Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 31
– Sed, to chyba nie najlepszy pomysł. Nie stać mnie, by u ciebie mieszkać, Treya zresztą też.
– Oj, przestań z tą kasą. Nie wezmę od ciebie ani centa. Proponuję ci, żebyś zatrzymała się u mnie na te trzy tygodnie, zanim wyjedziemy w trasę. Będzie wszystkim wygodniej. Chłopaki codziennie będą mieli próby, a ty będziesz sobie mogła ćwiczyć w mojej sypialni.
– No wiesz co! – oburzyłam się, aż ludzie na nas spojrzeli.
– Na rurze ćwiczyć, Reb! – wyjaśnił, rozbawiony moim oburzeniem.
– A! – spłonęłam ze wstydu. O czym ty myślisz, Reb? Zażenowana dokończyłam sałatkę w dwóch kęsach.
– Więc jak?
– Zastanowię się – odburknęłam.
– Nie czuj się do niczego przez to zobowiązana, okej?
– Dlaczego to robisz? – spojrzałam, czując się jak kretynka.
– Robię to bezinteresownie, jeśli to masz na myśli.
– Pytam, dlaczego naprawdę to robisz? Masz jakiś życiowy dług do spłacenia czy co? – znowu się roześmiał.
– Niech będzie, że to coś w tym rodzaju, jeśli to ma ci ułatwić decyzję.
– Po prostu nie rozumiem. Ludzie nie są tacy bezinteresowni, nie pomagają obcym ot tak.
– Nieźle ci życie dało po tyłku, co? – spojrzał tak ciepło.
– Nie było mi łatwo z matką alkoholiczką – wyznałam szczerze.
– Mimo to nadal ją kochasz i boli cię to, jaka jest, że ci nie pomaga, nie wspiera…
– Sed, nie wiesz, jak to jest wracać ze szkoły w strachu, czy matka sprowadziła sobie nowego faceta, w strachu przed tym, czy jest tak bardzo pijana, że śpi, czy jeszcze się nie dobiła i będzie krzyczała albo w złości zamknie cię w pokoju na klucz bez kolacji…
Jego oczy zrobiły się wielkie.
– Nie wiesz, jak to jest obudzić się rano w Boże Narodzenie z nadzieją, że święty Mikołaj przyniósł ci jakiś prezent, a zamiast choinki, świątecznego stołu pełnego smakołyków zobaczyć matkę nieprzytomną w kuchni z podciętymi żyłami.
– Mój Boże, Reb… – chwycił mnie za dłoń.
– Zadzwoniłam na pogotowie i ledwo ją odratowali. Potem przez chwilę było lepiej, nie piła, nie biła…
– Matka cię biła? – zapytał udręczony.
– Nie, głównie wrzeszczała do czasu tej afery z ciążą, a potem znowu się zaczęło…
– Jaką ciążą?
– Udawaliśmy z Treyem parę w liceum, no wiesz, on się wstydził tego, że jest gejem. Byłam jego przykrywką i jedna z dziewczyn rozpowiedziała, że jestem w ciąży. Afera na całą szkołę, matka wstydziła się wychodzić z domu. Treya prawie wyrzucili, a mnie chcieli zmusić, bym usunęła ciążę, ale żadnej ciąży nie było. Uwierzyli dopiero, gdy siedziałam na fotelu ginekologicznym i lekarz robił mi usg.
– Przykro mi. – Chyba nie wiedział, co ma powiedzieć.
– Po prostu ciężko mi uwierzyć w czyjeś dobre chęci… Wiem, że jestem czasami zbyt nerwowa i chamska, ale wolę być taka niż dać się zgnoić. Za wiele już się napłakałam w życiu i obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy nie będę płakać przez faceta. Facet nie zniszczy mi życia, tak jak mój ojciec zniszczył życie mojej matce.
– Wiesz, kto jest twoim ojcem?
– Nie, to znaczy podobno jakiś znany polityk czy coś, ale matka nigdy nie chciała mi podać nazwiska. To był romans, on miał żonę, rodzinę…
– Kazał twojej matce usunąć ciążę? – pytał dalej. Nie wiem czemu, ale po prostu chciałam mu o tym wszystkim powiedzieć.
– Tak, dał jej nawet na to pieniądze, ale, jak widać, tego nie zrobiła.
– I chwała jej za to.
– Wcale nie, była… jest gównianą matką! – łzy napłynęły mi do oczu.
– Reb… – chwycił moją dłoń.
– Nie! – wyrwałam ją. – Taka jest prawda! Gdyby mnie nie urodziła, byłaby szczęśliwa. Zniszczyłam jej życie – zakryłam twarz włosami, by nie było widać łez płynących po policzkach.
– Kurwa, nie mów tak! – wstał i nie zwracając uwagi na tych wszystkich ludzi, chwycił mnie w ramiona. – Zabraniam ci tak myśleć! – wsunął obie dłonie w moje włosy i zmusił, bym na niego popatrzyła. – Jesteś cudowną dziewczyną… kobietą. Masz ogromne serce, ogromne jaja, a przy tym jesteś najsłodszą istotą, jaką spotkałem w życiu. Gdybym nie był takim idiotą i tchórzem, wsadziłbym cię teraz w samochód, wywiózł do Vegas i się z tobą ożenił.
Patrzyłam w jego szmaragdowe oczy, nie mając pewności, czy dobrze usłyszałam. Wszystko straciło znaczenie, gdy mnie na koniec pocałował. Oderwałam stopy od podłogi i objęłam go mocno. Poczułam nagły przypływ niekontrolowanych uczuć, moje ciało przeszedł cudowny dreszcz pożądania.
– Zróbmy to – wyjęczałam w jego usta.
– Tutaj? – zapytał zaskoczony moją reakcją.
– Nie, w Vegas, zabierz mnie do Vegas i ożeń się ze mną, Sedricku. – Oderwał się od moich ust i spojrzał, jakby zobaczył ducha.
– Naprawdę tego chcesz? – zapytał z niedowierzaniem.
– Jeśli to, co powiedziałeś, jest prawdą, to tak.
– Oczywiście, że jest prawdą.
– Więc moja odpowiedź brzmi: tak – uśmiechnęłam się, sama nawet nie wiem czemu. To jakieś kompletne szaleństwo, a ja naprawdę tego chcę.
– Gramy koncert w Vegas właśnie za trzy tygodnie, to pierwszy na naszej trasie.
– Rozumiem, że ustalasz termin, tak?
Też się uśmiechnął i pocałował mnie, odbierając oddech. Ludzie patrzyli na nas jak na idiotów. Strzeliło kilka fleszy i wiem, że jutro będzie z tego niezła afera na pierwsze strony gazet. Jakiś paparazzo bez skrępowania zrobił nam zdjęcie i zapytał o datę ślubu. Sed zbył go głupim żartem i dodał mi na ucho:
– Witaj w moim świecie, kochanie. – Po czym zapłacił, objął mnie i wyszliśmy z lokalu.
***
– Zwariowałaś?!