Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 64
– To bez sensu zmieniać tancerkę w trakcie trasy. Jenna sobie na pewno poradzi, ja zostanę tutaj i wrócę do pracy w klubie.
– Nie! Nie możesz mi tego zrobić, Reb!
– Nie chcę być piątym kołem u wozu w trasie, w busach nie ma za dużo miejsca. Nie pomieścimy się.
– Pomieścimy! Jeśli będzie trzeba, kupię trzeci bus, tylko dla nas.
– Dla nas? – serce mi zadrżało.
– Tak, dla mnie i mojej świeżo poślubionej żony. – Objął mnie i wyszczerzył zęby.
– Cały bus? Tylko dla nas?
– Tak. Będę cię mógł pieprzyć do woli bez skrępowania, że ktoś wlezie albo nas zobaczy.
– Próbujesz mnie przekupić?
– Tak. Postaw swoje warunki.
– Jenna ma faceta prawda? – Sed uniósł brwi.
– No, chyba tak.
– Więc powinna stronić od chłopaków, szczególnie od Simona i Nickiego.
– Ja to z nimi załatwię.
Jasne, pomyślałam sobie, tak to załatwił, że Simon dwa razy prawie mnie bzyknął w jego własnym domu.
– Nie. Mój warunek jest taki, załatwiasz trzeci autobus: dla mnie, dla Jenny i dla Treya.
– Co?! – Opuścił ręce.
– Trey za bardzo szaleje, chcę mieć go na oku. Pobyt w busie z Simonem i Nickim nie wpłynąłby na niego dobrze.
– A ja?! – zrobił taką minę, że ledwo opanowałam śmiech.
– Zostaniesz w dużym busie.
– Tak bez ciebie?
– Będziesz mógł przyjść do mnie zawsze w nocy, jeśli będziesz miał ochotę.
– Po co to utrudniać? I tak przesiadywałbym tam cały czas.
– Chcesz spędzać ze mną cały czas?
– Każdą wolną chwilę.
– Nie sądzisz, że wtedy za szybko ci się znudzę?
Odpowiedział mi pocałunkiem. To chyba miało świadczyć o tym, że nie znudzę mu się tak szybko. Uśmiechnęłam się, czując, że to moje kolejne małe zwycięstwo. Odzyskuję kontrolę nad swoim życiem.
– Co ze ślubem? – zapytałam, gdy skończył mnie całować.
– Co tylko zechcesz. Chcesz wesele?
– Nie.
– To nie będzie wesela.
– Chcesz limuzynę?
– Nie wiem. Pytam raczej o to, kogo chcesz zaprosić.
– No jak, kogo? Chłopaków…
– Tylko?
– A kogo chciałaś jeszcze?
– Rodziców?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Chcesz zaprosić swoją matkę?
– Miałam na myśli twoich rodziców, Sed.
Mina mu zrzedła.
– To nie jest dobry pomysł, oni…
– Wiem, chcą Karę, nie mnie… Rozumiem. Nie było tematu – uśmiechnęłam się, by wiedział, że nie mam z tym problemu. Sama staram się do tego przekonać.
***
Kolejne dni to kompletne szaleństwo. Sed wziął sobie do serca moją prośbę i naprawdę załatwił ten trzeci autobus. Zamówił go z konkretnymi wytycznymi, co chwilę się ze mną konsultował, pytał o kolory, rodzaj drewna. Sypialnia została trochę pomniejszona na korzyść łazienki. Będą w nim cztery prycze do spania i jedna większa sypialnia, oraz salonik z kuchnią. Chłopaki z zespołu przyklasnęli mi, że dodatkowy autobus to dobry pomysł. Będą mogli spokojnie wypocząć, gdy nie będzie miejsca w tamtych dwóch busach. Trey dalej gada z Simonem, ale odkąd Simon mnie przeprosił, trochę inaczej na niego patrzę. Praktycznie się do mnie nie odzywa, z czego się cieszę. Może faktycznie odpuścił? Dobrze by było.
***
Na dzień przed wyjazdem do Vegas Trey wyciągnął mnie, bym wybrała sobie suknię ślubną. Ani moja matka, ani rodzice Seda nie wiedzą o ślubie. To znaczy, pewnie wiedzą – z gazet, ale nikt prócz chłopaków z zespołu, Jenny, Treya i ekipy nie jest zaproszony. Jutro jest wieczór kawalerski Seda i cholernie mnie martwi, co oni wymyślą. Ja z tego względu, że moimi jedynymi koleżankami były dziewczyny z klubu, nie wyprawiam panieńskiego. Spędzę sobie za to cały dzień w spa. Zdjęli mi już szwy, ale mam okropną bliznę, szczególnie na łydce. Jenna podpisała kontrakt i to ona zapewne będzie tańczyła przez całą trasę. Już się chyba z tym pogodziłam. Okazała się naprawdę superdziewczyną, spędzimy ten dzień w spa we dwie. Ona ma faceta, więc nie interesują jej chłopcy. Już pierwszego dnia dała kosza Simonowi, na co reszta chłopaków dała sobie spokój. Laska ma jaja i jest taka pewna siebie. Można jej tego pozazdrościć.
– Zaraz się popłaczę! – wypalił Trey, widząc mnie w pierwszej sukni.
– Przestań, bo ja też! – Dziewczyna, która nas obsługiwała, podała nam pudełko chusteczek i zaczęła wymieniać, z czego suknia jest uszyta, jakiego rodzaju kryształów użyto i takie tam. Żeby mi to coś mówiło!
– Sed wie, że wybieramy suknię?
– Tak, mówiłam mu rano, ale nie wiem, czy to przyswoił, bo kłócił się z producentem przez telefon.
– Pokażesz mu się? – Wstał i poprawił mi długi do ziemi welon.
– Dopiero w dniu ślubu.
– Przecież nie jesteś przesądna, mała.
– Wiem, ale chcę, żeby miał niespodziankę.
– Podoba ci się? – spojrzał na mnie w lustrze.
– Ładna, ale chyba nie w moim stylu.
– Chcesz wyglądać jak wielka beza?
Trąciłam go w ramię.
– Nie, chcę czegoś prostego, bez tego tutaj – pokazałam na falbanki u dołu sukni.
– Myślę,