Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 22
– A jak zacznie rodzić, a wy będziecie gdzieś na drugim końcu kraju?! – pisnęła słodko.
– To wezwiesz pogotowie, a Clark przyleci najszybciej, jak będzie mógł – odpowiedziałem spokojnie, a Rebeka wbiła we mnie spojrzenie. Roześmiałem się, bo to chyba naprawdę ją przerażało.
Weszliśmy do środka domu, a cały parter się rozświetlił.
– Mój Boże! – Aż rozdziawiła usta z zachwytu.
– Podoba ci się? – Chwyciłem ją za dłoń. Była taka ciepła i miękka.
– Ja… nie wiem, co powiedzieć…
– Chodź, zobaczysz najlepsze. – Pociągnąłem ją w stronę tarasu, by pokazać widok. Był naprawdę spektakularny i piękny. Nawet na mnie robił ogromne wrażenie.
– Dziękuję ci, Sedricku. – Podeszła do balustrady oddzielającej taras od oceanu i spojrzała na księżyc. Patrzyłem chwilę na jej cudowny profil w tym świetle. Była taka piękna.
– Nie masz za co dziękować, skarbie. – Stanąłem za nią i położyłem dłonie na barierce obok jej dłoni.
– Ale nie chcę, byś myślał, że kupując domy, samochody i te wszystkie rzeczy… że tylko dlatego z tobą jestem.
– Nie myślę tak. Nie jesteś taka – odpowiedziałem pewnie. Ona była zupełnie inna. Wyjątkowa i niezwykła. Jak można nie kochać takiej kobiety?
– Taka jak Kara? – Zadarła głowę, by na mnie spojrzeć.
– Ona nawet nie dorasta ci do pięt. Głupi byłem, będąc z nią tyle czasu, ale teraz mam ciebie i wiem, co to szczęście, mimo tych wszystkich dramatów. – Kara! Jej imię wywoływało u mnie mdłości. Nie miałem jej za złe tego, co robiła, ale to nie jest kobieta dla mnie. Rebeka była dla mnie, była moja. Moja!
– Jesteś szczęśliwy? – zapytała niepewnie.
– A ty?
– Gdy trzymasz mnie w ramionach, to tak. – Odwróciła się przodem i objęła mnie za szyję. Jej cudowne, błękitne oczy zabłyszczały w świetle księżyca.
– Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to ja też. – Chwyciłem ją śmiało za pośladki i podsadziłem na siebie. Nie mogłem się oprzeć, więc moje usta opadły na jej i pocałowały delikatnie. Kurwa, jak ja pragnąłem tej kobiety. Stwardniałem i mimo buzującego we mnie pożądania całowałem ją dalej. Mój język nadal delikatnie penetrował jej usta, a ona to odwzajemniała. Ocierała się swoją słodką pupą o mojego twardego kutasa i gdy nagle powiedziała:
– Sed, chcę się kochać. Teraz – nie czekałem długo. Delikatny pocałunek zamienił się w namiętny, zachęcający dowód na to, że ona naprawdę tego chciała. Jej wzajemność i śmiałość dodały mi animuszu.
Ruszyłem z nią na biodrach do domu, a potem od razu na schody. Przygotowałem sypialnię na zaistniałą ewentualność. Porozkładałem świece i stworzyłem cały ten romantyczny nastrój. Miałem nadzieję, że to spełni jej oczekiwania.
– Och, Sed… – jęknęła przeciągle na widok sypialni.
– Nasz pierwszy raz nie był zbytnio udany, zważając na to, że bardzo cię bolało, a w dodatku uciekłaś mi z wanny po kłótni… więc pomyślałem, że się zrekompensuję. Nie każdy dostaje drugą szansę, by przeżyć ponownie swój pierwszy raz. Doceń to, Reb – powiedziałem rozbawiony.
– Doceniam. Doceniam. – Chyba próbowała się nie roześmiać. Dobrze, że miała do tego taki luźny stosunek. Nie musiała o nic się martwić. Ja chciałem zaopiekować się nią najlepiej, jak potrafiłem. – I niby tego nie planowałeś? – Spojrzała podejrzliwie.
– No wiesz… Miałem taką malutką nadzieję, że może uda mi się dziś cię przelecieć. – Uśmiechnąłem się zadziornie, a ona się roześmiała.
– No to na co czekasz? – Pocałowała mnie i przygryzła moją wargę. Kurwa! Rzuciłem nas na łóżko, tak że opadłem na nią kompletnie napalony. – Lustro? – zapytała, patrząc na swoje odbicie w lustrze na suficie. Ot, takie moje małe zboczenie. Nie pierwsze zresztą… i nie ostatnie.
– Lubię wszystko widzieć – odpowiedziałem i chwyciłem ją gwałtownie pod kolanem, by ułożyć się między jej udami.
Rebeka zamarła nagle, a ja w pierwszym momencie nie wiedziałem, co się dzieje.
– Mam okres! – Aż pisnęła. Okres? Kurwa! Myślałem, że znowu się rozmyśliła.
– I co w związku z tym? – zapytałem spokojnie. Okres to nie był problem… W tym momencie nawet trzęsienie ziemi nie zatrzymałoby mnie przed tym, by w końcu ją przelecieć.
– No… – Zrobiła się cała czerwona na twarzy.
– Boli cię brzuch? – zapytałem.
– Nie.
– Masz skurcze? – Uniosłem brew. Boże, Reb, nie wymyślaj!
– Teraz nie.
– Więc w czym problem?
– Mam tampon – odpowiedziała, a ja się roześmiałem. Tampon? Kurwa!
– To go wyjmę – powiedziałem, a ona zamknęła oczy. Była naprawdę zażenowana. Jezu, Reb, to tylko okres.
– Okej – pisnęła cichutko, bijąc się z myślami.
– Ale w takim razie chodź najpierw do łazienki. – Pociągnąłem ją za sobą.
– Kąpałam się przed wyjściem. – Znowu się roześmiałem. Och, Reb… moja mała Reb. – Nie chcę się kąpać, chcę go wyjąć, żeby móc się kochać.
Spojrzałem spragniony między jej uda. Byłem na granicy! Zaprowadziłem ją szybko do łazienki i o nic nie pytając, zsunąłem jej legginsy, pogładziłem ten cudowny tyłeczek, odsunąłem śliczne majteczki na bok i wyciągnąłem tampon, po czym wyrzuciłem go do kosza. Reb skrzywiła się lekko.
– W porządku? – zapytałem dla pewności.
– Tak, tampony to chyba jednak nie dla mnie.
– Chodź, wsadzę ci coś lepszego niż tampon – powiedziałem i uśmiechnąłem się bezczelnie na widok jej zaszokowanej miny.
Ruszyła w stronę sypialni. Zdjąłem jej przez głowę bluzę i podkoszulek, po czym popchnąłem ją lekko tak, że upadła na łóżko na plecy. Ten widok sprawił, że nie mogłem czekać ani sekundy dłużej. Rozebrałem się błyskawicznie do bokserek i nadal na nią patrzyłem. Boże, była taka piękna w tej czarnej bieliźnie i na tym wielkim łóżku. Naszym łóżku.
– Nie biorę żadnych tabletek – odezwała