Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk страница 19
– Nigdy cię nie podejrzewałam o takie związki plemienne – prychnęła Eleonora. – Jeżeli chcesz mieć rodzinę, to się po prostu ożeń, miej własne dzieci, a nie sprowadzaj nam na głowę jakiegoś bękarta. Proszę cię, robiłeś już różne szalone rzeczy, popierałam te twoje wyprawy na koniec świata, bo uważałam, że masz prawo realizować swoje marzenia, ale to już przerasta wszystko.
– Ojciec był obrzydliwym typem, Lora. Matka, sama wiesz, jaka jest – egzaltowana i histeryczna. Nie pozwólmy na to, żeby to dziecko wykoleiło się w rodzinie tamtej kobiety.
– Skąd pomysł, że się wykolei – nie rozumiała Lora.
Była zmęczona bezproduktywną potyczką z bratem. Wiedziała, że jeśli Tomasz nabił sobie czymś głowę, na pewno nie zrezygnuje ze swego pomysłu. Irytowała ją jego wybuchowość i nieracjonalność. Już od dłuższego czasu marzyła tylko o jednym – jak najszybciej zakończyć tę rozmowę i porozumieć się ze swoim prawnikiem. Należało powstrzymać Tomasza wszelkimi możliwymi sposobami, także drogą prawną, jeżeli będzie to konieczne. Życie już dawno nauczyło ją, że w takich delikatnych sytuacjach – a za taką uważała nieuchronny konflikt z bratem – trzeba postępować dyplomatycznie. Udawać, że nic się nie dzieje, ale myśleć i robić swoje.
Oczywiście, wiele osób nazwałoby tę taktykę dwulicowością, ona jednak była przekonana, że postępuje po prostu rozważnie i zręcznie. Nie lubiła wchodzić z nikim w otwarte rozgrywki i najchętniej w nieprzyjemnych sprawach działała przez pośredników. Gdy stawała się bohaterką jakiegoś medialnego skandalu, co zwykle było zresztą obliczone na podniesienie popularności, wszystko załatwiali asystenci i sekretarki. O Lorze Hagen plotkowano w światku filmowym, że nawet noża w plecy nie wbija osobiście, bo ma od tego specjalnych ludzi. Potrafiła dobrze nękać swoich wrogów, ale sama nie brudziła sobie rąk. „Krew wypić, dziurki nie zrobić” – tak się chyba mówiło o osobach tego pokroju.
Teraz też zamierzała zastosować taką taktykę, tym razem jednak w stosunku do własnego brata. Czuła więc lekki dyskomfort. Kochała Tomasza, ponieważ był jedyną osobą, którą akceptowała w stu procentach, ze wszystkimi wadami. Nigdy nie działała wobec niego zakulisowo, uważała, że obowiązuje ją wobec niego szczególna lojalność. Tym razem jednak musiała postąpić inaczej, ale po raz pierwszy czuła się tak bezpośrednio zagrożona. A w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia nie cofała się przed niczym.
Tomasz przyglądał się jej, jakby zastanawiając się, co jej chodzi po głowie. Wiedział, że Eleonora nie zwykła zmieniać zdania i skoro była przeciwna wprowadzeniu Tosi Bielskiej do rodziny, dalej się temu będzie opierać. Należało przedstawić inne argumenty.
– Nie uważasz, że długofalowo możemy na tym skorzystać? – powiedział więc, patrząc na siostrę zaczepnie.
– W jakim sensie?
– Będziemy mieć nad tym dzieciakiem kontrolę, nie będą nas nim szantażować. Zrozum, Lora, ta mała to taki miecz Damoklesa, który wisi nad nami. Póki nie rozwiążemy całej tej sprawy, zawsze, w każdym momencie może pojawić się problem z żądaniami prawa do spadku.
– Z tym akurat się zgadzam i uważam, że ona i jej starsza siostra powinny podpisać ugodę i wziąć pieniądze. Oczywiście nie takie, jak sobie zapewne wyobrażają, ale tym prowincjonalnym gąskom na pewno wystarczą. Trzeba im zatkać usta banknotami, tak ja to widzę, ale musimy mieć wszystko na piśmie i ostatecznie uzgodnione, żeby sprawa nigdy już do nas nie wróciła.
– No ale ja bym jednak chciał zobaczyć to dziecko.
– Nie rozumiem, po co? – zdenerwowała się Eleonora. Wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Miała szybkie i urywane ruchy osoby łatwo wpadającej w gniew, która bardzo stara się nad sobą panować, ale czasem wymyka się jej to spod kontroli. Raz po raz odrzucała długie włosy na plecy lub poprawiała je ręką.
– Jestem ciekawy, czy ona jest do nas podobna. Czy ma coś z ojca.
– Wiesz, zawsze cię podejrzewałam o jakiś rodzaj masochizmu – zaśmiała się Lora. – Już w dzieciństwie to miałeś, lubiłeś się dręczyć różnymi rzeczami. Potem te twoje niebezpieczne wyprawy, psychologia mówi, że dążenie do autodestrukcji także jest masochistyczne. Ty naprawdę masz problem. A może tak naprawdę chodzi ci o coś innego, braciszku?
– O co? – Tomasz się zainteresował.
– O zemstę. Starasz się odgrywać przede mną tego dobrego, bardziej wyrozumiałego z naszej dwójki, który próbuje mimo wszystko scalić rozbitą rodzinę Halickich do kupy. Zbudować coś na tych zgliszczach. Ale tak naprawdę nienawidzisz rodziców i tej kobiety równie mocno jak ja, a nawet bardziej, a teraz masz wyjątkową okazję, żeby odpłacić pięknym za nadobne. Pokazać, kto tu rządzi.
– O, czyżby? – mruknął Tomasz, a złośliwy uśmieszek przemknął mu przez usta.
– Tak – Eleonora zbliżyła się do baru i nalała sobie kolejny kieliszek wina. – Naszego ojca najmniej to oczywiście obejdzie, ale matkę na pewno dotknie. Sprowadzenie pod jej dach tego dziecka to prawdziwe mistrzostwo świata. Nie mówiąc o tym, jak wścieknie się tamta rodzina.
– Oczywiście. Nie dość, że dostaną figę z makiem, to jeszcze stracą dziecko. Genialne posunięcie. Będą się ciskać z bezsilnego gniewu, bo myśleli, że mają zakładnika, na którym się dorobią, a tu taka niespodzianka – roześmiał się Tomasz, podnosząc swój kieliszek.
– I wszystko to robisz, rzecz jasna, w trosce o jej przyszłość i dobry start, prawda? – głos Lory nie wyrażał żadnych emocji.
– Jasne, przecież zależy mi na szczęściu tej małej. A także na trzymaniu pod kontrolą rodziny Ady Bielskiej, żeby nam nie bruździła. Siostrzyczko, to się może okazać tańsze i pewniejsze niż płacenie im i zmuszanie do podpisywania ugody. Mówiłem o zakładniku – teraz my go będziemy mieli, zupełnie jak w średniowieczu, gdy władca musiał wysłać na dwór wrogiego króla swego syna jako gwarancję pokoju.
– Jesteś perfidny – Lora pokręciła głową.
– Chyba nie podejrzewałaś, że obudziły się we mnie jakieś uczucia do dzieciaka? Nie jesteś na tyle niepoważna. Chciałem sprawdzić, czy dla tak przebiegłej osoby, jak ty, moja argumentacja będzie przekonująca. Czy uzasadnienie, że staram się o opiekę nad dzieckiem, bo leży mi na sercu jego szczęście, nie wyda się grubymi nićmi szyte i sądy nie zaczną się w tym dopatrywać czegoś brzydkiego.
– Sądy są przychylne dla tych, którzy mają pieniądze – przypomniała mu Lora. – Zawsze miej to na uwadze. Mimo wszystko uważam, że lepiej by było usunąć dziecko z naszego życia raz na zawsze i nie bawić się w żadne układy z tamtą rodziną. Dać tej opiekunce coś na odczepne i zamknąć sprawę.
– Naprawdę nie ciekawi cię, jak to wszystko może się zakończyć? Ada Bielska ukrywała to dziecko przed nami, miała najwyraźniej powody sądzić, że będziemy próbowali je wydrzeć z jej zakochanych rąk. I teraz jest wreszcie okazja, by zrealizować ten plan. Co prawda, żadne z zainteresowanych – ani ojciec, ani ona – już