Siła przeznaczenia. Anna Górska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siła przeznaczenia - Anna Górska страница 16
– Chyba cię zdziwię… – Baśka uśmiechnęła się nieśmiało – po liceum dostałam się na studia, tylko po ślubie Bogdan zmusił mnie, żebym z nich zrezygnowała, ale zawsze chciałam być…
– Lekarzem?
– Studiowałam… prawo. – Powiedziała cicho ciekawa, jaką reakcję wywołają jej słowa.
– Nie żartuj?
– Poważnie. Zawsze chciałam być prawnikiem, gdyby się dało wróciłabym na studia… nie wiem tylko, czy nie jest już za późno.
– Na to nigdy nie jest za późno. Mam nadzieję, że zdecydujesz się wrócić na studia.
– Ojciec się cieszył, że zostanę prawnikiem. Był zawiedziony, kiedy wyszłam za mąż i rzuciłam studia. Byłam młoda, głupia i zakochana…
– Miłość nie jest głupia, – Kasia uśmiechnęła się, – jeśli trafi się na odpowiedniego człowieka.
– Ja trafiłam na najbardziej toksycznego, jaki w ogóle istniał. – Baśka skrzywiła się.
– Został już zneutralizowany. Teraz musisz zrobić coś dla siebie i właśnie dlatego powinnaś wziąć rozwód i wrócić na studia.
– Może dam radę…
–Jeśli się czegoś bardzo chce… mama zawsze to powtarza. I wiesz co? Ma rację. – Kaśka mrugnęła porozumiewawczo.
– Moja mama też to powtarza, ale przez te wszystkie lata zapomniałam o tym.
– Pora ponownie uwierzyć, – Kaśka odstawiła ostatni karton na stół i rozejrzała się wokół – teraz macie masę roboty. Minie kilka dni zanim wszystko znajdzie się na właściwym miejscu.
– Nie ważne. – Baśka uśmiechnęła się. – Dziękuję za to, co zrobiłaś. Nigdy nawet nie sądziłam, że są tacy ludzie, bezinteresowni i serdeczni.
– Nie przesadzaj. Nie jestem ideałem. Mam takie same wady, jak każdy. – Kaśka poprawiła okulary, które nieznacznie się przekrzywiły.
– Jesteś za skromna. Mało jest takich osób.
– Możemy skończyć ten temat? – Kaśka czuła się nieswojo w takich sytuacjach.
– Chciałam, żebyś wiedziała. – Basia spojrzała uśmiechnięta na zagracone pomieszczenie.
– Jeszcze trochę rzeczy brakuje, ale na szybko, udało mi się załatwić tylko to.
– Żartujesz? To nie jest „tylko”, ja nie załatwiłabym nawet setnej części z tego, co tutaj przywiozłaś… zresztą, co ja mówię, nie załatwiłabym mieszkania.
– Czasem układy na coś się przydają, ale nie często z nich korzystam. – Kaśka wzruszyła ramionami. Zdawała sobie jednak sprawę, że Baśka ma rację.
– Tym bardziej dziękuję. A skoro już tutaj jesteśmy, może byśmy się czegoś napiły?
– Dzisiaj muszę już lecieć. – Spojrzała na zegarek. – Chciałam jeszcze wpaść do urzędu zawieźć twoje dokumenty, ale obiecuję, że odrobimy tą kawę, jak się już urządzicie.
– W porządku. Też wrócę do domu, zrobię obiad i po południu przyjadę z dziećmi. Będą zachwycone.
– Zagoń Tomka do pracy. Niech poczuje się ważny i odpowiedzialny za młodsze rodzeństwo.
– Usłyszał ostatnio parę słów do słuchu i chyba głupio mu się zrobiło.
– Rozumiem go. To okres buntu i pokazywania starszym, że ma się własne zdanie. Ale to dobry dzieciak.
– Wiem, bardzo mi pomaga. Jego dzieciństwo dawno się skończyło, ale to wciąż tylko dzieciak.
– Faceci z reguły późno dorastają. Ten będzie wyjątkiem.
– Jak przestanie się wreszcie buntować to pewnie tak. Ale przynajmniej teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że przeprowadzka zacznie nowy okres w naszym życiu.
– Grunt, to patrzeć na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Powinnaś zacząć robić to, co cię uszczęśliwi, być z kimś, kto sprawi, że zaczniesz się uśmiechać i powinnaś zacząć słuchać własnego serca. Tylko wtedy poczujesz się spełniona i szczęśliwa.
– Podziwiam cię. – Baśka wyszła za nią i zamknęła drzwi mieszkania. – Chciałabym mieć takie podejście do życia.
– Osobiście uważam, że czasem dobrze jest mieć nierówno pod sufitem. Wtedy człowiek czuje się wolny.
– A ty?
– Czy ja wiem? Mam pracę, która daje mi satysfakcję, męża, którego kocham… czasem pozwalam sobie na jakieś małe szaleństwa…
– Nie chciałabyś czegoś jeszcze?
– Jest coś takiego. Ale mam nadzieję, że w końcu i to będę miała. – Westchnęła, ale nie zagłębiała się w szczegóły, a Baśka nie chciała naciskać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kolejnych kilka dni Kaśka spędzała kursując pomiędzy kancelarią, sądem a kliniką. Teraz, kiedy wszystkie wyniki badań mieli już w rękach, czekali na spotkanie z lekarzem. Była zdenerwowana, ale wiedziała, że od tej wizyty wszystko zależy. Miała jeszcze nadzieję, że lekarz będzie miał dla nich jakiekolwiek dobre wiadomości.
Lipcowy czwartek był jednym z tych, o których wolałaby zapomnieć. U lekarza spędzili ponad godzinę. Kiedy w końcu stamtąd wyszli, Grzesiek wyglądał na człowieka, któremu świat zawalił się na głowę. Lekarz powiedział krótko. Jeśli chcą zostać rodzicami, muszą pomyśleć o innej opcji, bo jej mąż nigdy ojcem nie zostanie. Diagnoza brzmiała dla nich abstrakcyjnie – azoospermia, nazwa, która początkowo nic nie mówiła. Mimo wykonania wielu badań lekarz nie dał im nawet cienia nadziei na wspólne dziecko. U Grześka stwierdzono całkowite zahamowanie produkcji plemników, bez szansy na poprawę tego stanu.
Wracali do domu, starała się skupić na jeździe, ale cisza panująca w samochodzie była dobijająca. Widziała, że intensywnie myślał i domyślała się o czym. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc siedziała cicho, aż zaparkowała pod domem. Myślała, że pójdą na górę, ale zatrzymał ją przed wejściem do klatki.
– Muszę zostać sam. Chcę wszystko przemyśleć. – Spojrzał przepraszająco.
– Jesteś pewien?
– Nie wiem. Kasia, zostaw mnie samego. – Uścisnął jej rękę i wrócił do samochodu. Patrzyła dopóki nie zniknął jej z oczu. Czuła, że łzy zaczęły dławić ją w gardle. Odwróciła się i weszła do klatki, pokonując po dwa schody znalazła się przed mieszkaniem, na oślep znalazła w torebce klucze i otworzyła