Na szczycie. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 7

Na szczycie - K.N. Haner

Скачать книгу

– wrzasnęłam i teraz on się roześmiał.

      – Więc gdzie?

      – Oj, nie wkurwiaj mnie. I tak ten dzień jest do dupy.

      – Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopaki by cię polubili.

      – Marnujesz czas.

      – Nie wysłuchasz mnie nawet?

      – A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies.

      – Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów?

      – Dobrze się czujesz? – spojrzałam na niego dziwnie i przytknęłam dłoń do jego czoła.

      – Doskonale, właśnie dziś w dniu mojego ślubu uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś.

      – No i odmieniłeś, wylali mnie.

      – Nie o to mi…

      – Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.

      – Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.

      Znowu się roześmiałam:

      – Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie.

      – Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia?

      Wzruszyłam ramionami. Fakt, w sumie niewiele. Oprócz dziewictwa, które zaczyna mi już ciążyć, ale to inna sprawa.

      – Przemyślę to.

      Uśmiechnął się szeroko, ukazując dwa cudowne dołeczki w policzkach. Chyba zagapiłam się na nie, na jakieś pięć minut.

      – W takim razie jedźmy na ten obiad – powiedział.

      – Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad – zmarszczyłam brwi.

      – Burczy ci w brzuchu – spojrzał na niego wymownie. Speszona zakryłam dłonią te okolice. Cholera! Faktycznie nic dziś nie jadłam, jestem na tej swojej durnej diecie. Nic nie jeść i jakimś cudem nadal żyć.

      – Nie mam pieniędzy na obiad – przyznałam szczerzę. W moim portfelu zostały jakieś trzy dolce.

      – Przecież to ja zapraszam, więc nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…

      – Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciłam.

      – To będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – dokończył.

      – Dobrze, jedźmy – machnęłam ręką na odczepnego.

      – Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – powiedział i zsunął dłoń na moje kolano.

      – Hola! Ręce przy sobie! – trzasnęłam go po palcach, a on się znowu uśmiechnął. Jego szmaragdowe oczy zabłysły. Ruszył z piskiem, aż wcisnęło mnie w siedzenie. Ja chyba oszalałam, że siedzę z obcym facetem i jadę z nim na obiad, rozważając jakąś absurdalną propozycję.

      ***

      Lokal, do którego mnie zabrał, to uosobienie elegancji i luksusu. Ja w trampkach, szortach, topie i mokrych włosach kompletnie tu nie pasuję. Nic dziwnego, że kelner patrzy na mnie, jakbym miała dwie głowy i cztery ręce. Zaprowadził nas do stolika na tarasie i podał kartę. Rozejrzałam się, podziwiając widok; to hotelowa restauracja przy samej plaży. Posiłek w takim miejscu musi kosztować więcej niż moja dotychczasowa miesięczna pensja.

      – Na co masz ochotę? – zapytał, spoglądając na mnie znad menu. Na twoje usta! – pomyślałam i od razu wybiłam sobie tę myśl z głowy. Co się ze mną dzieje? Reb, opanuj się!

      – Nie znam włoskiego… – Moje policzki spłonęły żywym ogniem. Czemu się tak zawstydziłam?

      – Lubisz owoce morza?

      – Nie.

      – A makaron? – uśmiechnął się, jakby słowo makaron znaczyło coś innego, niż znaczy.

      – Lubię, ale nie powinnam go jeść.

      – Jesteś uczulona?

      – Nie, jestem na diecie.

      Odłożył kartę i odsunął się od stolika, by na mnie spojrzeć.

      – Oczyszczasz organizm?

      – Tak, z tłuszczu – nie wiem, dlaczego mnie to tak rozbawiło. Nie ma to jak śmiać się z własnej głupoty.

      – Jadłaś dzisiaj coś? – zapytał z przejęciem.

      – Nie – znowu się zarumieniłam. Czuję się jak małe dziecko karcone przez rodzica albo przez seksownego wujka. Pokręcił z dezaprobatą głową i zamówił za nas oboje, po włosku, więc nic nie zrozumiałam. Jedyne co wychwyciłam, to słowo pasta, więc będzie nieszczęsny makaron. W krępującej, przynajmniej dla mnie, ciszy czekaliśmy na dania. Mam wrażenie, że tylko ja czuję się dziwnie, on ciągle mi się przygląda i nic nie mówi. Cholernie to irytujące, więc postanowiłam przerwać tę ciszę:

      – Opowiesz mi o zespole?

      Uśmiechnął się szeroko, a mnie zaparło dech. Chyba się zakochałam…

      – Jasne, co chcesz wiedzieć?

      – Jacy są chłopcy? – wydukałam, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Jest taki nieprzyzwoicie przystojny, te jego ciemne ułożone włosy, zapewne na co dzień się tak nie nosi. Wątpię, by menadżer takiego zespołu chodził codziennie w garniturach i w krawacie.

      – Jak to gwiazdy rocka: głośni, nieposłuszni i cholernie utalentowani.

      – Uwielbiam ich – zapiszczałam jak durna fanka. Cholera, Reb!

      – Chcesz ich poznać?

      – Są w Los Angeles? – znowu zapiszczałam.

      – Tak, w tym hotelu… O, i właśnie przyszli – powiedział i wstał. Odwróciłam się w kierunku wejścia na taras i zobaczyłam pięciu facetów z mokrych snów wszystkich nastolatek i gospodyń domowych. Słodcy, źli i grzeszni. Mój Boże, nazwa zespołu oddaje doskonale to, jak wyglądają.

      – Stary, ale dałeś popis. Nawet ja bym nie spierdolił sprzed ołtarza takiej lasce! – krzyknął z daleka Nicki Dark, wokalista. Połowę włosów miał zafarbowaną na czerwono, drugą

Скачать книгу