Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 35
– A twoja siostra?
– To znaczy?
– No, opowiedz coś o niej. – Byłam bardzo ciekawa.
– Jest rok młodsza od ciebie, ma pstro w głowie i bzika na punkcie mody. Studiuje to… – odpowiedział z taką czułością. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak się przedrzeźniają, a tak naprawdę on za nią przepada i bardzo ją kocha. To takie słodkie.
– Fajnie. Jak ma na imię?
– Jessica.
– Jest śliczna – stwierdziłam przypominając sobie dziewczynę ze zdjęcia. Brunetkę o oczach identycznych jak brat.
– Nie tak jak ty.
Dotknął mojego policzka. Och!
– Mieszkają w Los Angeles? – pytałam dalej, mimo jego oczywistych chęci. Postanowiłam przecież przetrzymać go z seksem do ślubu. O rany! Jak to brzmi.
– Jess tak, studiuje tutaj. Rodzice mieszkają w Nowym Jorku.
– Pochodzisz z Nowego Jorku?
– Tak, a ty?
– Z Portland, a raczej z małej miejscowości pod Portland. – Nie wiem, czemu poczułam się głupio, mówiąc o tym.
– Jak się znalazłaś w Los Angeles?
– Wyjechaliśmy z Treyem zaraz po skończeniu liceum. Poczekał na mnie dwa lata, odłożyliśmy wszystkie pieniądze na bilety, wsiedliśmy w samolot i przylecieliśmy tutaj z zamiarem podbicia świata. No wiesz, jak każdy…
Uśmiechnął się.
– Wiem. No i co? Udało się?
– Chyba tak, za niecałe trzy tygodnie zostanę żoną menadżera najlepszego zespołu rockowego w branży – puściłam do niego oczko.
– Nie myślałaś o powrocie na studia?
O nie! Znowu się zaczyna.
– Sed, proszę…
– Pomogę ci, opłacę wszystko…
– Ruszamy w trasę.
– Wiem, nie mówię, że teraz. Ale za rok, jak to szaleństwo się skończy…
– Nie wybiegam myślami tak daleko, Sed.
– Może powinnaś.
– Na razie jestem przerażona tym, co się dzieje. Tydzień temu tańczyłam w klubie, a teraz jestem tutaj…
– To chyba korzystna zmiana? – spojrzał niepewnie.
– Niech pomyślę. Taniec w klubie czy pławienie się w luksusach? Trudny wybór.
Trącił mnie ramieniem.
– Żartownisia z ciebie.
– Pokażesz mi w końcu resztę domu?
– Nie wypakowujesz się?
– Zajmie mi to jakieś siedem minut, zrobię to później.
– Jak długo lekarz kazał ci poczekać z seksem? – wypalił z tym błyskiem w oku.
– Co najmniej dwa tygodnie – skłamałam. Jak mu powiem, że tydzień, to będę się z nim użerała przez dwa, a tak to tylko tydzień. Może jakoś uda mi się go przetrzymać.
– Dwa tygodnie? – skrzywił się z niezadowolenia.
– No co ja ci poradzę – wzruszyłam ramionami i próbowałam się nie roześmiać.
– Myślałem, że dwa, no może trzy dni…
– Może jakoś wytrzymasz. – Poklepałam go pocieszająco po ramieniu.
– To będą ciężkie dwa tygodnie! – westchnął głośno i w końcu oprowadził mnie po domu. Miał wszystko! Dosłownie wszystko. W piwnicy kino, saunę i wielki zapas alkoholu. Na parterze oprócz kuchni, salonu i jadalni były trzy łazienki i dwa pokoje gościnne, na piętrze sypialnia główna i cztery dodatkowe, a także gabinet i biblioteka. Obok domu głównego drugi, mniejszy, choć to pojęcie względne, bo i tak ogromny. Urządził w nim studio nagrań i salę prób. Garaż na pięć samochodów. O basenie już wspominałam. Byłam w lekkim szoku. Nie! W ogromnym szoku.
Trey od razu się zadomowił. Dostał pokój na parterze, własną łazienkę i garderobę. Gdy wróciliśmy z oglądania, siedział w salonie z chłopakami i grali na xboksie.
– Cześć, Reb! – krzyknęli chórem.
– Cześć – pomachałam i klapnęłam obok Ericka.
– Jak tam? Podoba ci się dom? – Wciągnął mnie na swoje kolana.
– Jest ogromny. Można się tu zgubić.
– Tylko nie pomyl sypialni któregoś razu! – odezwał się Nicki i puścił mi oczko.
– Do mojej możesz się zabłąkać! – Simon spojrzał na mnie wymownie.
– Zapomnij, stary! Nie słyszałeś najnowszych ogłoszeń parafialnych? – wypalił Alex.
– Coś tam słyszałem, ale to chyba jakaś ściema, co Reb?
No i co ja mam mu powiedzieć? O rany!
– Będziesz nam sypał kwiatki do ołtarza, Simon! – Na szczęście przyszedł Sed. Ten Simon faktycznie jest napalony na wszystko. Przeraża mnie.
– W tamtym tygodniu już byłem na jednym twoim ślubie, Sed! Znowu masz zamiar spierdolić? – roześmiał się, a chłopaki razem z nim.
– Jeśli to zrobi, to będzie największym idiotą na świecie. – Trey wstał i ściągnął mnie z kolan Ericka, widząc moją zniesmaczoną minę.
– Nigdzie się nie wybieram. – Sed chyba opanował wybuch gniewu.
– To gdzie ten pierścionek? – Nicki chwycił mnie za dłoń i zaczął oglądać moje palce.
– Będzie i pierścionek. Nie wasza sprawa, gnojki!
Rany, nie chcę tego słuchać. Teraz będą mu dogryzać cały czas. Mnie też?
– Pójdę się wypakować. – Uciekłam jak najszybciej. Na szczęście ani Trey, ani Sed, ani żaden z chłopaków za mną nie przyszedł. Dobrze, bo chyba potrzebuję pobyć sama. Czuje się tym wszystkim przytłoczona.
***