Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 13
– Wybacz, nie mam czasu sprzątnąć. – Wskazała stos ubrań.
– Teraz już masz, jesteś bezrobotna. – Uśmiechnąłem się szeroko.
– Bardzo śmieszne, naprawdę. – Pokazała mi język i zniknęła w łazience. Chciałbym poczuć ten język na swoim… kutasie. Mills, uspokój się, do kurwy nędzy!
– Gdzie masz herbatę? – zapytałem, przeglądając zawartość szafek. No dobra! Trochę chamsko sprawdzam, co ona tu ma. Nic nie poradzę, że chcę się dowiedzieć o niej wszystkiego.
– W górnej prawej – odpowiedziała jakby zawstydzona.
– Usiądź. Ja zrobię – zaprotestowałem, gdy sięgnęła po pudełko. Umiem zrobić herbatę!
– Jesteś moim gościem.
Chwyciła za gałkę szafki, a ja w tym samym momencie zrobiłem to samo. Moja dłoń wylądowała na jej cudownie miękkiej i ciepłej dłoni. Szybko cofnęła rękę i spojrzała na mnie kompletnie oniemiała. Uśmiechnąłem się i popatrzyłem na nią. Doskonale wiedziałem, że też to poczuła. To przyciąganie, iskry, pieprzone fajerwerki. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie działała na mnie w ten sposób.
– Mówił ci ktoś, że masz piękne oczy? – wypaliłem. Byłem nią oczarowany i chyba faktycznie zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
Jej reakcja mnie zaskoczyła. Parsknęła mi śmiechem prosto w twarz. Skrzywiłem się.
– No cholera! Ale tekst! – Pokładała się ze śmiechu i klepnęła mnie w ramię. Po kumpelsku. O nie! Nie będę dla niej tylko kumplem. Nie ma, kurwa, takiej możliwości.
– Nie wiem, co w tym śmiesznego. Mówię szczerze.
– Wyrywasz na to tyle lasek? – Nadal ze mnie rżała, aż oparła się o blat szafki. Ja bym jej pokazał, na co wyrywam tyle lasek, kurwa! Co za nieokrzesana, wkurwiająca kobieta.
– Nie wyrywam lasek, mówiłem ci, że do dzisiejszego ranka miałem narzeczoną – warknąłem. No wiecie co? Taka słodka, a tu sobie ze mnie jakieś żarty robi.
– Przepraszam, nie chciałam cię urazić. – Opanowała się na jakąś sekundę.
– Jesteś niemożliwa. Nawąchałaś się czegoś? – Wrzuciłem dwie torebki herbaty do kubków i zapytałem: – Słodzisz?
– Nie, cukier chyba się skończył. – Podrapała się po głowie.
– Trudno, wypiję gorzką, ale będziesz mi to musiała jakoś wynagrodzić.
– Na pewno mam jakieś ciastka w swoim tajnym zapasie. Poczekaj, zaraz coś przyniosę – rzuciła i zniknęła gdzieś za drzwiami jednego z pokoi. Zapewne swojego.
Rozglądałem się chwilę po kuchni i ruszyłem za nią. Stanąłem w progu i zobaczyłem, jak wypina swój zajebisty tyłek, szukając czegoś pod łóżkiem. Zaschło mi w ustach. Kurwa! Co ja bym zrobił z tą dupką! Nie wierzę, jak reaguje na nią moje ciało. Znowu zrobiłem się twardy jak skała i próbowałem to jakoś dyskretnie ukryć. No żebym reagował na nią, jakbym miał piętnaście lat! To do chuja niepodobne! A na pewno nie do mnie.
– Znalazłam! – Pokazała dwa opakowania jakichś ciastek.
– Szkoda, że tak szybko – mruknąłem, a ona zrobiła wielkie oczy. O tak! Właśnie tak masz na mnie reagować, maleńka. Ja mam ciasno w spodniach, a ty masz mieć mokro w majtkach. To dość sprawiedliwe i wiążące.
– Mogę poszukać czegoś jeszcze – odpowiedziała, nadal wpatrując się we mnie.
– Mogę ci pomóc.
Podszedłem i klęknąłem obok niej, zaglądając pod łóżko. No, lekki bałagan. U nas w autobusie było gorzej. Widziałem jakieś książki, resztki jedzenia i… o, proszę! Chwyciłem śliczne koronkowe, różowe stringi.
– Mój Boże, zostaw to! – pisnęła i próbowała mi je wyrwać. Zabrałem rękę, by tego nie zrobiła.
– Ładne. Co robią pod łóżkiem? – Rozciągnąłem cieniutkie paseczki na palcach i miałem ochotę sprawdzić, czy są świeże. Ja pierdolę! Co się ze mną dzieje? Chyba naprawdę potrzebuję porządnego pieprzenia.
– Kurzą się – odpowiedziała zażenowana, a ja trąciłem ją delikatnie w ramię, by trochę wyluzowała.
– Złośnica z ciebie.
– Po prostu mi je oddaj, to dość intymna część garderoby…
– Więc powinna chyba być w szufladzie, a nie pod łóżkiem – droczyłem się z nią. W sumie to powinna je mieć teraz na tyłku i mi się zaprezentować. O tak!
– Oddaj! – Wyrwała mi je i rzuciła w kąt, a ja się zaśmiałem.
– Masz takich więcej?
– Nie twoja sprawa! – Wstała i kopnęła pod łóżko dwa opakowania łakoci, które pod nim znalazła.
– Miałem na nie ochotę. – Nachyliłem się i wyciągnąłem ptasie mleczko o smaku wiśniowym. Produkują je jeszcze?
– Nie ma! Będziesz pił gorzką! – Wyrwała mi je z ręki i rzuciła na łóżko. Ale słodko się złości. Mogłaby tak spożytkować tę wściekłość na mnie w sypialni.
– Na pewno będziesz pasowała, nie dasz sobie wejść na głowę.
– Świetnie, jeśli to jakiś test i właśnie go zaliczyłam, to możesz już iść.
– Wyganiasz mnie? – No cholera, faktycznie ma pazurki. Byłem zaszokowany, a ona znowu się ze mnie śmiała.
– Tak trochę, nie chcę być niemiła.
– To niegrzeczne – dodałem zirytowany, że wyśmiewa się ze mnie już drugi raz.
– Kto mówił, że jestem grzeczna? – Przygryzła wargę i wyszła z pokoju, zostawiając mnie tu z megawzwodem, na podłodze własnej sypialni. Ja pierdolę! Odczekałem chwilę, by mi przeszło, ale to niewiele dało. A chuj tam! Otworzyłem ptasie mleczko i wróciłem do kuchni.
– Myślałem, że już ich nie produkują – powiedziałem, wrzucając do ust jedną kostkę. Nie jadłem ich ze dwa lata albo i dłużej. To była chyba jakaś edycja limitowana.
– Znam jeden sklep, w którym można je dostać. To moje ulubione, mam ogromny zapas. – Uśmiechnęła się szeroko.
– Już cię uwielbiam! – Podszedłem do niej i podsunąłem jej jedno pod usta.
– Nie powinnam. – Spojrzała błagalnie.