byłem rozczarowany, oczarowany i kompletnie nie miałem pojęcia, co o niej myśleć. Rozczarował mnie fakt, że jej nie pocałowałem. To było do mnie niepodobne. Jak miałem dziś zasnąć ze świadomością, że ona leży sama w łóżku w swoim małym pokoju? Mogłaby spędzić tę noc ze mną. Przez chwilę wahałem się, czy nie iść za nią na górę i spróbować jeszcze raz, ale nie… Ona była inna. Musiałem poczekać.
***
Te wspomnienia zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Boże! Nigdy nie zapomnę, jaka ona wtedy była słodka i taka zagubiona. Tyle się od tamtego czasu zmieniło, tyle wydarzyło, a teraz siedziałem obok niej i nawet nie mogłem jej wyznać prosto w oczy, jak bardzo ją kocham. Rebeka zwątpiła we mnie, zwątpiła w naszą miłość i odpuściła. Czy to dziwne? Nie wiem, jakbym zareagował, gdyby pierwsza złożyła pozew o rozwód. Myślałem, że tak będzie lepiej, że ona tego chciała.
– Sed? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Treya. Musiałem przysnąć, bo Jamesa już nie było w sali.
– Tak? – Przetarłem oczy i twarz dłonią i wstałem, by się przywitać. Wszystkie problemy i niesnaski między nami zeszły na dalszy plan. Teraz każdy martwił się jedynie o Rebekę.
– Może się zamienimy? Ja przy niej posiedzę, a ty odpoczniesz – zaproponował. Kurwa! Zgadali się czy co?
– Trey, nie ruszam się stąd i dajcie już spokój – burknąłem.
– Ale ja też chcę z nią pobyć. – Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
– To siadaj. – Podsunąłem mu krzesło – Proszę! – dodałem.
– Ale tak sam na sam. Też mam z nią do pogadania. – Zmrużył oczy.
– Ona cię nie słyszy…
– Skąd wiesz? – Usiadł obok i spojrzał na Rebekę.
– Nie wiem, chciałbym wierzyć, że słyszy i rozumie, co do niej mówimy.
– Pewnie, że rozumie. – Trey chwycił ją za dłoń i dodał: – Co tam, mała? Kiedy się obudzisz? Bo już to się nudne robi. Drugi raz taki sam numer nie przejdzie. No już… Obudź się!
– Już ją prosiłem, by się obudziła. Jak zwykle mnie nie słucha… – Uśmiechnąłem się lekko, widząc, że Trey też się uśmiecha.
– Ma swój charakterek. Musi się z nami podroczyć – dodał i puścił mi oczko. Zamilkliśmy na długą chwilę. W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli. Widząc, że Trey chyba faktycznie chce sobie z nią „pogadać”, wstałem i przeszedłem do salki, gdzie leżały maluchy. Spały słodko, ale gdy na nie patrzyłem, to się uspokajałem. Tak naprawdę do tej pory nie mogłem uwierzyć, że zostałem ojcem. I to tej cudownej dwójki naraz. Tyle czasu czekałem, aż uda nam się z Rebeką, a udało się w chwili, kiedy wszystko zaczęło się walić. Z moich obliczeń wynikało, że zaszła w ciążę, gdy byłem w domu po złamaniu tego pieprzonego palca u nogi. Fakt… pieprzyliśmy się wtedy jak szaleni, a po imprezie zaręczynowej Nickiego i Sandry… Boże! To była nieziemska noc. Może to właśnie wtedy? Skrzywiłem się na myśl, że stworzyłem te dwa cuda, będąc kompletnie pijanym. To dopiero odpowiedzialne rodzicielstwo… Najważniejsze jednak, że maluchy były zdrowe i tak bardzo do nas podobne. To aż nierealne i nie do opisania zobaczyć nie jedną, lecz dwie kopie samego siebie. Charlie wyglądał dokładnie jak ja, gdy byłem malutki, a Chloe to połączenie nas obojga. Już wtedy wiedziałem, że mam przerąbane, bo zapewne wyrośnie na taką laskę, że osiwieję prędzej, niżbym chciał. Miałem nadzieję, że jej o kilka minut starszy brat będzie ją chronił. Oby lepiej niż ja Jess!
Następne trzy dni wyglądały dokładnie tak samo. Nie opuściłem szpitala ani na chwilę i spałem raptem kilka godzin wtulony w dłoń Rebeki, obok jej łóżka. Wszyscy chyba uznali mnie za nienormalnego, gdy dziś poprosiłem ojca, by przywiózł mi zestaw do manicure’u. Opiłowałem paznokcie mojej Śpiącej Królewnie i nawet udało mi się je pomalować na lekko różowy kolor. Wyszło mi całkiem równo. Dumny z siebie złożyłem jej dłonie na brzuchu, by sobie odpoczywała, i zajrzałem do dzieci. Charlie chyba właśnie walił w pieluchę, bo był cały czerwony i napiął się jak struna, Chloe za to spała słodko i miała w dupie postękiwania brata.
– Co tam, mały? – Nachyliłem się nad nim, a on zrobił taką krzywą minę. Cholera! Chyba powinienem się ogolić i umyć. Powąchałem się i… zdecydowanie potrzebowałem prysznica! Zawołałem pielęgniarkę, by czuwała, a sam skorzystałem z łazienki przylegającej do sali.
Prysznic dobrze mi zrobił. Poczułem się o niebo lepiej, zmywając z siebie to całe napięcie. Miałem dziś lepszy nastrój niż ostatnio. Może dlatego, że nie męczyły mnie w nocy koszmary? Śniła mi się Rebeka i nasze pierwsze spotkanie. Wszedłem do sali, wycierając ręcznikiem mokre włosy, i spojrzałem na nią. Potrząsnąłem głową, widząc, że jej dłonie nie leżą na brzuchu, tylko wzdłuż tułowia.
– Greto, poprawiałaś Rebekę? – zapytałem.
– Nie, Sedricku. Przebieram Charliego… – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko do mojego gołego syna, któremu z siusiakiem na wierzchu było najwygodniej. To tak jak mnie. Jaki ojciec, taki syn, prawda? Podszedłem do łóżka, mając wrażenie, że Rebeka poruszyła palcami. Boże, tak!
– Greto! – aż krzyknąłem, spoglądając w stronę sali obok. – Poruszyła się! – dodałem i szybko poszedłem po lekarza. Ten jeden ruch ręki wzbudził we mnie taką nadzieję, że miałem wrażenie, że mogę góry przenosić. Zabrali ją na badania, podczas których znowu poruszyła dłońmi oraz palcami u stóp. Lekarz nie potrafił odpowiedzieć, co to dokładnie oznacza, ale to był dobry znak. Czułem, że Rebeka już niedługo wróci do nas. Wróci, a ja będę mógł się nią zająć i odbudować wszystko, co spieprzyłem. O ile mi na to pozwoli. Nagle ogarnął mnie strach, że nie będzie chciała mnie znać. Tak naprawdę musiałem liczyć się z każdą możliwością. Nie było mnie przy niej w trakcie ciąży. Uznała, że poradzi sobie sama, i może dalej tak uważała? Miałem być okazjonalnym ojcem? Widywać swoje dzieci raz na tydzień? Płacić alimenty i spędzać z nimi co drugie święta… Kurwa! Przeraziła mnie ta myśl.
Pora karmienia. To był mój ulubiony moment z ostatnich dni. Greta właśnie przywiozła maluchy, a ja, poprawiając Rebekę na łóżku, odsłoniłem jej piżamę. Ależ jej piersi były ogromne. Istna mleczna kraina. Raj dla naszych brzdąców, które uwielbiały być przy cycku. Gdyby mogły, spałyby tak cały dzień. W sumie doskonale je rozumiałem, bo sam z chęcią bym się tak wtulił