Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk страница 15

Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk

Скачать книгу

nie chodzi o pieniądze. Ja po prostu nie chcę, żeby państwo zniszczyli ten teren swoją dziwną inwestycją. Czy pani zastanawiała się nad tym, jak zmieni się okolica, gdy wybuduje pani ten ogromny kompleks? Zabetonuje pani plażę nad Bystrą i spory odcinek drogi na Lisią Górę. Nasza uliczka utraci swój spacerowy charakter, stanie się przelotową trasą z parkingiem. Łąki będą tylko wspomnieniem po zieleni. Czy naprawdę warto? Przecież to się nie opłaci. Zmysłowo jest zbyt małym ośrodkiem, żeby ściągnąć tu tylu gości, by wypełnić termy przez cały rok i zapewnić sobie zysk.

      – Planujemy zrobić tu ośrodek konferencyjny. Zamierzamy organizować szkolenia i zjazdy dla różnych instytucji – powiedziała otwarcie Trzmielowa. – Będziemy mieć pokrycie w biznesplanie, to nam się zwróci, może być pani pewna.

      Agata opadła z powrotem na fotel i popatrzyła na nią z rozpaczą.

      – Jak pani może być aż tak cyniczna? Organizuje pani wystawę mojej matki, zbija na niej swój zawodowy kapitał, a jednocześnie próbuje mnie wyrzucić z domu?

      – Proszę nie dramatyzować. Nie chcę pani wyrzucać. Proponuję bardzo godziwą cenę za ten domek i spłachetek ziemi. Jeżeli spyta pani jakiegokolwiek rzeczoznawcy, to się pani dowie, że ten grunt nie jest tyle wart. Już rozmawiałam z wykonawcą hotelu – mogą rozebrać ten wasz dom na drobne kawałki i złożyć do kupy na nowej działce. Dokładam to gratis w pakiecie. To rozsądna propozycja, nie warto odmawiać. Niech pani jej nie odrzuca tak pochopnie jak poprzednim razem, proszę to przemyśleć, jest jeszcze czas – machnęła ręką, bo Agata już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. – Odszkodowanie, nowa duża działka i przeniesienie domu. Proszę się zastanowić nad wysokością rekompensaty, a ja to przedyskutuję ze wspólnikami – głos burmistrzowej był ciepły i słodki jak miód. – Po co pani kłopoty, pani Agato? Kawiarnię poprowadzicie sobie w moim hotelu, będziecie zadowolone z tej propozycji, proszę mi wierzyć…

      Kiedy Agata na nią patrzyła, miała wrażenie, że Małgorzata Trzmielowa czai się do ataku jak głodna kobra. Takie zimne i złe były jej oczy.

      6

      – Jestem zmęczona – szepnęła Agata.

      Daniela kiwnęła domyślnie głową i zabrała Tosię do domu.

      Pod wieczór się wypogodziło, jak często zdarzało się w górach, kiedy rano pogoda była nieznośna, a późniejsze godziny przynosiły uspokojenie. Omówiły z Danielą wszystkie możliwe scenariusze i uznały, że Agata dobrze zrobiła, nie odrzucając od razu propozycji burmistrzowej. To dawało im trochę czasu. Można było pozwolić działać Lucynie, same też mogły lepiej zorientować się w sytuacji. Agata była gotowa zbadać miejsce, w którym Julia znalazła kilkanaście lat wcześniej źródło. Nie zamierzała oczywiście tam kopać, nie była szalona, zresztą do takich prac potrzeba było specjalistycznego sprzętu. Chciała po prostu zorientować się w sytuacji. Daniela uważała, że wszelkie takie obserwacje trzeba przeprowadzać ostrożnie. Nie wiadomo, czy Małgorzata nie miała swoich szpiegów, którzy donosili jej o poczynaniach sióstr.

      Teraz, gdy uzgodniły już wszystkie szczegóły, Niemirska kompletnie opadła z sił. Od wielu dni bez przerwy podejmowała jakieś działania, rozmawiała z rozmaitymi osobami, ciągle mając dręczące poczucie, że stoi w miejscu. Każda sprawa, za którą się zabierała, rodziła nowe, niespodziewane trudności, szła jak po grudzie, wciąż pojawiały się kolejne przeszkody, a przyszłość rysowała się w niewyraźnych, ciemnych barwach.

      – Martwisz się czymś? – usłyszała głos zza ogrodzenia. To był Piotr, ubrany w swój zwykły traperski strój, który tak bardzo lubiła. Otworzył furtkę i stanął przed nią.

      – Już wróciłeś z wycieczki? Tak szybko? Myślałam, że planujecie jakieś nocne ognisko? – zdziwiła się. Bardzo zazdrościła turystom tych wieczornych wypraw z Piotrem. Ogniska na polanie w lesie miały magiczną moc, gdy skry strzelały wysoko, a obręcz ognia sprawiała, że miało się wrażenie, iż wszystko jest możliwe.

      – Zła pogoda. Turyści zaczęli narzekać. To była słaba grupa, spacerowicze. Jak trochę pokropiło, to się przestraszyli.

      – Napijesz się herbaty?

      – Chętnie, ale później. Teraz powiedz, co cię trapi. Szedłem Lisiogórską i już z daleka widziałem, że siedzisz tutaj, wyglądając jak kupka nieszczęścia.

      Westchnęła i opowiedziała mu o ostatnich wydarzeniach dotyczących hotelu. Słuchał uważnie, obgryzając źdźbło trawy.

      – Dobrze, że pojawiła się ta prawniczka. Znam ją. Wynajmuje od lat pokój u naszej sąsiadki, Ewy Jasień, w pensjonacie „Pod Kasztanami”. Wnuki zawsze do niej przyjeżdżają z Warszawy na dwa ostatnie tygodnie sierpnia.

      – Tak, to było na razie jedyne pozytywne zdarzenie – stwierdziła Agata, wciąż mocno przygnębiona.

      – Nie zamartwiaj się tym tak bardzo – powiedział Piotr zdecydowanym głosem. – Już zdążyłem porozmawiać z niektórymi osobami. Nie jesteśmy sami. Pomysł Trzmielów nie wzbudza wcale powszechnego zachwytu. Jaskólski jest oburzony i osobiście buntuje klientów apteki, a wiesz, że farmaceuta ma wielki posłuch w takiej małej mieścinie. Prawie jak lekarz. Zresztą doktor też robi, co może. Większość właścicieli pensjonatów też jest po naszej stronie – boją się, że taki wielki hotel odbierze im gości.

      – To akurat mało prawdopodobne. Do kompleksu pani Małgorzaty będą przyjeżdżali ludzie z bardziej wypchanymi portfelami niż letnicy wynajmujący obecnie pokoje w gospodarstwach agroturystycznych. Poza tym Trzmielowa powiedziała mi, że będą się tu odbywać zjazdy i konferencje, a to poważny klient.

      – Być może, ale ludzie i tak się obawiają. I nie należy im mówić, że będzie inaczej. Agata, to, że Trzmielowa dowodzi, iż wszyscy mieszkańcy Zmysłowa wyglądają hotelu jak przysłowiowa kania dżdżu, wcale nie jest prawdą. Gdybyś przeszła po rynku i pogadała z ludźmi, to byś zobaczyła, jakie plotki już się pojawiają. Śmiem twierdzić, że miasteczko jest podzielone po połowie pomiędzy zwolenników i przeciwników tej inwestycji, więc nie jest tak źle.

      Agata pokręciła głową z niedowierzaniem.

      – Poza tym rozmawiałem już z moimi kolegami z organizacji ekologicznych. Robią, co się da, i nagłaśniają tę sprawę. Jest sezon ogórkowy, prasa nie ma o czym pisać, więc taka afera w małej mieścinie to łakomy kąsek. W dodatku ładnie zbiega się z wernisażem prac twojej matki. Jeden z moich kumpli stwierdził, że jest jak w greckiej tragedii: dyrektorka domu kultury próbuje zniszczyć dom malarki, którą sama promuje. Zupełnie jak w bajce o dobrej księżniczce i złej macosze. Nie zamartwiaj się tak – wzburzyliśmy opinię publiczną i teraz czekamy na efekty.

      – Chciałabym mieć trochę tego twojego optymizmu – westchnęła dziewczyna. – Czasami jestem tym wszystkim taka znużona – poskarżyła się.

      Piotr przyciągnął sobie fotel i usiadł bliżej niej. Jego płócienna kurtka pachniała górskim wiatrem.

      – Nasze życie składa się drobnych chwil. To my sprawiamy, czy są to przebłyski szczęścia, czy też momenty zwątpienia i rozpaczy. Proszę cię, staraj się, żeby

Скачать книгу