Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 14
– A to już ustalone, że jadę z wami? – Otworzyła oczy i uniosła brew.
– A nie?
– Trey… – wymówiła imię swojego przyjaciela, a on w tym momencie jak pieprzony czarodziej wszedł do kuchni. No proszę! Przystojny sukinsyn. Już widzę, że są tylko przyjaciółmi. Nie podobała mi się ta myśl.
– No, jestem, Reb. Co tam? – Upił łyk wody. – Kto to? – Wskazał na mnie. Chyba biegał. Musiałem przyznać, że był naprawdę niezły. Nie gustuję w facetach, ale potrafię rozróżnić zwykłego kolesia od przystojniaka. On na pewno należał do tej drugiej grupy.
– Sedrick Mills – przedstawiłem się. Co oni z księżyca się urwali? Ten też nie wiedział, kim jestem?
– Trey Mallroy. – Przywitał się uściskiem dłoni. – Sorry, że pytam, ale czy ty jesteś tym Sedrickiem Millsem? – dodał. No, chociaż on się orientował.
– Tak, to ja.
– Co robisz w naszym… mieszkaniu? – prawie pisnął. Tego pisku chyba nauczył się od słodkiej Reb.
– Przyszedłem do Rebeki, a raczej do Reb. – Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. Jej widok chyba zawsze będzie wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
– Mała, co tu jest grane? Co menedżer Sweet Bad Sinful robi w naszej kuchni, zajadając twoje ptasie mleczko i popijając herbatkę? – Skrzywił się. Oho! Będą z nim jakieś problemy? Patrzyłem na niego i nie wydawał się wkurzony, raczej lekko zaszokowany.
– To, co powiedziałeś: wyjada moje ptasie mleczko i pije herbatę – odpowiedziała Rebeka, wzruszając ramionami. Gdyby tu nie przylazł, możliwe, że teraz posuwałbym jego przyjaciółkę w ich kuchni. No ale na to muszę niestety poczekać.
– Wyrwałaś go gdzieś? Czy co? – Chyba nie wierzył, że jestem właśnie w ich mieszkaniu. Miał naprawdę komiczną minę.
– Poznaliśmy się w klubie, w którym Rebeka tańczy – wyjaśniłem.
– Tańczyłam – wtrąciła.
– Zwolniłaś się? – zapytał Trey. Chyba teraz się wkurwił.
– Suzanne mnie zwolniła.
– Za co?
– Za całokształt. Trey, to długa historia, pogadamy później, okej? – Popatrzyła na niego błagalnie. To chyba inny rodzaj relacji, niż myślałem. On był raczej jak starszy brat, a to dla mnie zdecydowanie lepiej.
– Twoja matka do mnie dzwoniła z pretensjami, że nie chcesz jej wysłać pieniędzy! – dodał, a ja spojrzałem na nich oboje. Jej matka do niego wydzwania? Może to z nią rozmawiała, gdy wyszła z klubu? I dlatego płakała?
– Bo nie mam, nie zapłaciła mi…
Posłałem jej spojrzenie. Nie zapłaciła jej? No kurwa, bez jaj!
– Suka! – warknął Trey, zaciskając pięści.
– Mam ją gdzieś.
– Z czego teraz będziesz żyła? Wiesz, że nie mam ci pożyczyć nawet dolca, jest koniec miesiąca – odpowiedział Trey, patrząc na mnie lekko zakłopotany. W sumie mu się nie dziwiłem. Rozmowa o pieniądzach, a raczej ich braku, nigdy nie jest fajna. Zwłaszcza przy zupełnie obcej osobie. Pamiętam, jak pożyczałem pieniądze od ojca, by chłopcy mogli nagrać swoje pierwsze demo. Było mi cholernie głupio, ale miałem pewność, że im się uda.
– Poradzę sobie jakoś, poradzimy sobie razem. – Posłała mu taki słodki uśmiech, a ja czułem się zazdrosny. Kurwa! Uśmiechnij się tak do mnie, maleńka.
– Coś kombinujesz, nie podoba mi się to. – Trey skrzyżował dłonie na piersi. Nieźle był przypakowany, ale to dobrze. Poradzi sobie, bo praca w trasie to ciężka harówa. Szczególnie przed koncertem i po nim.
– Trey, jestem tutaj, bo mam dla was propozycję pracy – wtrąciłem.
– Dla nas?!
– No! – pisnęła radośnie Rebeka, wywołując uśmiech na mojej twarzy. Co za cudowna dziewczyna.
– Mamy wam sprzątać bus w trasie? – zapytał z dziwną miną.
– Trey, wysłuchaj go chociaż. – Podeszła do niego i przytuliła. Kurwa! Wciągnąłem głęboko powietrze. Dałbym teraz wszystko, by mnie tak czule objęła.
– Zaproponowałem Rebece pracę tancerki w naszej trasie, powiedziała, że nie pojedzie bez ciebie, więc ciebie też chcemy zatrudnić.
– Jako kogo? – Skrzywił się.
– Jako pomoc dźwiękowców. Studiujesz to, prawda?
Trey posłał Reb wkurwione spojrzenie.
– To, że jestem gejem, też mu powiedziałaś? – warknął na nią, a ja próbowałem się nie roześmiać.
– Trey, proszę… – Znowu posłała mu to słodkie spojrzenie.
– O co mnie prosisz?
– Jedź z nami.
– A ty się już zgodziłaś? – zapytał spokojniej.
– Nie pojadę bez ciebie, dobrze wiesz.
– Może powinnaś? Może już najwyższy czas się rozdzielić.
– Trey… – powiedziała cicho i wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. O nie! Boże, niech tylko nie płacze.
– Reb, rób, jak chcesz, ja nie zrezygnuję ze studiów, a ty nie masz nic do stracenia. Nie masz pracy, nie masz kasy, więc nie zastanawiaj się i jedź – odpowiedział dość chłodno. Kurwa, koleś, jesteś dla niej ważny! Weź się opanuj i pomyśl trochę! To dla niej wielka szansa, do kurwy nędzy!
– Trey. – Głos jej drżał. O nie! Maleńka, nie płacz. Nie mogłem tego znieść.
– Przemyśl to, Trey, to dla was ogromna szansa – odezwałem się. Nie pozwolę, żeby ta słodka istota przez niego uciekła mi sprzed nosa.
– Nie załatwię sobie dziekanki z dnia na dzień.
Kurwa! Teraz ten będzie wymyślał jakieś durne powody. Szlag mnie zaraz trafi, się dobrali…
– Trasa zaczyna się za trzy tygodnie, więc masz jeszcze trochę czasu – odpowiedziałem