Siła przeznaczenia. Anna Górska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siła przeznaczenia - Anna Górska страница 8

Siła przeznaczenia - Anna Górska

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – I dobrze, nie będziesz się obijał. – Anka usiłowała zachować powagę, widząc minę Grześka.

      – A czy ja się obijam? Kto ci takich głupot nagadał? – Zaczął się śmiać.

      – Tak sobie myślę… – Anka zaczęła drążyć temat, ale nie dane było jej dokończyć swojego wywodu.

      – Dziewczyny, zejdźcie ze mnie, co? – Grzesiek zrobił nadąsaną minę, widząc, że z nimi nie wygra. – Może pogadamy o czymś innym?

      – Michael, jak udaje ci się pogodzić wszystkie obowiązki, bo teraz ich przybyło jak widzę. – Zwrócił się do kumpla, odwracając tym samym uwagę od swojej osoby.

      – Nie jest źle. Czasem mały nie daje spać, ale jakoś sobie radzimy. Będzie starszy, będzie lepiej, teraz trzeba się przyzwyczaić, poza tym, czasem w kancelarii prześpię się ze dwie godziny, jak już kawa nie pomaga.

      Długo rozmawiali, w końcu rok, to dużo czasu, a jak widać sporo się przez ten czas zmieniło. Kiedy się pożegnali było już dobrze po północy. Zajrzeli jeszcze do pokoju pożegnać się z Jamesem, spał, więc nie chcieli go obudzić.

      – Zadzwonię w poniedziałek jak wrócimy z Buska, – Kasia uściskała przyjaciółkę – i jeszcze raz dziękuję, że pomyślałaś o nas. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.

      – Mały musi mieć super chrzestnych. – Ania spojrzała poważnie, – poza tym, odnoszę wrażenie, że masz jakiś problem i chciałabym pogadać, ale bez chłopaków.

      – Umówimy się, jak wrócimy. – Kaśka szepnęła cicho i jeszcze raz przytuliła Anię.

      Grzesiek nacisnął przycisk windy i oparł się o ścianę. Patrzył na nią pożądliwie. Wiedziała, na co ma ochotę, wyciągnął rękę i przyciągnął ją bliżej.

      – Chyba bardziej musimy postarać się o takiego małego rozdarciucha. – Spojrzał wymownie.

      – Przecież o niczym innym nie mówię od dłuższego czasu, – popchnęła go do windy, której drzwi właśnie się otwarły. Oparł się o szybę, za którą było widać rozświetloną światłami Warszawę. Kasia patrzyła zauroczona na widok za szybą.

      – Spójrz, jak pięknie. Większość ludzi śpi, a wydaje się, jakby miasto cały czas żyło.

      – Wolę patrzeć na ciebie, – zanurzył dłoń w jej włosach i delikatnie usiłował przyciągnąć ją bliżej.

      – Poczekaj wariacie, – zaczęła się śmiać, ale musnęła ustami jego usta – musimy dotrzeć do domu.

      – Jesteś okrutna – opuścił ręce, bo drzwi od winy właśnie się otworzyły.

      – Jakoś to przeżyjesz… – Przeszła obok, ale ręka mimochodem znalazła się na jego pośladku.

      – Chodź szybko do tego piekielnego samochodu… – Grzesiek złapał ją nerwowo za rękę i szybko skierował się na parking przed hotelem – nie ręczę za siebie.

      – Ale cię wzięło kochany… – szepnęła, ale wcale się nie opierała. Myślała, jak Grzesiek zareagował na małego Jamesa, widziała jak przyglądał się dziecku, kiedy trzymała go na rękach. Miała nadzieję, że teraz łatwiej będzie przeprowadzić plan, jaki ułożyły razem z Agnieszką.

      – Wiesz, tak się zastanawiam, – powiedział cicho, – kto kogo będzie teraz ciągnął do łóżka…

      Spojrzała spod półprzymkniętych powiek i wygodniej usiadła w fotelu, sukienka podwinęła się ukazując więcej, ale niczego nie poprawiała. Widziała rosnące pożądanie w jego oczach i to się jej podobało.

      – Pospiesz się… – powiedziała zmysłowo i przesunęła mu dłonią po udzie. Czuła jak zadrżał pod dotykiem ręki.

      – Przestań… nie mogę się skupić. – Głos miał zachrypnięty.

      – Sam zacząłeś… – kontynuowała wędrówkę ręką po udzie – a teraz każesz przestać…

      – Skarbie, proszę… – chwycił jej dłoń i przyciągnął do ust. W tym czasie dojechali do domu, Grzesiek wysiadł i otworzył drzwi pomagając jej wysiąść.

      – Teraz pokażę ci mała zołzo, jak to jest, kiedy ktoś się nad tobą znęca! – Pociągnął ją za sobą.

      – Obiecanki, cacanki… – uśmiechnęła się wchodząc do mieszkania. Nie zapaliła światła tylko pociągnęła go za krawat do sypialni.

      – Zaraz zobaczymy… – przewrócił ją na łóżko i zaczął zsuwać ramiączka od sukienki.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      Obudził się i spojrzał na zegarek stojący obok łóżka. Było prawie dwadzieścia po siódmej. Kaśka spała, a delikatny uśmiech błądził po twarzy. Ostrożnie wysunął się, żeby jej nie obudzić. Zarzucił na siebie koszulę i poszedł do kuchni zrobić kawę i przygotować śniadanie. Chciał ją zaskoczyć. Z lodówki wyjął mozarelle, pomidory, oliwki, zrobił włoski sos, tosty i kawę. Wrócił do sypialni. Śniadanie położył na stoliku i wsunął się z powrotem pod kołdrę. Nachylił się, muskając ustami jej zamknięte oczy. Wyczuła pieszczotę, wyciągnęła rękę, żeby go przytulić, ale wciąż pozostawała na pograniczu snu. Miała wrażenie, że Grzesiek coś mówi, że kocha ich oboje… uśmiechnęła się i położyła dłoń na brzuchu jakby szukając tego „kogoś”, ale napotkała na pustkę. Rozczarowana otworzyła oczy i spojrzała na pochylającą się, uśmiechniętą twarz własnego męża.

      – Myślałem, że nie wstaniesz – szepnął – chyba coś fajnego ci się śniło, bo tak słodko się uśmiechałaś…

      – Wiesz, co mi się śniło? – Obróciła się na bok, żeby się wygodniej ułożyć. – Dowiedziałam się, że jestem w ciąży, i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wezmę na ręce nasze dziecko…

      – Kto wie co będzie po dzisiejszej nocy… – uśmiechnął się łobuzersko i poprawił poduszkę, żeby było jej wygodniej – zobacz, co zrobiłem – wskazał ręką na tacę.

      – Śniadanie? – Patrzyła z niedowierzaniem. – Co się stało?

      – Nic… pomyślałem, że się ucieszysz.

      – Bardzo… – pocałowała go w nagie ramię – tylko musimy się pospieszyć. Mieliśmy rano jechać, a trochę pospaliśmy…

      – Po ostatnich przeżyciach, chyba nie za długo – przewrócił ją na plecy i nachylił się całując odsłonięty brzuch – poza tym jest wcześnie, zdążymy, cztery godziny i będziemy na miejscu.

      – Wariacie, pozwól zjeść, inaczej nie będę miała siły! – Usiłowała się opędzić.

      – Grunt, żebym ja miał… – Uśmiechał się, ale posłusznie sięgnął po tacę i postawił obok.

      – Jak

Скачать книгу