Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 32
– Może on ci czegoś dosypał, co? Może robisz to wbrew swojej woli?
– Ta, jasne, jestem jego seksualną niewolnicą.
– Nawet sobie tak nie żartuj!
O rany! Ale się wkurzył.
– Trey, chcę to zrobić, nie potrafię ci tego wyjaśnić… Po prostu tego chcę i już.
– Przecież nawet go nie kochasz.
– Lubię go.
Znowu to spojrzenie.
– Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że powinnaś wyjść za mąż za wszystkich swoich kolegów! Ich też lubisz!
– Troszczy się o mnie.
– No jasne, szczególnie jak pozwolił ci wracać samej do domu po tym, kiedy dowiedział się, że jesteś dziewicą – potrząsnął głową. – W ogóle dlaczego mi od razu nie powiedziałaś? Jestem cholernie zły, że mnie okłamałaś!
– Przepraszam, nie chciałam, byś go zabił.
– A żebyś wiedziała, że bym tak zrobił! Teraz też mam ochotę go udusić!
– Daj spokój, Sed to dobry facet…
– Boże, czy ty się słyszysz? – spojrzał na mnie żałośnie.
– Mówię jak kompletna idiotka? – skrzywiłam się.
– No – przyznał mi rację, ale podszedł do mnie i przytulił. – Jeśli chociaż raz będziesz przez niego płakała, to on tego pożałuje, wiesz o tym?
– Wiem. – Wtuliłam się w jego silne ramiona.
– Jesteś dla mnie najważniejsza, mała, dobrze wiesz, że gdyby nie mój pociąg do penisów, już dawno byłabyś moją żoną.
– Wiem, Trey, ale kochasz penisy, a ja nie będę się z nikim dzieliła moim facetem i jego penisem – spojrzałam na niego i oboje się uśmiechnęliśmy.
– Oj, Reb, nigdy bym się nie spodziewał, że będę kiedyś dawał ci błogosławieństwo – roześmiałam się w głos.
– Więc dajesz, tak?
– Jeśli zobaczę, że się wahasz choć odrobię w dniu ślubu, to cię porwę sprzed ołtarza! Jak Boga kocham!
– Och, Trey! – Rzuciłam się mu na szyję. Na niczyim zdaniu nie zależy mi tak jak na jego.
– Czy twój przyszły mąż wie, że wczoraj odebrałem ci dziewictwo? – zapytał pół żartem, pół serio.
– Wie, ale właściwie to odebrałeś mi je trochę ty, trochę Sed, a trochę ginekolog – parsknęłam śmiechem.
– Powinnaś trafić za to do Księgi Rekordów Guinnessa! – postawił mnie na podłodze i potargał włosy. – Więc zamieszkasz u niego, tak?
– Ty też, do czasu wyjazdu w trasę. On ma basen! – podekscytowałam się jak mała dziewczynka.
– Więc teraz ja będę słuchał co noc twoich jęków?
– No coś ty! Mam chytry plan, że zrobimy to dopiero po ślubie! Dobre, co?
Mało się nie przewrócił ze śmiechu.
– Oj, biedny Mills!
– Zobaczymy, czy jest mnie wart! – wskoczyłam na szafkę w kuchni i zadowolona z siebie pomachałam nogami.
***
Właśnie stoję przed wielkim domem Sedricka Millsa w najmodniejszej dzielnicy Hollywood. Trey wypakowuje nasze walizki z taksówki. Ma ich więcej niż ja, no cóż.
– Wystawić rachunek na pana Millsa? – zapytał taksówkarz. Trey spojrzał na mnie pytająco.
– Nie, ja zapłacę – wyciągnął portfel i uregulował rachunek. Skąd ma pieniądze? Zmrużyłam oczy.
– Skąd masz kasę?
– Dostałem stypendium, jest przecież koniec miesiąca.
– No tak, ja też powinnam mieć wypłatę – skrzywiłam się na myśl, że Suzanne mi nie zapłaciła.
– Za niecałe trzy tygodnie będziesz żoną milionera, nie musisz się martwić o pieniądze.
– Pewnie walnie taką intercyzę, że i tak nic mi nie przypadnie – zaśmiałam się, a Trey pokręcił głową. Wtaszczył nasze walizki do środka i aż zagwizdał. Dom zrobił na nim ogromne wrażenie, na mnie zresztą też. Chyba w życiu nie będę w stanie się do tego przyzwyczaić.
– Gdzie mój pokój? – wyszczerzył zęby.
– Nie mam pojęcia.
– Sed jest w domu?
– Nie mam pojęcia – roześmiałam się.
– Ale z ciebie narzeczona. – Trącił mnie biodrem tak, że prawie się przewróciłam, ale mnie złapał.
– Chodź, obejrzymy sobie dom sami – chwyciłam go za rękę i ruszyłam do kuchni. Tu byłam, więc od razu przeszliśmy do salonu. O łał.
– Widzisz to, co ja? – zapytał z rozdziawioną buzią, a ja miałam podobną minę.
– Mówisz o tym kinie domowym, stole do bilarda czy o kominku?
– Cholera, on ma wszystkie gry na xboxa! – aż podskoczył i zaczął przeglądać wielką ścianę filmów i gier. Mnie zainteresował instrument w rogu salonu. To piękny czarny, klasyczny fortepian. Usiadłam i otworzyłam klapę, wydałam kilka dźwięków. Trey odwrócił się w moją stronę.
– Jezu, nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałem, jak grasz. – Podszedł do mnie z uśmiechem.
– Ja też – westchnęłam cicho.
– Nie brakuje ci tego?
– Nie… Nie wiem.
– Szkoda, że zrezygnowałaś ze studiów. Naprawdę miałaś talent.
– Trey, nie zaczynaj – rzuciłam mu karcące spojrzenie.
– Tak tylko mówię. Ale szkoda, że przestałaś grać.
– To drogie hobby, wiesz ile kosztowały mnie lekcje. No i w życiu nie byłoby mnie stać na własny fortepian.
– Wiem, Reb. Zagraj coś… – przysiadł obok na stołku przed