Na szczycie. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 9

Na szczycie - K.N. Haner

Скачать книгу

zaraz… Jak to, nie uprawiasz seksu? – pokręcił głową, jakby oszołomiony.

      – No nie uprawiam.

      – W ogóle?

      Pokiwałam głową.

      – Jesteś lesbijką?

      Roześmiałam się w głos:

      – Nie, to znaczy czasami mam takie myśli, ale nie.

      – Kiedy ostatnio byłaś z facetem? – opadł na krzesło i przestał jeść.

      – Zależy, co masz na myśli, mówiąc „byłaś”.

      – No kiedy ostatnio kochałaś się z facetem?

      Spojrzałam na niego i przygryzłam wargę. Przecież nie przyznam się, że nigdy.

      – Dawno temu…

      – To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina – jakby odetchnął z ulgą.

      Jazda na rowerze? Jasne ale najpierw trzeba wsiąść na ten rower, pomyślałam.

      – Wracając do rozmowy, nie zostawię Treya.

      – Niech jedzie z nami – wypalił.

      – Co?

      – Niech pojedzie z nami, znajdzie się dla niego jakieś zajęcie.

      – On studiuje.

      – Studia to strata czasu.

      – No nie wiem. Nie sądzę, aby się zgodził.

      – Skoro to twój przyjaciel, powinien zrobić coś takiego dla ciebie, to ogromna szansa.

      – Ja jestem mu winna o wiele więcej, niż on mnie.

      – Pogadaj z nim, najlepiej pogadajmy we dwoje. Co on studiuje?

      – Edycję dźwięku.

      – Żartujesz?

      I w tym momencie mnie oświeciło. Może faktycznie obie sprawy da się połączyć. Taka trasa koncertowa to dla niego także ogromna szansa, olbrzymie doświadczenie, którego nie można porównać do niczego innego. Zaczęłam myśleć, że to może mieć sens. Tylko czy ja tego chcę? Chcę wywrócić swoje życie do góry nogami? Zostawić to pieprzone Los Angeles i ruszyć w świat z zespołem rockowym? Nawet nie wiem kiedy, a minęło całe popołudnie. Rozmawiałam z Sedem o tym, jak to wszystko może wyglądać. Moja praca polegałaby na tańcu podczas koncertów, siedem utworów plus bis. Ale dlaczego wybrał mnie, nie sprawdzając moich umiejętności? Widział mnie raptem chwilę w klubie, ale akurat wtedy przestałam tańczyć, bo go zobaczyłam. To jakieś szaleństwo, kompletne szaleństwo.

      ***

      Sed podjechał właśnie pod moją kamienicę. Wstyd mi, że w ogóle musiał tu przyjeżdżać. Nie stać nas z Treyem na wynajęcie mieszkania w lepszej dzielnicy, więc tkwimy tu już od prawie dwóch lat. Ludzie gapią się na jego furę, jakby przyleciał z kosmosu.

      – Mogę wejść? – zapytał, parkując przy chodniku niedaleko drzwi wejściowych. Cholera!

      – Mam bałagan.

      – Zawsze jesteś taka niedostępna? – uśmiechnął się lekko i westchnął cicho, wbijając we mnie świdrujące spojrzenie.

      – Jestem ostrożna.

      – Nie zrobię ci krzywdy.

      – Moje mieszkanie… nie jest duże ani dobrze urządzone – spojrzałam na niego i w duchu błagałam go, aby odpuścił.

      – Mnie to nie przeszkadza.

      – Nie zaliczysz dziś – uprzedziłam jego zamiary, czym bardzo go rozbawiłam.

      – Dziś?

      – Ani dziś, ani jutro, ani nigdy – wrzasnęłam.

      – Zaproponuj chociaż herbatę.

      – No dobrze, to ci mogę zaoferować – pokręciłam głową z niedowierzaniem, jaki jest uparty. Cenię to w ludziach, ale on mnie irytuje. Jest słodki, a zarazem arogancki i tajemniczy. Wybuchowa mieszanka. Czuję, że ktoś tu będzie cierpiał. I prawdopodobnie będę to ja.

      Otworzyłam drzwi mieszkania i stwierdziłam, że Treya jeszcze nie ma. Może to i lepiej, nie będzie mnie potem wypytywał i sugerował głupot.

      – Zabiję go – pisnęłam, widząc stertę prania na sofie w salonie i górę niepozmywanych naczyń w zlewie.

      – Studenckie życie – powiedział Sed i przeszedł do kuchni, rozglądając się.

      – Wybacz, czasami nie mam czasu sprzątnąć – pokazałam na stos ubrań.

      – Teraz już masz, jesteś bezrobotna – posłał mi ten swój uśmieszek.

      – Bardzo śmieszne, naprawdę – pokazałam mu język i zabrałam ubrania do łazienki. Posegregowałam je na pralce i wróciłam do kuchni, gdzie mój gość właśnie sam się obsługiwał. Wygrzebał ze sterty naczyń dwa kubki, umył je i wstawił wodę na herbatę. Rany, ale wstyd!

      – Gdzie masz herbatę? – zapytał, zaglądając do szafki nad zlewem.

      – W górnej prawej – odpowiedziałam zażenowana i podeszłam, by ją wyciągnąć. On pewnie pije jakieś drogie, dobre herbaty, a w naszej kuchni znajduje się tylko ścierwo za dolara. Jezu!

      – Usiądź. Ja zrobię – zaprotestował, gdy sięgałam po pudełko.

      – Jesteś moim gościem – chwyciłam za gałkę szafki, by ją otworzyć, on zrobił to w tym samym momencie i nakrył dłonią moją dłoń. Szybko cofnęłam rękę, jakby kopnął mnie prąd. Co to, do cholery, było? Spojrzałam na Seda, który wyglądał na zaintrygowanego.

      – Mówił ci ktoś, że masz piękne oczy?

      Uniosłam brwi, robiąc głupią minę, i parsknęłam śmiechem.

      – O cholera. Ale tekst – klepnęłam go w ramię jak starego kumpla.

      – Nie wiem, co w tym śmiesznego, mówię szczerze.

      – To takie skuteczne? Wyrywasz na to wiele lasek? – nie mogłam się opanować, aż oparłam się o blat szafki.

      – Nie wyrywam lasek, mówiłem ci, że do dzisiejszego ranka miałem narzeczoną – warknął oburzony moim durnym zachowaniem. Ale co ja poradzę na to, że tak mnie rozbawił?

      – Przepraszam, nie chciałam cię urazić – opanowałam się i zrobiłam poważną minę. Na jakąś sekundę.

      – Jesteś niemożliwa,

Скачать книгу