Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 18
Flint kiwa krótko głową, wciąż wpatrzony w moją rękę.
ROZDZIAŁ 7
Prawie dwa tygodnie mijają bez kolejnych wzmianek o mojej eksmisji. Szukam nowego lokalu, ale nie potrafię znaleźć niczego, co by się nadawało, więc jestem wdzięczna za każdy dzień, w którym Flint się nie odzywa. Stał się zdystansowany, ale grzeczny. Nie jestem pewna, czy to z powodu rocznicy śmierci żony, mojej chęci spędzania czasu z Harrym, czy dlatego, że ma przed oczami to, do czego niemal między nami doszło.
Kiedy mija mnie na korytarzu czy przychodzi na górę po syna, od razu patrzy na moją rękę. Szwy już zdjęto. Rana ładnie się zabliźniła. Flint nie musi patrzeć z tak wielką udręką, choć może wcale nie chodzi o rękę. Może o to, co ona reprezentuje – to co się niemal wydarzyło.
Dziś powinien być dzień wolny od narzekania, skoro jest weekend – mój ulubiony czas w gabinecie, ponieważ w budynku nie ma nikogo innego i nie muszę mieć wyrzutów sumienia z powodu hałasu. O wpół do siódmej biorę torebkę i odprowadzam ostatnią klientkę do głównych drzwi.
– Elle!
Zerkam przez ramię i widzę, że macha mi Harry. Chłopak biegnie do mnie, Flint idzie kilka kroków za nim.
– Do zobaczenia w przyszłym tygodniu – mówię klientce, która szuka kluczyków w torebce i odchodzi do samochodu.
– W aucie czekają dziadkowie. Możemy coś dla nich zagrać? – pyta Harry.
– Harrisonie, nie widzisz, że pani Rodgers właśnie skończyła pracę? – Flint uśmiecha się sztucznie.
– Proszę. To nie potrwa długo.
Zerkam na ojca chłopaka.
– Mamy rezerwację w restauracji. Może innym razem. Muszę wziąć stąd jedynie dokumenty. Wracaj do samochodu.
Słowa pozostają niewypowiedziane, ponieważ nie jestem pewna, czy powinni je usłyszeć. Mam wrażenie, że Flint nie chce poznać mojego zdania.
– Chcę zagrać. Przed ich wyjazdem nie będzie kolejnej okazji.
– Harrisonie…
– Tato! Chcę zagrać. – Zaczyna tracić panowanie.
Flint się spina, na jego twarzy maluje się frustracja.
– Nie zajmie to więcej niż pięć minut. – Wzruszam ramionami. – Masz pięć minut wolnego czasu?
Flint marszczy brwi.
– Przygotujcie się, a ja przyprowadzę rodziców. Ale tylko jedna piosenka, Harrisonie. I koniec.
Chłopak przebiega obok mnie i pędzi do budynku.
– Tato, otwórz te pioruńskie drzwi.
Wkładam swój klucz i wpisuję kod.
– Prze…
Nie dopuszczam Flinta do głosu.
– To nic. Spotkamy się na górze. Nie mogę się doczekać, by poznać twoich rodziców. – Przygryzam wargę, by się nie uśmiechnąć.
Flint się krzywi, a potem odwraca i maszeruje z powrotem na parking. Nie wydaje się ucieszony tą sytuacją.
W oczekiwaniu na Flinta i jego rodziców wyjmujemy z Harrym gitary i rozgrzewamy palce.
– Gdzie mieszkają twoi dziadkowie?
– W Kolorado.
– W jakim mieście?
Harry koncentruje się na palcach, które przebiegają po strunach.
– Nie wiem.
Uśmiecham się. Oczywiście, że nie wie, ale nie dzieje się tak dlatego, że mu nie powiedziano, ale ponieważ nie uznał, że ten drobny szczegół wart jest zapamiętania.
– Co tak długo? – Przewraca oczami, gdy w pomieszczeniu pojawia się Flint i jego rodzice.
– Raz, dwa, lecimy. – Nie czeka, aż się przedstawię czy przywitam. Gram z chłopcem, zerkając co jakiś czas na Flinta i jego rodziców, którzy, w przeciwieństwie do syna, cały czas się uśmiechają.
Kiedy kończymy, wszyscy klaszczą, nawet Flint.
– Wspaniale, Harrisonie! – Babcia ściska go, co dzieciak sztywno akceptuje.
– Ellen, poznaj moją mamą Camillę i tatę Gene’a. A to Ellen Rodgers.
Ściskam im obojgu dłonie.
– Harrison ciągle o tobie opowiada. – Camilla się uśmiecha.
– Zatem to lokatorka, która, jak mówiłeś, ma fajne… – Gene uśmiecha się do syna przez chwilę, jakby żartował. – …zęby.
Flint patrząc na ojca, mruży oczy.
Nie nadążam.
Uśmiecham się, pokazując całą białą klawiaturę w ustach.
Mężczyźni wymieniają pomiędzy sobą kolejne znaczące spojrzenie. Z pewnością nie rozmawiali o moich zębach.
– Cóż, pięć minut minęło, Harrisonie. Musimy jechać do restauracji.
– Wiem, wiem… – Wkłada gitarę do futerału. – Musimy jechać do restauracji, żebym mógł wrócić z babcią i dziadkiem do domu, podczas gdy ty pójdziesz na randkę.
Flint prostuje się nagle, przeskakuje wzrokiem pomiędzy rodzicami a synem.
Camilla uśmiecha się szelmowsko.
– Głupio, byś się z tym ukrywał. Ostatnim razem, gdy tu byliśmy, wyjaśniłam, że jesteś dorosły i masz potrzebę…
– Kobiecego towarzystwa – kończy płaskim tonem Harrison. – Spoko. Kumam. Chodźmy. Pa, Elle.
– Miło było państwa poznać. – Gene i Camilla kiwają grzecznie głowami i zabierają chłopaka do windy.
– Zaraz dołączę. – Woła za nimi Flint, wpatrując się we mnie.
– Bystry dzieciak. – Przygryzam wargę, unosząc na chwilę brwi.
– Nie sprowadzam kobiet do domu. Nie mam pojęcia, jak będąc samotnym ojcem, radzić sobie w takich sytuacjach.
– To nie jest moja sprawa, Flint. – Wkładam gitarę do futerału. – Myślałam, że ustaliliśmy już, iż nie jesteś mi nic winien, a już zwłaszcza wyjaśnień na temat tego, kiedy spotykasz się z kobietami i co z nimi