Siła przeznaczenia. Anna Górska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siła przeznaczenia - Anna Górska страница 13
W czwartek Anka z Michaelem i ich chrześniakiem odlecieli Stanów, ale obiecali zadzwonić, jak tylko dotrą na miejsce. W piątek przed południem zajrzała do urzędu, dwie godziny później była już u swojej byłej klientki.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się, kiedy otarły się drzwi i zobaczyła w nich smutną buzię Ani – Jest mama?
– Tak. – Powiedziała cicho, odwróciła się, kiedy usłyszała, że ktoś za nią idzie. Drzwi otworzyły się szerzej i stanęła w nich pani Basia. Miała na sobie bladoróżową bluzkę z krótkim rękawem, spodnie od dresu, i przewiązany w pasie granatowy w białe grochy, fartuch.
– Dzień dobry, mogę wejść? – Kaśka uśmiechnęła się.
– Oczywiście, proszę do kuchni. Muszę dać dzieciom obiad. – Wskazała ręką na kuchenkę.
– Nie chciałam przeszkadzać, ale myślę, że mam dobre wiadomości.
Basia odwróciła się niepewnie w jej kierunku.
– Mówiła pani, że mąż już nie będzie nas prześladował. – Patrzyła na uśmiechniętą kobietę siedzącą przy stole, która szukała czegoś w torebce.
– To też. Proszę dać dzieciom obiad, potem chciałabym was gdzieś zabrać.
– Ale nic się nie dzieje?
– Uważam, – Kaśka podeszła do wystraszonej kobiety, – że od jutra możecie zacząć nowe życie. Załatwiłam dla was nowe mieszkanie. Chciałam, żebyście zmienili otoczenie, wtedy łatwiej będzie zapomnieć o całym koszmarze, jaki przeżyliście. To mieszkanie należy do pani męża, ma on zakaz zbliżania się, ale i tak to miejsce nie pozwala wam zapomnieć o tym, co było. Mam nadzieję, że tam będzie lepiej. Chciałam też porozmawiać na temat pozwu rozwodowego. Dobrze by było złożyć go do sądu i ostatecznie wszystko skończyć.
Baśka usiłowała przyswoić wszystko, co usłyszała. Nowe mieszkanie, nowe życie, nagle wpadła w panikę, przecież nie miała nic, żeby urządzić mieszkanie. Żadnych mebli, pracy, żeby mogła opłacać rachunki. Jeszcze nieuregulowana do końca sprawa z Bogdanem.
– Ale jak sobie sama poradzę? Nie mogę na nikogo liczyć, poza tym, jak dzieci odnajdą się w nowym miejscu?
Kaśka słuchała i starała się postawić w jej sytuacji i chyba ją jednak rozumiała. Musiała w jakiś sposób przekonać do swojego pomysłu Basię i jej dzieci. Wiedziała, że to będzie najlepsze wyjście dla wszystkich.
– Pani Basiu, może na początek proszę mówić do mnie po imieniu. Już nie jestem pani adwokatem, chyba, że zdecyduje się pani na moją pomoc w sprawie rozwodowej. – Wyciągnęła do zdumionej kobiety rękę, zaopatrzyła się w najbardziej czarujący ze swoich uśmiechów. – Może teraz przyjmie pani pomoc, której bardzo potrzebujecie…
– Ale ja nie mogę. – Basia skrępowana patrzyła na wyciągniętą rękę i nerwowo miętosiła trzymaną w dłoniach ścierkę.
– Oczywiście, że możesz – Kaśka przejęła inicjatywę i zwróciła się do swojej klientki po imieniu. Liczyła, że to pomoże przełamać opory.
– Skoro pani tak uważa. – Nieśmiało uścisnęła dłoń, a na zmęczonej twarzy pojawiło się coś, na kształt uśmiechu.
– Pierwsze koty za płoty. – Kasia odetchnęła z ulgą – Daj dzieciom obiad, później zabiorę was na małą wycieczkę. Myślę, że będziecie zadowoleni.
– Ale pani… – Baśka chciała coś powiedzieć, w porę się jednak zreflektowała – ale… nie musiałaś tego robić.
– Chciałam. To miejsce nie jest dla was dobre. Myślę, że zmiana otoczenia pozwoli wam szybciej zaleczyć rany i może łatwiej będzie zapomnieć?
– Wiesz, – przysiadła na brzegu krzesła i ściszyła głos, tak, żeby dzieci nie słyszały o czym mówi – Bogdan nas nigdy nie zostawi w spokoju. Dzisiaj rano, jak wracałam z zakupów spotkałam go pod domem. Groził mi… powiedział, że zabije mnie i dzieci skoro nie może z nami być.
Kaśka patrzyła na nią przerażona.
– Możesz powtórzyć? – W głosie dało się wyczuć tłumioną furię.
– Powiedział, że skrzywdzi dzieci…
– Obiecuję, – Kaśka zrobiła się nagle bardzo poważna, – Bogdan już nigdy się do was nie zbliży. To był jego pierwszy i ostatni raz. Chyba nie rozumie, co znaczy zakaz zbliżania się. Dlatego musimy jak najszybciej złożyć pozew rozwodowy.
– Nie znasz go. Ona nie zgodzi się na rozwód… – Baśka odwróciła głowę, żeby Kaśka nie zobaczyła dwóch wielkich jak grochy łez spływających po policzkach.
– Zdążyłam poznać, dlatego sądzę, że wasza przeprowadzka to doskonały pomysł, a rozwód powinnyśmy uzyskać z orzeczeniem jego winy już na pierwszej rozprawie.
– Ale on w taki czy w inny sposób dowie się, gdzie mieszkamy…
– Nawet jeśli… to już nigdy się do was nie zbliży. Obiecuję! – Powiedziała to takim tonem, że Baśka zdziwiona spojrzała na nią.
– Bogdan nie rzuca słów na wiatr. Jest zdolny do wszystkiego, boję się go.
– Zostaw to profesjonalistom. Porozmawiam z nim.
– Nie posłucha cię. – Baśka pokręciła głową.
– Moich argumentów posłucha, jestem pewna.
– Boję się o dzieci. Nie chodzi o mnie, ale one są bezbronne.
– Rozumiem cię. To się już nie powtórzy.
– Skąd możesz być tak pewna? Znam go wiele lat.
– Ja mam za to dar przekonywania, któremu trudno się oprzeć! – Kaśka uśmiechnęła się do Ani, która właśnie weszła do kuchni.
– Możesz zawołać rodzeństwo, zjecie obiad, potem zabiorę was w pewne wyjątkowe miejsce.
– Do cyrku?
– No… nie, nie do cyrku, – Kasia powiedziała tajemniczo, – ale jak będziesz chciała to później zaproszę was na pyszne ciastka.
– Karolina mówiła, że idzie z rodzicami do cyrku. – Spojrzała na mamę błagalnym wzrokiem. – Też chciałam iść. Jej mama kazała spytać, czy mnie puścisz.
– Ale…
– Bardzo chcesz iść do cyrku z koleżanką?
– Tak. Jest tam Wielki Nochal taki śmieszny klown! – Jej oczy błyszczały, kiedy o tym mówiła. – Można też przejechać się na kucyku.
– Aniu,