Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk страница 20
– Wszystko z czasem, droga siostro.
– Żeby tylko nie zrobiła sobie lub komuś czegoś złego, bo będziemy mieć tylko kłopoty – dodała Eleonora, rzucając okiem na telefon. Jej asystent dzwonił już kilka razy. Należało się zbierać, sprawy zawodowe czekały i tak poświęciła bratu oraz tej całej niesmacznej historii więcej czasu, niż zamierzała.
– Muszę niedługo jechać. Zaczynam za parę dni nowy film, już się kręci ten kołowrotek, agent bez przerwy wydzwania…
– Jasne. Chcę tylko wiedzieć, czy w tej sprawie zostawiasz mi carte blanche?
Lora popatrzyła na niego chwilę w milczeniu, jakby ważąc wszystkie za i przeciw, a potem niechętnie skinęła głową.
– Dobrze. Proszę cię tylko o jedno – nie rób niczego głupiego. Ciągle uważam, że powinny wziąć pieniądze. – To ostatnie słowo wymówiła z tak wyraźnym lekceważeniem, że oboje wybuchnęli zgodnym śmiechem.
– Obiecuję ci, że nie zrobię niczego, czego ty byś nie zrobiła – zapewnił ją Tomasz. Złośliwy uśmieszek ciągle nie schodził mu z twarzy.
Przez lata miał pretensje do ojca, który torpedował większość jego pomysłów lub je po prostu wyśmiewał, nazywając go obibokiem i fantastą. Cezary Halicki nie rozumiał potrzeby samorealizacji, choć sam nie ograniczał się pod tym względem. On jednak sam na to wszystko zarabiał i odniósł finansowy sukces, a jego syn tylko korzystał ze zdobytego majątku. Tomasz przez długi czas zastanawiał się nad tym, jak dokuczyć ojcu, i wielką przykrość sprawiał mu fakt, że się już to nie uda. Oczywiście, przechwycenie wszystkich firm było pewną rekompensatą za lata upokorzeń, ale tutaj musiał się liczyć ze zdaniem Lory, która także lubiła wtrącać swoje trzy grosze i nie zawsze się z nim zgadzała.
Siostra jednak skinęła tylko głową i pocałowała go w czoło. Poczuł przeszywający dreszcz. Zwykle tak robiła, gdy byli mali, rodzice się kłócili, a ona chciała go uspokoić. Tak było w epoce, gdy w życiu Cezarego pojawiła się Ada i matka starała się walczyć z rywalką. Tomasz zapamiętał ten czas jako niekończące się pasmo łez i histerii matki, awantur i wyrzutów ze strony ojca. I te kojące gesty Eleonory, które mimo wszystko były podszyte ogromnym strachem i niepewnością jutra. Siostra czuła się za niego odpowiedzialna, a mimo wszystko sama obawiała się, jak potoczą się ich dalsze losy w tym domu…
Teraz, w Cieplicach, rozmawiając znowu przez telefon z Lorą mocno poirytowaną faktem, że muszą wracać do tematu dziecka Ady, przypominał sobie to wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Zadzwonił do siostry właściwie tylko po to, by uspokoić ją, że wszystko idzie zgodnie z planem. Wyczuł jednak, że wciąż nie jest przekonana do jego strategii działania.
Eleonora myliła się. To on musiał zadbać o to, by rodzina Halickich stanowiła monolit. A w każdym razie sprawiać takie wrażenie. Zrobił już pierwszy krok. Zmusił rozhisteryzowaną Sylwię do racjonalnych zachowań, czyli żeby zaczęła go słuchać. Był zdziwiony, jak łatwo matka mu się podporządkowała. Oczywiście wiedział, że z Lorą jest to niemożliwe. Nie zastraszy jej ani nie przekupi. Musiał negocjować, jeżeli chciał mieć siostrę po swojej stronie. Bardzo mu zależało na jej aprobacie, udawał więc, że gra w jej grę. Uzgadnia z nią każdy krok i postępuje zgodnie z nakreślonym wcześniej planem. Dziecko Ady i Cezarego jest w końcu tylko pionkiem w tej grze, i to zupełnie nieznaczącym.
Miał przy tym nadzieję, że ich wszystkich wykiwa. Pozostawało mu czekać na telefon od Agaty Niemirskiej, który wprawi cały mechanizm w ruch. Chciał, żeby wydarzyło się to jak najszybciej, bo nie należał do osób cierpliwych, a Cieplice nie stanowiły dla niego żadnej atrakcji.
Warto było jednak trochę pocierpieć, by osiągnąć zamierzony cel. Skoro wkroczył na drogę, która miała zaprowadzić do realizacji wymarzonego od lat planu, mógł się trochę pomęczyć. Odbije to sobie przy innej okazji…
8
Gdy tylko następnego dnia rano przyjechały gazety, Agata wybrała się na spacer po łąkach, szukając śladów źródła. Towarzyszyła jej Tosia, która znała te miejsca jak własną kieszeń, bo często bawiła się tutaj z Szymonem. Łąki o poranku wyglądały wspaniale. Kolory były delikatnie rozmyte, ponieważ światło słoneczne dopiero rozpraszało się nad horyzontem, nadając krajobrazowi lekko bajkową, złocistą poświatę. Wysokie trawy lśniły niezwykłym perłowym blaskiem, a poranna rosa szkliła się na liściach i osiadała na pajęczynach. Poranek był ciepły, zanosiło się na kolejny upalny dzień, mgły się podnosiły i barwy zaczynały się wyostrzać. Agata uzmysłowiła sobie, że lubi ten moment dnia, kiedy wszystko dopiero nabiera konturów, jakby zaczyna się na nowo wraz z pierwszymi promieniami słońca.
– To źródło jest chyba tutaj – Tosia wyrwała ją z zadumy i wskazała na miejsce na łące, w pewnej odległości od strumienia, stanowiącego granicę pomiędzy działkami dziewcząt i Julii.
– Skąd wiesz?
– Zimą śnieg się tutaj prawie wcale nie trzyma. Ziemia jest ciepła. Myślałam, że to jakieś czary.
– Nie, to nie czary. To podziemne źródło – Agata podeszła bliżej.
Miejsce niczym nie różniło się od otoczenia. Jeżeli w istocie tu coś było, należało szukać głębiej. Szpiedzy Trzmielowej mieli niewielkie szanse, żeby znaleźć źródło bez specjalistycznego sprzętu. Jeżeli jednak Tosia się nie myliła, sporny teren był właśnie tutaj. Niemirska rozejrzała się uważnie. Okolica wyglądała zupełnie zwyczajnie, nikt się tutaj nie kręcił. W pobliżu zaczynała się ścieżka prowadząca nad strumień i do lasu. To tutaj, na wielkim, rozłożystym drzewie, sporo czasu spędzała Tosia ze swoim przyjacielem.
Dziewczyna zadumała się. Choć nie zamierzała sprzedawać ziemi, postanowiła działać rozważniej niż ostatnim razem, gdy bez wahania odrzuciła propozycję Trzmielowej. Teraz doszła do wniosku, że bardziej opłaci się granie na zwłokę i przeciąganie sprawy, zanim Lucyna nie opracuje argumentów prawnych. Póki Agata nie zostanie przyparta do ściany – czyli spółka Trzmielowej nie będzie usiłowała zmusić jej do podpisania jakichś papierów – zawsze była możliwość prowadzenia takiej rozgrywki.
Tym razem zamierzała być bardzo ostrożna i przewidująca. Nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd.
Ze zmarszczonymi brwiami wróciła do herbaciarni. Był tam już doktor Wilk, który jak zwykle zjawił się po swoją poranną gazetę.
– Wygląda pani niczym generał przed bitwą – skomentował. – Ale to dobrze. Nadszedł czas szykowania strategii. Ja też już popytałem, kogo mogłem. Może zorganizujemy jakąś pikietę? Piotr obiecał, że się tym zajmie, ma znajomych w różnych organizacjach ekologicznych, a oni mają doświadczenie w takich sprawach.
– Bardzo dobrze. Przyda się nam taka pomoc – skinęła głową Agata.
– Jadę dzisiaj na dużą wystawę rolniczą. Będą tam rozmaite ważne osobistości, spróbuję pogadać, z kim się da. Może uda mi się zainteresować jakieś media? Leczyłem zwierzęta tylu ludziom, że nigdy nie wiadomo, kto mi może pomóc w nawiązaniu