Pani Nikt. Pamiętnik. Dominika Budzińska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pani Nikt. Pamiętnik - Dominika Budzińska страница 4

Pani Nikt. Pamiętnik - Dominika Budzińska

Скачать книгу

czas wegetacji.

      Jutro podjadę do biura podróży. W sumie mogłabym kupić przez internet, ale może warto się jeszcze upewnić, zapytać kogoś kompetentnego. Już zapomniałam jak to jest wyjeżdżać na wakacje. Żeby tylko znalazła się jakaś porządna oferta. Święta tuż, tuż.

      23 grudnia

      Jutro wyjeżdżam! Dubaj na mnie czeka. Nikt nie chciał lecieć w Wigilię. Natomiast ja z ogromną przyjemnością. Wieczerzę spędzę w samolocie. Super. Nawet nie poczuję magii jedynego wieczoru w roku. Zamówię mocnego drinka i prześpię drażliwy czas niesiona na skrzydłach potężnej maszyny, pośród okrytych nocą obłoków.

      Spakowałam niewielką walizkę. Jedyne piętnaście kilo, pomimo że mogłabym dużo więcej. Kilka letnich sukienek, dwa kostiumy kąpielowe, bielizna, klapki, sandałki, trampki, lniana biała koszula i spodnie, góra kosmetyków, okulary, kapelusz i parę innych drobiazgów. Cieszę się J

      Wakacje muszą być wygodne. Żadnych obcisłych garsonek, wysokich szpilek, wciągniętego brzucha i tysiąca kroków na wdechu. Luz, tylko luz, relaks i spokój.

      Będę wylegiwać się na pięknej piaszczystej plaży pięciogwiazdkowego hotelu, sączyć martini, pluskać w spienionej morskiej pianie i przechadzać promenadą. Może jakieś zakupy. W końcu mam pięć kilo bagażowej niedowagi.

      Wracam w Nowy Rok. Więc nie mogło być lepiej. Zobaczę to, o czym zawsze marzyłam. Niebo nad Dubajem w sylwestrową noc. Najpiękniejsze niebo na świecie. Ozdobione milionem kolorowych świateł, mieniących się barw. Niebo, na którym świetliste i głośne fajerwerki namalują wyjątkowe pejzaże. Obraz, który pragnę zobaczyć i zapamiętać na długi czas. A potem powrót do nicości, do pustki. Ale to dopiero potem. Może tam wpadnie mi do głowy jakiś genialny pomysł?

      Będę za osiem dni. Pa, pamiętniku.

      3 stycznia

      Jestem. Bez uszczerbku na ciele, umyśle i zdrowiu. To znaczy, dwóch jestem pewna. Z umysłem może być gorzej. Może mi się tylko wydawać. Ale było warto.

      Święta, związany z nimi czas i końcówka zeszłego roku minęła bezpowrotnie. Odeszła w niepamięć. Oczywiście, poza wrażeniami, jakie przyniósł mi wyjazd. Część wspomnień zachowam. Plażę, szmaragdową wodę, martini, wieżowce sięgające chmur i sylwestrowe niebo.

      Nie byłam na zakupach. Tylko raz wyszłam z hotelu. Tydzień przeleżałam na plaży. Mam depresję. Chyba. Cokolwiek do znaczy.

      Wszystko było niby super. Bez zarzutu. Dubaj jest jak z bajki. Ale czegoś wciąż brakowało. Pobyt tam nie przyniósł takiej dawki wewnętrznej euforii, jakiej oczekiwałam. Uciekłam od cholernych świąt i zobaczyłam na żywo to, co co roku dawkowały nam sylwestrowe relacje ze świata. Tylko tyle.

      Powinnam pójść do psychiatry? Może psychologa? Nie wiem. Jezu, nic nie wiem. Zgłupiałam, czy jak? Kim jestem? Co się ze mną dzieje? Ze mną i dotychczas funkcjonującą, świetnie poukładaną, moją osobistą egzystencją. Co?!

      Czuję się strasznie zagubiona. Tak strasznie, że znowu boli. Wszystko boli. Muszę się napić. Już nie pamiętam, kiedy nie musiałam. Może za chwilę już nic nie będę pamiętać.

      Chce mi się płakać. Ostatni raz płakałam całkiem niedawno, po SMS-ie od Marceli, po odejściu Bogdana. Fajny był z niego facet. Taki ciepły i ciapowaty. Pasowali do siebie z Marcelą. Tak, to były dwie pasujące do siebie połówki. Nierozłączne połówki. Ciekawe, co u niej? Może jutro zadzwonię. Bogdan. Szkoda człowieka.

      Trzeba się w końcu rozpakować. Walizka rzucona w korytarzu leży dwa dni. A lodówka ciągle pusta. W Dubaju nadrobiłam zaległości. Jakie tam serwowano śniadania! Można się było najeść na cały długi dzień. Potem jeszcze jakaś wyśmienita sałatka z tamtejszymi przysmakami, taka puszysta i soczysta. I ciasta. Tak dawno nie jadłam ciasta. W Emiratach mają boskie! W ogóle Emiraty są boskie! Świat jest boski! Świat tak, ale nie ja.

      Zaczął się nowy rok. Styczeń, którego nigdy się nie pamięta. W pracy kupa roboty. Więcej niż kiedykolwiek. Zamknięcie roku. Milion spraw i tony papierów. W jakiej pracy? Czyżby tej, której już dawno nie ma? Jezu, ile to dni? Niech policzę. Pięćdziesiąt! Równe pięćdziesiąt! To jakiś znak? Pójdę do wróżki. Do wróżki chyba będzie lepiej, niż do psychiatry, czy psychologa.

      5 stycznia

      Rozpakowałam się. Zrobiłam pranie. Cisza. Za przeszkloną ścianą mróz i zima. Nie szukam pracy. I nie wiem, dlaczego? Nikt nie dzwoni. Nikt nie pamięta. Pani Nikt.

      7 stycznia

      Obudziłam się na wielkim kacu, o ile wiem i rozpoznaję, co to kac. Chyba dawno go nie miałam. Lodówka pełna. Wczoraj zrobiłam zakupy. W Biedronce. Zaczęłam oszczędzać. Kredyt opiewa na całkiem niemałą sumę. Odkryłam super produkty! Kto by pomyślał? W Biedronce?

      17 stycznia

      Zaniedbuję Cię Pamiętniku. Pewnie z powodu stycznia. Taki specyficzny miesiąc. Miesiąc, którego nie ma. Napisałam Pamiętniku? Przez duże P? Jest źle. Gadam z zeszytem. Z kupą papierowych kartek oprawionych w drzewo. Jest gorzej niż źle.

      23 stycznia

      Niech się wreszcie skończy ten ohydny, pozbawiony czci i wiary, styczeń! Umieram.

      1 luty

      Dzięki Bogu. I byle do wiosny. Deszcz ze śniegiem i czasami słońce. Widzę przez przeszkloną ścianę. Oprócz tego chyba już nic nie widzę. Zapłaciłam kolejną ratę. Nie jest źle. Kilka kont w kilku bankach, na których wciąż są tzw. środki. Zakupy w Biedronce. Będzie dobrze.

      Polubiłam leżeć. Leżeć bądź spać. Jest fajnie i nic nie muszę. Czasem muszę siku, ale na szczęście czasem.

      Biedronka ma całkiem niezłe wina. Czy ja spadłam na psy? Nie, na pewno nie. Psy nie kupują w Biedronce.

      Dobrze, że już luty, choć w moim obecnym życiu ten fakt niewiele wnosi. Czas kupić gazetę, taką z ogłoszeniami. Kuźwa, ale jaką gazetę? Jest internet. Jestem stara, pragnę gazety! Czuję się staro, więc w zasadzie nie powinnam niczego pragnąć.

      Wróżka na razie odpada. Przestraszyłam się. Nie chcę wiedzieć, co mnie czeka. Nie chcę znać przyszłości. Za dużo jem. Wczoraj wieczorem pochłonęłam dwie lodówkowe, uginające się półki. Miałam jakiś napad. Napad na żarcie. Nie będę szukać w internecie. Mam ochotę na prawdziwą, pachnącą drukarnią gazetę. Jakoś może się zwlokę, chociaż mam wrażenie, że przywarłam na stałe do mojej drogiej, wygodnej kanapy.

      Wokół chaos. Na stole, w kuchni, na podłodze. Znowu nie wyniosłam śmieci. Nie sprzątam. Odkąd mnie zwolnili nie przychodzi pani Ula. Podziękowałam jej serdecznie i zapłaciłam podwójnie. Nie chcę, żeby ktoś kręcił się po mieszkaniu, w którym przebywam bezustannie od tygodni z częstotliwością dwadzieścia cztery na dobę. Pani Ula jest bardzo miła i potrafiła wspaniale ogarnąć mój bałagan. Tak z połyskiem, tak, jak lubię. Poleciła mi ją znajoma z pracy. U niej też sprzątała, a czasami zajmowała się dziećmi. Pani Ula dorabia na emeryturze i ma złote serce. Przychodziła do mnie raz w tygodniu. W poniedziałki.

Скачать книгу